piątek, 29 maja 2015

Tanith Lee - Piratika

Po tygodniu zmagań ze szkolnymi obowiązkami, a jednocześnie 5 dniach (choć moje umiejętności matematyczne, jednak pozostawiają wiele do życzenia.. :c) bez jakiegokolwiek postu.. Powracam. Z czym? Tak. TAK! Z recenzją.

Liczba stron: 320
Wydawnictwo: Jaguar
Cena wydawnicza: 32,50zł
Cykl: Piratika
Tom: I


O czym książka? Powiem szczerze, iż nie do końca jestem przekonana, czy wyłapałam z treści odpowiedź na to pytanie. Byli piraci. Była zwariowana nastolatka z pomarańczowym kosmykiem, która za spełnienie marzeń uznała znalezienie skarbu. (17 lat, gwoli ścisłości. Siedemnaście. To rok przed pełnoletnością. Tak.). Była też papużka Pluskietka. I piesek. Gnojek. Cała ferajna. Tylko gadającej żyrafki brakowało. (W sumie trochę szkoda, bo o żyrafce chyba jeszcze powieści nie czytałam :c).
 No i oczywiście, bez groźnego czarnego charakteru by się nie obyło. W tym wypadku tę odpowiedzialną funkcję pełniła Mała Złociutka Dziewczynka. Nie mam pojęcia skąd wziął się ten.. przydomek, ale nie wydaje mi się, aby była to wina tłumaczenia. Zapowiadała się wspaniała książka i jeszcze wspanialsza recenzja!

Wygląd: Bardzo nieprzewidywalna okładka o bardzo nieprzewidywalnym wzorze. Chociaż, zawsze z góry wiadomo, jaka tematyka nas zaskoczy. Taka tam czacha. Odrobinę bardziej podoba mi się tył i grzbiet, nie wydają się tak puste jak front. Mą uwagę przykuli liczni patronaci: Gildia.pl, kawerna.pl, Książki-magazyn literacki. Niestety, wnioskując po cenie i braku rozgłosu, tytuł nie został rozsławiony tak, jak powinien. Mimo to, cieszę się, że natrafiłam na tę pozycję.
Wewnątrz, książka podzielona jest na wiele scen i aktów nawiązujących do aktorsko-teatralnej przeszłości bohaterów. Tekst czytelny, czcionka wygodna, nie za mała, nie za duża, lecz w sam raz. (Co to była za piosenka? o:). Najbardziej zwróciłam uwagę na idealne zagięcie kantu okładki. (Nie mam pojęcia, jak Wam to wytłumaczyć :<). Jest taki.. prosty, równy.. ależ przyjemnie się po nim jeździ! Paluszkiem. Góra i dół. Góra i dół. (To ten moment, w którym lepiej, abym przeszła dalej :|).

Pomysł: Wydaje mi się, że już kiedyś miałam do czynienia z tytułami o pogromcach mórz. Tak, coś się pojawiało. A, że wiązałam z nimi dobre wspomnienia, 'Piratika' za 5zł stała się zakupem obowiązkowym. I opis nadawał jej nieco inności. I okładka. Nie wspominając o 'Jednej z najzabawniejszych historii o piratach!'. Nie wykluczam, że ze mną jest coś nie tak (oj, nie wykluczam, nie. :|).. ale na 315 stronach zaśmiałam się w bodajże 2 momentach. I to takich, w których raczej przeciętny czytelnik zareagowałby nieco inaczej. Ale cóż.
Koncepcja sama w sobie oryginalna. Wiele elementów odmiennych. Zwłaszcza w erze wampirów i półnagich ćwierćaniołów. Także, gdyby przyszło mi oceniać sam pomysł - 10/10. Również mnóstwo okazji na żarty, sytuacje bawiące do łez. Niestety, w większości przypadków, niewykorzystane. Historia wypłowiałych piratów-aktorów reklamujących kawę na mini-stateczku. To pamięta się na długo. Zaskakujące i nieustanne przeplatanie się losów nieznanych sobie bohaterów. Forma, z którą spotykam się tak naprawdę po raz pierwszy. Wyspa strzeżona przez 12 barwnych papug strzegących drogi do skarbu. Nietuzinkowe i działające na wyobraźnię. Wielkie zaskoczenie w skrzyni i zawód z nieudanej przygody. Sprawiły, że chciało się czytać i odkrywać. Niestety, poza tym, wiele dobrego powiedzieć nie da rady. Ale staram się jak mogę. Naprawdę.

Bohaterowie: O ile w kryminałach Christie natłok bohaterów jest względnie uzasadniony i budujący w powieści należytą atmosferę, w dzisiejszej pozycji sprawiał on jedynie bałagan i zdezorientowanie. Pomijając fakt o niedopracowaniu większości z pojawiających się postaci. Cała załoga 'Nieproszonego Nieznajomego' jedynym czym się wykazywała była płaskość. Słony Walter i Peter. Dirk. Wąsacz. Upiorny O'Shea. I w końcu Ebad Vooms. Żaden z nich nie miał w sobie ani krzty charakteru, energii, dynamiki, wyjątkowych cech. Działali jak jedna, wielka ameba. Może dlatego z trudem przychodziło mi zapamiętanie imion i podczas ich wypowiedzi uznawałam, że powiedział to po prostu jeden z ekipy. Kolejny ogromny minus za niewykorzystanie potencjału.
Jeśli chodzi o Art Blatside czyli Artemizję Fitz-Willoughby, jak przedstawia ją autorka z tyłu książki.. Bez dwóch zdań, ożywiała całą akcje jako jedyny trybik napędzający tę leniwą maszynę. Choć część jej decyzji i zachowań przywodziła mi na myśl trzynastoletnią dziewczynkę aniżeli o cztery lata starszą pannę na wydaniu, ta ciutka wariacji wpasowywała się w pirackie klimaty. Artie spodobała mi się głównie za motywację, którą zarażała innych, chęć zrobienia czegoś, do samego końca parcie naprzód, byle do przodu. Tu zdobyła me oddanie, zwłaszcza w ciągu tygodnia zapisanego od góry do dołu sprawdzianami. ( Taki lajf :C)

Fabuła: Niestety. Doszliśmy do tego przykrego akapitu, w którym powiem dużo brzydkich rzeczy. Nie chciałam, aby ten moment nastąpił. Mus to mus. Chciało się być recenzentem, krytykować i rzucać o ścianę.. to teraz się ma. Ale będę twarda. I nieustępliwa.
Powieść.. no nie jest zła. Może autorka miała gorszy dzień rok. Na przykład zgubiła ulubionego kolczyka (znam ten ból :_:) albo ktoś podeptał jedyną rabatkę z żonkilami. Nie wiadomo. Bądź co bądź, wykonanie zaprezentowanego pomysłu można zaliczyć do przeciętnych. Wydaje się, iż czytanie 300 stronicowej książki przez około tydzień to duże osiągnięcie. Jak się przekonałam, faktycznie. Że udało mi się zrobić to w TYLKO tydzień - jestem z siebie dumna, czekam na oklaski.
 Nie chodzi tu o styl autorki, z resztą na mój gust, naprawdę dobry. Nie chodzi o opisy, które pomimo, że było ich sporo, niezmiernie ubarwiały opowieść, dodawały jej swoistego nastroju, budziły szare komórki do przeniesienia się w niezwykłą podróż. Najbardziej przeszkadzała mi monotonność opisywanych wydarzeń: popłynęli.. i płynęli.. i płynęli.. napadli na statek.. zmienili statek.. i płynęli.. i płynęli.. dopłynęli? nie dopłynęli.. więc płynęli.. i płynęli.. i płynęli.. powalczyli z z 'tymi złymi'.. i wygrali.. i płynęli.. i płynęli. Dla osoby, która nie potrafi pływać, to dość frustrujące. (.__.).
 A na poważnie: cały ten ciąg zdarzeń zlewał się w jedno, nie znalazłam żadnych dynamicznych zwrotów, emocjonalnych zawirowań czy pościgów. Po prostu sielanka i jogurcik. (Sielanka-maślanka.. łapiecie, nie? ^^).
Dochodząc do finału.. wątek miłosny. Tak, pojawił się pewien delikwent, który zaprezentowany został jako ten 'przystojny'. Tyle przynajmniej zapamiętałam. Niejaki Feliks Feniks. Oryginalnie. Związał swój los z dziejami pirackiej załogi poprzez niefortunne pomylenie go ze słynnym złodziejem Jackiem Kukułką. (Ten to dopiero groźny łotr :|) Ale.. karuzela dopiero się rozkręca. Okazuje się, że główna bohaterka się w nim zakochuje. Ta niezależna, odważna, patrząca jedynie w dal horyzontu. I uwaga: on, jak się okazuje później, także darzy ją, skrywanym w odmętach zranionego serca, gorącym uczuciem. Ależ niespodzianka! To element, który Tanith położyła całkowicie. Ani nie pasuje do zachowań bohaterów. Ani do charakterów. A już na pewno nie do opowiadanej historii i maksymalnie 10 zdań przeznaczonych na ten wątek. Nie. I nie. Ale chociaż wiem, co będę zaliczać w TAGach do 'najgorszej pary książkowej ever'. Zawsze korzyść!

Do końca.. Powiem coś, czego chyba w życiu nie powiedziałam i nie powiem NIGDY: nie słuchajcie się mnie. Faktem jest, iż nieco wylewam tu swoje żale. Po prostu, liczyłam, że 'Piratika' stanie się moją perełką, którą z dumą postawię na regale i będę spoglądać od czasu do czasu na jej idealnie rzeźbiony grzbiet, wspominając wodne podboje Mada Gaszkaru i Afrykraju ze zwariowaną piracką załogą. Dostałam natomiast nieco słabszą, oryginalną, dobrze napisaną, ale nudnie poprowadzoną powieść z mnóstwem imion, wody i uroczą, gadającą papużką. Coś za coś. Choć w sumie.. zabawa i tak była niezła. Dlatego, na oderwanie od ostatków szkoły, bądź już na wakacyjny relaksik.. jak najbardziej tak.





poniedziałek, 25 maja 2015

#2 Stosik majowo-czerwcowy

Tak, znów nie mam dla Was recenzji. Tak, obiecuję, że pojawi się takowa jeszcze w tym tygodniu. Może.


Dziś chciałabym z kolei zaprezentować mój skromny stoik na przyszłe tygodnie. Składa się on z czterech książek. Fakt, niedużo. Ale wprost proporcjonalnie do stosunkowo ograniczonego wolnego czasu. Co prawda, dwie ostatnie pozycje raczej odłożę sobie na wakacje, ale, że je mam to od razu pokażę. A nuż ktoś się skusi. Choć z pewnością nie jednego z Was zaskoczę doborem lektur. No, ale cóż.


Umiejętność zaskakiwania jest kluczem do bycia atrakcyjnym. 
~ Limo

 Filozofia nie jest moją mocną stroną, także: do rzeczy.



 Tak prezentują się me najnowsze nabytki. Zacznę od tego najbardziej znanego, kierując się ku intrygującej niespodziance:

'Następczyni' Kiery Cass, czyli czwarta część 'Rywalek'. Historia córki Maxona i Americi (dla niewtajemniczonych: księcia i głównej bohaterki). Czyt. Eadlyn i jej męskie Eliminacje. (Swoją drogą, bardzo chętnie sama przeprowadziłabym takie wybory.. Chętni mogą się już zgłaszać ^^).
Jestem bardzo ciekawa tej książki, zwłaszcza tego, jak autorka pociągnęła los moich ulubionych bohaterów. Czy nadal można ich spotkać, choćby w tle, czy może reflektor powędrował na tytułową dziedziczkę tronu? Przeczytamy, zobaczymy.

'Strażnicy Veridianu. Straż.' Marianne Curley. Czytałam jej opis kilkakrotnie. Coś o fantastyce. I wiem, że jest narracja prowadzona przez dwójkę bohaterów. Chłopaka i dziewczynę. I bodajże jedno szkoli drugie, czy jakoś tak. ........ . Może po prostu przytoczę Wam wydawniczy tył okładki:

Ethan miał zaledwie cztery lata, kiedy została zamordowana jego starsza siostra, Sera. Teraz, dwanaście lat później, Ethan prowadzi podwójne życie. Z jednej strony jest zwyczajnym uczniem liceum w australijskim mieście Angel Falls. Z drugiej – niezwykle utalentowanym agentem organizacji nazywanej Strażą – strażnikiem czasu, którego misją jest chronienie historii. Nie wolno dopuścić, aby samolubna, nieobliczalna potęga zmieniła bieg przeszłych wydarzeń, aby w przyszłości ugruntować swoją władzę. Tymczasem jednak Ethana spotyka zaszczyt, połączony z wielką odpowiedzialnością: zadanie wyszkolenia nowej Strażniczki. Gdyby jeszcze nie była młodszą siostrą jego byłego najlepszego przyjaciela…
Isabel prawie już zapomniała o chłopaku, w którym podkochiwała się jako dziecko. Nie widziała go od czasów, kiedy pokłócił się z jej bratem. Oczywiście o dziewczynę, piękną Rochelle, która wybrała Matta zamiast Ethana! Ale to nie ma znaczenia – Ethan i tak nie zauważa istnienia Isabel… Aż do dnia, kiedy przypadkowe zdarzenie postawiło jej świat na głowie. Czy to początki choroby psychicznej, czy też jest obdarzona jakimiś dziwnymi mocami? I co ma znaczyć to, że Ethan nagle szuka jej towarzystwa?
W pierwszym tomie trylogii Marianne Curley wraz z bohaterami wkraczamy do świata ukrytego wewnątrz naszego świata. Do rzeczywistości podróży w czasie i walki Porządku z Chaosem. Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem? Co oznaczają słowa starożytnego proroctwa? Gdzie znajduje się starożytne miasto Veridian, kryjące sekrety dawno zaginionej cywilizacji?
To z grubsza. Nie wiem, co wyniknie z samego czytania, ale coś ciągnęło w mnie w stronę typowego fantasy: magia, strażnicy, wróżki, jednorożce.. full wypas z iskierkami.
A że będąc w taniej książce i mając ochotę na malutki imieninowy prezencik, ujrzałam tę okładkę i to za ok. 9zł.. Brać, nie gadać. Najwyżej będzie się elegancko prezentować na półce. (Ma śliczny boczek grzbiecik ^^ - przepraszam, jestem przed kolacją :C)

Na koniec.. tak. To jest Batman. I nie. Nie nabywałam tych lektur specjalnie, nie zamawiałam ich przez księgarnię internetową w Etiopii ani nie sprowadzałam z Gwatemali. Znalazłam na książkowej półce, gdzieś, w czeluściach strychu. (Nie pytajcie skąd i jak :|). Zanurzając się w streszczeniu fabuły z tyłu, stwierdziłam, że w wolnej chwilce, mogę pobawić się w poszerzanie horyzontów. Zwłaszcza, iż moja wiedza o superbohaterach ogranicza się do: przydomków i faktu istnienia. W sensie.. w filmach. ... . (Nie, w życiu nie przyszłoby mi do głowy, że superbohaterowie żyją naprawdę. Przysięgam. :| ).
Na okładce była mowa o akcji, thrillerze i kryminale. Więc stwierdziłam: a czemu by nie?

Od tej porywającej książki nie sposób się oderwać. Mistrzyni amerykańskiego thrillera Louise Simonson odsłania krok po kroku tajemnice Batmana i jego rolę w zabójczym starciu między włoską i rosyjską mafią. Połączenie mitu Batmana z zaskakująco aktualnym wątkiem kryminalnym, doprawione przewrotnym humorem i świetnie dozowanym napięciem, zapewnia zabawę literacką najwyższych lotów. Ta doskonale skonstruowana powieść wciąga czytelnika od pierwszego do ostatniego zdania. Dramatyczny finał książki każe nam zmienić spojrzenie na najnowszy film Christophera Nolana. Jest brakującym ogniwem całej historii, tłumaczącym niewyjaśnione sekrety Mrocznego Rycerza. - Rycerz z Gotham City

Amerykański twórca filmów o Batmanie powierzył napisanie literackiej wersji Mrocznego Rycerza Dennisowi O’Neilowi, światowej sławy autorowi powieści sensacyjnych i komiksów z kilkoma bestsellerami i nagrodami w dorobku (między innymi nagrodą Academy of Comic Book Arts). Spod pióra O’Neila wyszła książka przełomowa, która zmienia nasze spojrzenie na jeden z największych mitów naszych czasów. Batman jawi się jako współczesny rycerz nieustający w walce o sprawiedliwość. Joker, jego odwieczny przeciwnik, zuchwale szydzący z zasad moralności, utrwala się jako uosobienie zła o przewrotnym poczuciu humoru. O’Neil zderzył w tym thrillerze wszystko, co najlepsze i co najbardziej przemawia do wyobraźni: barwne postacie, trzymającą w napięciu fabułę, pełną zaskakujących zwrotów akcję i błyskotliwy dowcip. - Mroczny Rycerz

Jeśli zainteresowały Was losy Mrocznego Rycerze z Gotham City ( :| ), kątem oka dostrzegłam, iż na TaniejKsiążce oba tytuły są dostępne za ok. 9zł. Tak więc chyba warto pożegnać się z 9 gałkami lodów na rzecz niezwykle kształcącej literatury.


A jakie Wy macie plany czytelnicze? Co tam ciekawego kupiliście/wypożyczyliście? Może coś polecacie? :)

środa, 20 maja 2015

Agatha Christie - Tajemnica Siedmiu Zegarów

Oto drobna niespodzianka! Za 'Piratikę' już się zabrałam, ale w międzyczasie, ze względu na mały format kryminału Christie (i możliwość spakowania w elegancką torebkę ^^), mignęłam przez tę pozycję. Chciałabym więc przy okazji zachęcić Was do jej przeczytania!



O czym książka? Każdy, kto kiedykolwiek miał do czynienia z tekstem tej autorki, mniej więcej wie na czym rzecz z jej kryminałami polega. W tym wypadku, jest to historia grupy przyjaciół, zamieszkujących tymczasowo rezydencję 'Chimneys'. Chcą oni zrobić swemu koledze kawał. A konkretniej nauczyć śpiocha wczesnego wstawania za sprawą ośmiu, nastawionych na wczesną porę, budzików. Niby na pozór nic takiego. Wręcz głupi pomysł. (Ja za coś takiego bym zabiła. Zwłaszcza w sobotę >:C). Sytuacja się zagęszcza, gdy rano, mimo hałasu, Gerald Wade się nie budzi. Ba! Nie żyje. I pojawia się problem. Problem, który oczywiście młodzi chcą rozwiązać. Przy okazji napatoczy się jeszcze jeden trup, tajemnicza grupa morderców spotykająca się w niewielkiej melinie za ukrytymi drzwiami i nieznany nikomu 'numer 7'. (Nie, Bonda tu nie ma. :D ) Jednym słowem: dzieje się!

Wygląd: Te książki to klasyka. A klasyka ma to do siebie, że wydaje się ją w pięćdziesięciu ośmiu (musiałam sobie przeliterować, bo w tych słownych cyferkach jeszcze się gubię :c), różnych wydaniach. Mój egzemplarz, znaleziony na jednym z domowych regałów, jest niewielki, nieco podniszczony, porysowany latami, które naznaczyły na nim swój niezatarty ślad. Dlatego też, trudno jest mi oceniać 'szatę graficzną'. Moim zdaniem, prezentuje się pięknie, gdyż uwielbiam pozycje, przez które czuć historię, dotyk poprzednich czytelników. I choć nigdy własnymi rękami (NIGDY :|) nie zagięłabym grzbietu książce, gdy kiedyś tam (w erze mezozoicznej :|) zrobił to ktoś inny (w tym wypadku bodajże mama) to ma to swój urok.
 Ale ogółem mówiąc, wszystko wygląda prosto: okładka - konkretna, w środku tekst zwykłą, czytelną czcionką. Po prostu.

Pomysł: To co kocham w powieściach Agathy to nieprzewidywalność. Zaczyna się niepozornie, sielanka, luz, blues. Nagle ktoś ginie. (Tak, musi być śmierć. Na innej bazie nie stworzysz dobrego kryminału :|) Zaraz znajduje się jeden podejrzany, który miałby motyw, brak alibi i dowody. Banał. Ale, ale.. Kolej na wydarzenie grupowe: spotkanie towarzyskie, bal, bankiet, turniej golfa etc. I nagle wszyscy okazują się podejrzanymi. Bo ten z tym mógł tego z tą i razem tam gdzieś kiedyś coś. Pojawiają się teorie spiskowe: jeden na drugiego, piąty na siódmego, trzydziesty trzeci na czterdziestego pierwszego. I gdy już jesteśmy pewni, że działo się tak, a nie inaczej, miejsce ma punkt kulminacyjny, jakiś pościg, niebezpieczna akcja, po którym wychodzi szydło z worka. Nie byle jakie. Mordercą zostaje ten, nie rzucający na siebie ani cienia podejrzenia. Dlatego jeżeli zdecydujecie się na czytanie tej lektury i niczym Holmes, dzięki idealnej sztuce dedukcji, już po kilku stronach pragniecie znaleźć sprawcę, pamiętajcie: najciemniej jest pod latarnią. Warto zapisać.
(Nie, to nie jest spoiler. To po prostu.. dobra rada. ^^ )

Bohaterowie: Ścisk, że ho ho! Bohater na bohaterze bohatera pogania! ( :D ) Gdybyście teraz zapytali mnie o jakiekolwiek imię jakiejkolwiek postaci.. po prostu nie pytajcie, bo i tak Wam nie powiem. Nie mam pamięci do takich nic nieznaczących detali. (Bo po co komu nazwisko? O:). W każdym razie ludzi jest mnóstwo. Oczywiście, autorka nie bawiła się w kreowanie psychologicznych portretów osobowości, ale to chyba w pełni zrozumiałe. Wręcz na plus. Choć.. w sumie, jakieś elementy charakterystyczne dla poszczególnych postaci mamy, także nie jest źle. A wyobraźnia zrobi resztę.
Podoba mi się również to, iż wykreowano taką faerię osób - każdy inny, ale każdy może też być tym złym. Tak więc bawimy w detektywa razem z nimi. No i rzecz jasna, zabójcą okazał się mój ulubiony bohater.. Ale już się przyzwyczaiłam, że mam nosa do ludzi. Luz, nie biorę tego do siebie.

Fabuła: Gna do przodu. Głównie za sprawą wszechstronnych dialogów. (Więcej chyba jest w tej pozycji myślników niż kropek ^^). Ogólnie, nie mam co do niej zastrzeżeń. (A tak, w razie czego bym się kłóciła Christie, że jest do niczego :|).
Warto wspomnieć, że historia z początku wydaje się nieco nudna, pierwsze strony nie ułatwiają 'wkręcenia się' w losy bohaterów. To fakt. Ale jeśli przejdziecie przez wstępne rozdziały, dalej będzie tylko lepiej. Gdy wszystko zacznie się komplikować, coraz mniej wyjaśniać i rozumieć. Uwierzcie. Najlepiej akcja rozwija się na przyjęciu w 'Abbey'. Zwłaszcza, spodobał się pomysł przedstawienia tego wydarzenia z trzech różnych perspektyw, trzech postaci. To właśnie jeden z tych mechanizmów pozwalających na sherlockowanie.
Mówiąc o finale..  choć dostałam bum! takie, jakiego oczekiwałam.. to nie jestem do końca zadowolona z formy jego przekazania. Atmosfera na końcu ciutkę opadła, nie wywarła aż tak ogromnego efektu. Przez to.. nawet najbardziej szokujące informacje.. nie były AŻ takim szokiem. A może to ja po prostu jestem nie taka. (:C)

Do końca.. Jeżeli nigdy nie czytaliście jeszcze żadnego kryminału Agathy Christie - sięgnijcie po ten pierwszy. Jeżeli czytaliście - sięgnijcie po kolejny. Zbliżają się wakacje, a jest to najlepsza pora na czytanie. Zwłaszcza  lekkich, acz naprawdę wciągających powieści.
 Nie znajdziecie tu wytwornego języka, napakowanego epitetami i homeryckimi porównaniami. Nie znajdziecie parabolicznej głębi, metafor i podwójnego dna, z którego można by wynieść jakikolwiek morał. (No chyba, że uznajecie za pouczenie: Nie zabijaj, bo i tak Cię nakryją :D). Znajdziecie natomiast kawał dobrej zagadki. Zagadki, do której nie jeden podchodził, nie jeden próbował rozwiązać. Ale tylko nielicznym się to udało. I na tym polega urok.





I na zachętę: co można przeczytać po 'Siedmiu Zegarach'.. :)

sobota, 16 maja 2015

Kiera Cass - Jedyna

Liczba stron: 334
Wydawnictwo: Jaguar
Cena wydawnicza: 37,90zł
Seria: Selekcja
Tom: III

Czymże by była recenzja bez zdjęć?


O czym książka? O tym samym, co dwie poprzednie części. Co ja mam Wam tutaj mówić? Może najrozsądniej zrobię, jak po prostu skieruję Was do postów o 'Rywalkach' i 'Elicie'. I dodam, że tom jest ostatnim hm.. głównym z trylogii, a historia w nim zawarta stanowi finałową prostą rywalizacji między kandydatkami do tronu i serca Maxona. Także ostateczną decyzję Americi w jej dylematach. Jaką? Oj, choć to oczywiste, gdybym wprost zaspoilerowała imię wybranka skończyłabym zapewne ciągnięta nurtem Amazonki, a że nie umiem pływać.. wolę nie ryzyka nie podejmować. ( :D )

Wygląd: Poziom ciągle utrzymany bardzo wysoko. Okładkę uważam za najładniejszą z całej serii, zwłaszcza zaprezentowaną na niej modelkę. Aż sama się prosi aby zabrać ją tę sukienkę.. Jejku, mój przyszły narzeczony będzie musiał się sporo wykosztować, aby sprawić mi takie cudo na ślub. Ale, co tam! Jeśli mnie zechce to niech cierpi. ( :D). Ogólnie tutaj też nie mam za dużo do powiedzenia, gdyż szata graficzna jest jednakowa jak we wcześniejszych pozycjach: są skrzydełka, nie za cienkie, jasnożółte strony pachnące tak, jak książka pachnieć powinna. Szczerze mówiąc, trudno będzie mi rozstać się z 'Selekcją', gdyż uwielbiam trzymać te, jakże przyjemne w dotyku, cegiełki z piękną historią skutecznie zajmującą i umilającą mój czas. Ale o tym poniżej.

Pomysł: Trzyma się kupy. A to chyba najważniejsze. Autorka nie wyskoczyła nagle z absurdalnymi pomysłami, nie wyrzuciła Mer na Alaskę, nie skierowała jej w ramiona Gavrila. Także tutaj plus. Warto również docenić, że tak jak w 'Rywalkach' bądź 'Selekcji' w pałacu ciągle się coś dzieje. Nieco mniej było tego bezsensownego 'krążenia' Americi między komnatą, a jadalnią wzbogaconego licznymi rozterkami. Te luki wypełniła.. nawet, momentami, wartka akcja. Nie zdradzając zbyt wiele, koncepcja rozszerzenia zasięg rozgrywanej akcji o miasteczko czy dom Mer także przypadła mi do gustu, choć liczyłam na częstsze wypady bohaterów poza królewskie mury. Pojawił się również wątek tajemnicy, zagadki. Na nieszczęście zbyt szybko rozwiązany, nie pozwalający czytelnikowi na pogłówkowanie. A szkoda, bo takie główkowanie i myślenie bywa czasem przyjemne. Czasem. (:|)
Natomiast, średnio podobało mi się samo zakończenie powieści. Nie tak wyobrażałam sobie.. no nie tak. Choć pozwoliło to Cass na doprowadzenie dylematów życiowych głównej bohaterki do złożonego i uzasadnionego końca, miałam nadzieję, iż oszczędzi, przynajmniej niektóre postaci. Niestety, czuć, iż Kiera jest żądna krwi i lubi uśmiercać bohaterów. No cóż. Każdy ma jakieś hobby. Ja np. lubię rysować pandy. Co kto woli.

Bohaterowie: Ta część, w moim mniemaniu, to wszyscy vs. król Clarkson. Co za skurczybyk! O ile w poprzednim tomie chętnie bym go wykopała do morza, tutaj po prostu powiesiłabym go za nie powiem co, nie powiem gdzie i nie powiem na czym. (Każdy w zależności od przyzwoitości i sumienia niech dopisze sobie tutaj własną wersję :|).
Nieco bardziej za to zaczynałam rozumieć Ami, jej wahania. Zapewne, spowodowała to ograniczona ilość stron poświęcona na jej 'bogate w różnorodność', myśli. Po prostu więcej działała, pewne cechy można było wyciągać z jej zachowania. Dobrze, że autorka zmieniła tę bohaterkę, gdyż po 'Elicie' miałam ochotę szczerze ją znielubić. A ja bywam pamiętliwa.
Maxon.. ach.. Maxon. Oj, Maxonie. Dlaczego nie wybrałeś mnie? Ja nie miałam żadnego Aspena, od początku do końca byłam Ci wierna, wspierałam Cię na każdym kroku, a Ty co? Zawiodłam się. Po prostu. Tyle w tym temacie.
Pod względem bohaterów, jak już zdążyłam wspomnieć, ten tom był najbardziej drastyczny. Co druga z moich ulubionych osób skończyła na cmentarzu. Dlaczego? Czy nie można było rozwiązać tego jakoś inaczej? Zabijanie książkowych postaci nie jest najlepszym wyjściem rozwiązania życiowych kłopotów.

Fabuła: I znów, w ciągu niecałych 2-3 dni, jest po książce. 'Jeszcze tylko jeden rozdział'.'Obiecuję, że potem siadam do lekcji'. I chałka. Siedziałam najpierw pół nocy, dziś znów do południa. Byle skończyć. Bo jak tu przerwać? No jak? Ciągle coś się dzieje. Kto by pomyślał, że w powieści o (prawie)księżniczkach może pojawić się jakikolwiek rodzaj akcji? A jednak! Znów wystąpiło kilka wydarzeń, które rzeczywiście mną wstrząsnęły. Coś, czego się nie spodziewałam pod żadnym pozorem. Oczywiście, ostatnie strony stały się moimi ukochanymi i czytałam je conajmniej kilka razy (zwłaszcza listy Maxona - dlaczego ktoś nie mógłby napisać czegoś takiego do mnie? DLACZEGO? :_:). W dalszym ciągu jednak, jestem zła na autorkę (tak, zła :|), że końcowe rozdziały ograniczyła do minimum, jakby chcąc zmieścić się w limicie stron. Naprawdę, gdyby przedłużyła powieść o kilkanaście zdań, mogłabym te parę złotych więcej dopłacić. Czułabym się natomiast szczęśliwsza.. A tak, atak (a tak-atak ^^) rebeliantów przebiegł przez niecałe 10 stron i było po wszystkim.. no jak? Więcej zajęły chyba łącznie opisy strojów Mer! Serio.
Ale aby zamknąć ten akapit optymistycznie: fabuła wykreowana tak, aby idealnie zwieńczyć iście królewską historię i ukazać różnorodność światów, w jakim przyszło żyć jej bohaterom, a także problemów, które często znacząco przeważały na decyzjach wielu osób.

Do końca.. Bardzo żałuję, iż przeczytałam tę serię tak szybko. Na pewno jeszcze nie raz do niej powrócę, gdyż wiąże ją z wieloma naprawdę wyjątkowymi momentami. Aż się smutno zrobiło. (smuteczek :c )
Ciągle jednak pokładam nadzieję w Kierze Cass, iż 'Następczyni' nie będzie końcem jej rywalkowej twórczości i pociągnie tę historię jeszcze przez kilka kolejnych pokoleń Americi i Maxona Schreave.
 Po raz kolejny zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie mieli okazji zapoznać się z serią, aby znaleźć gdzieś pierwszy tom - Rywalki - i podjąć się tego wyzwania, wziąć udział w illejskiej rywalizacji.
Ja sama już poluję na dziennik księcia, a czwarta część 'Selekcji' lada dzień wpadnie mi w łapki. Już nie mogę się doczekać ^^












środa, 13 maja 2015

TAG #7 + 8 - Colourful books TAG + Disney Book TAG

Chciałam, chciałam i dostałam.. Bardzo dziękuję za nominacje do kolejnych TAGów. Otrzymałam trzy możliwości odpowiedzenia na pytania, w ostatecznym rozrachunku zdecydowałam się na dwie, gdyż Kitty Book TAG już gdzieś tam, w czeluściach mojego bloga, się znajduje, a powielać, póki co, nie ma co. (Taki rym ^^)

Lecimy z tym koksem!



Colourful books TAG od Julki z Karmelowych Czytadeł


SZARY to kolor ponadczasowy - Książka, która może być uznana za ponadczasową.

Książka ponadczasowa. Czyli ponad czasem. Trudno mówić aby coś było ponadczasowe, w takim razie, gdyż wszystko powstało kiedyś, istniało od kiedyś do kiedyś. Nie ma na całym świecie chyba namacalnej rzeczy, która istniałaby poza czasem. Wszystko ma swoje miejsce. Mam rację? (Wiem, że mam C:). Ale odpowiadając przyziemnie: uważam, że każdy szanujący się człowiek powinien przynajmniej raz w życiu przeczytać zbiór klasycznych baśni. Grimma, Perraulta, Andersena. Nieważne w jakim przekładzie, wydaniu. Są to historie, które już od najmłodszych lat, uczą nas jak stać się kimś. Kimś dobrym, wrażliwym, uczciwym. I pokazują, jak powinien kręcić się świat, by nie doprowadzać do kolizji.



CZARNY jest kolorem silnych emocji - Książka, która wywołała u ciebie największe emocje.
Ojojoj.. Ja jestem z reguły osobą, która podchodzi do wszystkiego dość emocjonalnie. I, choć nie ukazuję tego na zewnątrz, nie dzielę się z całym światem moimi humorami (przeważnie :|), bardzo osobiście traktuję przeżycia bohaterów, o których czytam. Potrafię płakać razem z nimi, śmiać się, prawie, że na sobie czuć rodzące się w nich uczucie, złość, rozpacz. Pierwszą lekturą, która obdarzyła mnie różnymi.. zaburzeniami emocjonalnymi był 'Zmierzch'. To zarazem pierwsza bardziej młodzieżowa pozycja, po którą sięgnęłam. Może dlatego tak mi się kojarzy. W każdym razie.. do tej pory pamiętam te wszystkie wstrzymywane oddechy, dreszcze przebiegające po skórze i motylki w brzuchu, gdy Bella, kroczek za kroczkiem, zbliżała się lub oddalała od Edwarda. (Sekrety z przeszłości :|)


BIAŁY to symbol neutralności  - Książka do której jesteś neutralnie nastawiona
Odnośnie do powyższego pytania.. nie ma chyba takowej. Nie dla mnie. Nawet do książki nie do końca przypadającej mi do gustu, nie byłabym neutralna. Po prostu.. tak się nie da. Jak z.. jedzeniem (uwielbiam wchodzić na takie przyjemne tematy ^^). Czy potrafilibyście podać potrawę/owoc/warzywo/cokolwiek nadającego się do konsumpcji, które w ogóle na Was nie oddziałały? Które nie wzbudziły Was żadnych.. uczuć wrażeń, skojarzeń? (Uczucia w stosunku do jedzenia to chyba tylko u mnie :D) No nie ma takiej możliwości. (Woda się nie liczy :|). I właśnie z książkami jest tak samo. (Nie to, że ja jem książki.. co to to to nie.. ja tylko.. wącham ^^)


NIEBIESKI, kolor wytrwałości, niezawodności - Książka, która cię nie zawiodła, mimo różnych opinii na jej temat.
Hmm.. no nie wiem. Nie spotkałam się jeszcze z pozycją, która miała by w 100% opinie złe, jak i dobre. Każda spotyka się z pewnym zainteresowaniem jak i niezadowoleniem. Zdziwiłabym się gdyby tak nie było. Ale żeby nie było, że piszę posta, w którym na dłuższą metę nie będzie nic.. (tak, tak wiem, i tak taki wyjdzie ._.) Wydaje mi się, że do tego podpunktu mogłabym zaliczyć 'Intruza' Stephenie Meyer. Nim zabrałam się za tę ksiażkę, dochodziły mnie słuchy, że jest ona znacznie słabsza od 'Zmierzchu' (Wiem, ale to był okres, gdy wzdychałam do Edwarda wpatrując się w okno - nie oceniajcie :|). Była to dla mnie zdecydowanie słaba rekomendacja, dlatego wstrzymywałam się z kupnem. Ostateczną decyzję podjęłam, gdy ujrzałam.. chyba w Lidlu.. kieszonkową wersję tytułu za ok. 11zł. Brałam natychmiast. I siadłam do lektury. O dziwo, te.. hm.. (moment, w którym sprawdzam ilość stron) 560 stron.. przewertowałam w ciągu kilku dni, wciągnięta na maksa. Choć do mniej więcej połowy, bałam się, że był to nieudany zakup. Na szczęście, przy finiszu towarzyszył mi entuzjazm spowodowany dobrą, nieco inną od wcześniej przeczytanych, książką.

ZIELONY jest kolorem nadziei- Książka która dała ci nadzieję.
Przepraszam. Bez bicia, od razu się przyznam.. nie wiem. Nie mam zielonego (ale się wpasowało ^^) pojęcia, jaka książka dała mi nadzieję. No chyba, że 'Quo vadis' dało mi nadzieję, że po przeczytaniu może nie dostanę jedynki z polskiego. 






ŻÓŁTY, kolor słońca i radości -  Książka z którą wiążesz najwięcej wspomnień.

Niestety mam pamięć krótkotrwałą. Dobrą, ale krótkotrwałą. Dlatego też mój umysł nie zawiera wielu czytelniczych wspomnień. Bardzo często, trudno jest mi nawet podać imiona bohaterów pozycji, którą czytałam kilka miesięcy temu. (Sad, but true :_:)




CZERWONY to kolor miłości, ale i również nienawiści - Książka którą kochasz i nienawidzisz jednocześnie.
Nie no.. jestem drobinkę dziwna, nie do końca zrównoważona emocjonalnie, ale.. wypraszam sobie. Aż takich wahań nastrojów nie mam. Tak więc oficjalnie czuję się obrażona tym pytaniem.




ZŁOTY to symbol bogactwa - Książka, która była prawdziwym bogactwem, jeśli chodzi o treść na jej kartach. 
Prawdziwym bogactwem? 'Przewodnik po sadze Zmierzch' za 69,99zł. Pięknie wydany, ale cena już niekoniecznie. Za 70zł kupiłabym 70:1,49=..... 47 knopersów. Zapasik na dwa tygodnie. No właśnie. Więc, musicie się ze mną zgodzić iż jest to prawdziwe bogactwo. (:|) - Co z tego, że dostałam go na prezent..  (:D)


Disney Book TAG od Sary Gray z Zaczarowanej

1. Mała syrenka - bohater, który jest wyobcowany lub czuje się nieswojo w sytuacji, w której się znalazł.Pasuję mi tu przede wszystkim Liesel Memling ze 'Złodziejki książek' Markusa Zusaka. Na szczęście, dziewczynka odważna i śmiało krocząca naprzód, więc szybko wyobcowanie minęła.








2. Kopciuszek - bohater, który przechodzi ogromną metamorfozę

Metamorfoza.. Z tym słowem kojarzy się głównie Mia z 'Pamiętnika księżniczki'. Co prawda, w wyobraźni mam na myśli głównie film, gdzie Anne Hathaway zmieniała się z żaby w księżniczkę, ale w lekturze także zostało to (jeśli dobrze pamiętam) przedstawione.








3. Królewna Śnieżka - książka, której bohaterowie diametralnie różnią się od siebie nawzajem.

To proste. Jak odcinek |AB| z punktem C i D.  A.A.Milne. 'Chatka Puchatka'. Kubuś. Prosiaczek. Kłapołuchy. Królik. Tygrysek. Maleństwo. Krzyś. Każde jest innym zwierzątkiem gatunka... Gatunkiem zwierzątka. (Wbrew temu co Wam się teraz nasuwa.. zaskoczę Was.. naprawdę staram się myśleć podczas pisania. A to, że nie zawsze mi wychodzi... Przykro mi.) Ponadto wszyscy mają inne charakterki, a przy tym mogą stanowić osobiste wzory do naśladowania. Moim idolem jest na przykład Puchatek. I pod względem kształtów i zamiłowania do jedzenia. 





4. Śpiąca Królewna - książka, podczas czytania której zasnąłeś

Choćbym czytała o 2 w nocy słownik wyrazów bliskoznacznych wydaje mi się, że bym nie zasnęła. Po prostu literki podtrzymują mnie przy świadomości. Mimo to, chyba z raz mnie zmogło. Bodajże podczas lektury.. notatek z wosu?








5. Król Lew - bohater, który w dzieciństwie musiał zmierzyć się z traumatycznym wydarzeniem


'Mikołajek' Sempe. Ten to miał przekichane. Każdą zabawkę psuł mu ojciec z sąsiadem, co rusz wpadał w tarapaty i nigdy nie dostawał deseru. I jak tu nie mówić o traumie?






6. Piękna i Bestia - książka, której się bałaś, a okazało się, że jest wspaniała


Boję się pająków, dżdżownic, innych robali. Mam lęk wysokości. Strach we mnie wywołuje ciemność. Nawet po najsłabszym horrorze nie mogę spać. Ale książek się raczej nie boję. Niestety.







7. Alladyn - bohater, którego życzenie zostaje spełnione 


Alladyn wydaje mi się najodpowiedniejszy, tak więc zostawmy go tu w spokoju.








 8. Mulan - bohater, który udaje kogoś, kim nie jest

Hodge z 'Darów anioła'. Wredny typik. Jego kruka też nie lubiłam. Od początku wydał się podejrzany. No i proszę. Ja to mam nosa do ptaków. ( :| )








9. Toy Story - książka, której bohaterów chciałabyś ożywić 

Jak dla mnie każdy bohater żyje.. w mojej głowie. Grunt to wyobraźnia. I ciutka odmienności od przeciętnego homo sapiens sapiens. Limo poleca!




10. Disney Descendants - ulubiony czarny charakter

Jestem poczciwą, dobrą istotką. Lubię dobro. Więc ZAWSZE jestem za bohaterami szerzącymi tę ideę bliską memu sercu, Ale skoro muuszę.. podobał mi się czarny charakter z 'Dziewczyny w czerwonej pelerynie'. W sensie ten wilk. Tyle, że nie pamiętam, kto nim w końcu był.. może to i lepiej, bo bym zaraz zdradziła zakończenie, a tego chyba inni nie lubią. W każdym razie, fajne było to, że tak się wciągnęłam w akcję książki, że nie rozgryzłam jaka była druga osobowość potwora. Tak więc.. polubiłam tego bohatera za to, że nie zgadłam kim jest. Skomplikowane, ale w mojej naturze normalne.

Coś mi się wydaje, że zmienię nazwę bloga z LimoBooks na LimoTAGs. Bardzo Was przepraszam za ten recenzjowy zastój, ale obecnie mam tyle nauki, że nie wyrabiam się z czytaniem. (Tak. Połowa maja, do końca roku troszkę ponad miesiąc, a ja siedzę nad książkami - niestety nie takimi jakimi bym chciała :_:). Nie potrafię powiedzieć, kiedy pojawi się w końcu coś treściwszego, ale 'Następczyni' Cass jest już zamówiona i lada dzień do mnie przybędzie. Wcześniej jednak, według chronologii, na stronę zawita 'Jedyna'. W kolejce czekają także 'Wróżbiarze' i 'Piratika'. Wszystko będzie. W swoim czasie. Obiecuję! :)