piątek, 7 października 2016

Zakątek na piątek: książkowe inicjały

Szczerze powiedziawszy, przygotowując różne książkowe zadania, za każdym razem obawiam się, że nie trafię idealnie w Wasze preferencje, Waszą wiedzę. Bo to, że ją posiadacie i to w ogromnych zasobach, udowodniliście mi już nie raz, ale wiadomo: łatwo sobie wymyślić coś co wydaje się superacyłatwe, jeżeli zna się wszelkie odpowiedzi. Każdy głupi potrafi wpaść na pomysł takiej czy innej zabawy, nie?

W dzisiejszym wyzwaniu znów powrócimy do tytułów książek, gdyż to one są pierwszym aspektem, który przybliża nas do literatury. Chciałabym, abyście sprawdzili się w rozszyfrowywaniu nazw poszczególnych powieści z gatunku młodzieżowych, fantastycznych, romantycznych. Ogólnie starałam się ograniczać do tego, czego recenzje już się na blogu pojawiały. Za każdą poprawną odpowiedź możecie dopisać +1 punkt do dobrego samopoczucia (^^).Rzecz jasna, jeśli podacie tytuł książki, który będzie się zgadzał ze skrótem, a nie będzie to pozycja, która akurat siedziała w mojej głowie, to.. dwa punkty dla Was. Prościiizna. :D

I kategoria, czyli to, co teoretycznie powinno być prostsze
FNiNoGNL. (dłuuuga seria)
CLF. MASY. (ostatnia nowinka fantastyczna)
SOiW. WB (wodne klimaty)
EITA. IO (ciut historycznie)
OiCPAL. (śliczna okładka dla wielu ludzi)

II kategoria dla cierpliwszych

LKW (dwa tomy!)
DPPN. (polska młodzieżówka, którą bardzo lubię!)
CJK. (trzy kolory)
MNO. (dużo istot fantastycznych naraz)
KwM. (rozsławiona seria - nie pierwszy tom!)

(małe "o" oznacza oraz, małe "w" w,  a małe "i" oznacza.. i. :D)

Piszcie swoje odpowiedzi w komentarzach (jeśli nie chcecie zaglądać do komentarzy, aby nie psuć sobie zabawy, śmiało wysyłajcie odpowiedzi na maila: nettelimo@gmail, a z przyjemnością Wam je sprawdzę. Wszystko na poziomie frajdy i podjęcia ciekawego wyzwania. :)), a ja w weekend zweryfikuję je. Trzymam kciuki za wszystkich śmiałków!



niedziela, 2 października 2016

Sabaa Tahir - Ember in the ashes. Imperium ognia: igrzyska z lodówki i ryzyko pomyłki z Balladyną!

Bez dwóch zdań w języku polskim zapanowało mnóstwo zwrotów, które nie mają z nim wiele wspólnego. Oczywiście, to naturalna kolei rzeczy wynikająca m.in. z postępującej globalizacji, rozwoju łączności pomiędzy nawet najbardziej odległymi państwami, postępu gospodarczego oraz konieczności pogodzenia się z faktem, że nie nauczymy już mieszkańców całego świata polskiego. (Cóż tu ukrywać: tylko my jesteśmy w nim mistrzami i nic tego nie zmieni :|). Czasem dochodzi nawet do sytuacji, gdy nie potrafimy znaleźć odpowiednika w naszym języku na jakiś zwrot, sformułowanie chociażby angielskiego oryginału. "By the way", "face to face" - te dwa były ostatnio moją prawdziwą zmorą, gdyż nie byłam w stanie przestawić się na zwyczajne "przy okazji" i "twarzą w twarz". Trudne, prawda? A jednak dla niektórych wydaje się to być nie do przejścia, skoro nie chcą wydać "Komnaty w popiele".

Gdyby nie tytuł posta, na pewno znaleźliby się niezorientowani w temacie, którzy nie wiedzieli by, o co chodzi. Nic dziwnego! Nie od razu kojarzy się nic nie znaczącą dla siebie nazwę z książką tak rozsławioną: i na blogach, i wśród booktuberów, a nawet na Youtubie. Proszę Państwa, właśnie zmierzamy w kierunku Imperium ognia!


Za przewodników posłużą nam Elias i Laia - dwójka młodych ludzi, którzy pochodzą z zupełnie innych światów. Nie ma tu jednak mowy o koneksjach typu książę i dziewczyna z ludu czy Smerf z Gumisiem, a bohaterka z zepchniętej na margines kasty Scholarów w parze z uczniem akademii szkolącej czarne maski - najlepszych zabójców Imperium. Oboje kierują się podobnymi aspiracjami: osiągnięciem celu sprzecznego ze społeczeństwem, w jakich żyją, zrobieniem czegoś, co nikomu wcześniej się nie udawało. Los skieruje ich jednak na siebie, żeby.. pokomplikować im własne ścieżki.

Gdy zdążyłam się już rozeznać w sytuacji, od razu wyłapałam element, który mnie zachwycił zaskarbił moje serce. Powieść dla młodzieży, fantastyka, przygodówka, a jednak motywy czerpane są znikąd indziej, jak ze starożytnego Rzymu! Wystarczy zerknąć na imiona: Elias Veturius, Helena, Faris - czyż to Ci czegoś nie przypomina? Na pewno wszystkim fanom "Quo Vadis" bądź "Uczniów Spartakusa" od razu świta w głowie. Bardzo podoba mi się ten pomysł, gdyż pokazuje, że historia to nie przeżytek, nudny temat do przerobienia na lekcji. Motywy: od starożytności po czasy współczesne stanowią barwny, plastyczny, a przede wszystkim ciekawy materiał np. na współczesną historię, zakrawającą nawet o dystopię. (Odezwała się dusza niedoszłej historyczki :D). Byle takich więcej!

Historia daje czytelnikowi szansę na pozyskanie z niej tego wszystkiego, na co nie można liczyć w codziennym, rutynowym życiu: napięcia, zwroty akcji oraz rozemocjonowanie losami drugiego człowieka. Nie ma tu mowy o rozciągłości, a pracuje na to dosłownie wszystko: ucinanie rozdziałów w miejscach najmniej pożądanych (a tam, wiadomo, że wszystkie niedźwiadki właśnie takie zabiegi lubią najbardziej! ^^) czy też opisywanie wydarzeń w czasie teraźniejszym. Jeśli więc chcesz odsapnąć od gonitwy i skrajnych emocji, polecam raczej książkę telefoniczną!

A największych emocji ja sama doświadczyłam, gdy do akcji wkroczył wątek Prób, przez które miała przejść czwórka bohaterów. Żyłam w takiej euforii: że taka niepowtarzalna fabuła, że tyle ciekawego się dziej, i co? I klops! Znowu próbują mi wcisnąć powtórkę z "Igrzysk śmierci". Igrzyska wszędzie; jak przyjęło się mówić: wyskakują z każdej lodówki. Odgrzewane, odmrażane, ciągle i wciąż! Ale.. nie. Jednak nie. Jednak było lepiej niż się spodziewałam. I chociaż za samą straszną perspektywę muszę uciąć autorce pół punktu, to zapowiem, że nie ma czego się obawiać.

Chwilami nachodziły mnie jednak myśli, co by było gdyby... Co by było gdyby zawarto na ostatnich stronach egzemplarza krótki słowniczek z najważniejszymi pojęciami dotyczącymi Imperium? Z pewnością byłoby lepiej! I łatwiej dla osób zmuszonych odłożyć na chwilę książkę, mających słabszą pamięć lub czytającą ją na przemian z inną (np. szkolną lekturą). Mogłaby wyjść z tego kiepska sytuacja, gdyby ktoś na kartkówce z "Balladyny" napisał, że zabito Helenę, a nie Alinę albo że główna bohaterka przechodziła cztery próby dla osiągnięcia korony, prawda?

Z bohaterami jest taki problem, że zamiast jednego, głównego dostajemy pakiet: 1+1 (drugi za grosz :D). A wielokrotnie spotkałam się z opinią, że książki prowadzone jednocześnie przez dwójkę narratorów, gubią się same w sobie, jak i czytelników, których po owe sięgają. Ja bym się w tej sprawie nie zgodziła, gdyż Elias naprawdę pasuje do Lai - pod względem osobowościowym, jak i opowiadania historii. Część wydarzeń poznajemy ze strony dziewczyny, później przerzucamy się na oczy chłopaka. Pojawiają się też chwile, które jesteśmy w stanie poznać z obu perspektyw - te wydały mi się najciekawsze, bo dowiadujemy się, co myślą o sobie młodzi. A oboje zostali przez autorkę fajnie, wyraziście zarysowani: mają w sobie wolę walki, śmiało prą na przód, rozbijając wszystkich złych w proch i pył. Po takiej lekturze od razu chce się iść wojować świat!

Największa nauka wyniesiona z czytania "Imperium ognia"? W życiu nie zgadniesz! Bowiem Elias już po kilku stronach skojarzył mi się z Sagem, z "Fałszywego księcia" Jennifer A. Nielsen. Pełni animuszu, zbuntowani, stojący na przeciw wysokiej pozycji, którą mogą osiągnąć. Szkopuł w tym, że zanim napiszę recenzję, lubię wszystko opowiadać sobie w głowie, na głos - to, co bym zawarła, by niczego nie pominąć. Właśnie w takim momencie doszłam do wniosku, że Sage nie czyta się "Sage", tylko "Sejdż". Posiąść TAKĄ wiedzę to prawdziwe osiągnięcie!

"Ember in the ashes" ma w sobie potężną iskrę spontanicznej akcji, ale łączącą się w stonowanych proporcjach z przemyślaną przygodówką. Wydawać by się mogło, że pojawia się w tej historii wiele czynników, elementów, które mogłyby potencjalnie zniechęcić do lektury: nie zawsze lubiany podział roli narratora na dwie postaci, bazowanie na krzywdzącym ludzi systemie władzy (bo co nowego jeszcze da się w tym temacie wymyślić?) albo chociażby wiek głównej pary bohaterów, sugerujący, że ich zachowania okażą się nierozsądne, a przemyślenia przekombinowane. A jednak nie! Nie zawiódł mnie wielopoziomowy świat przedstawiony, sklejony że strzępków wyobraźni autorki oraz podłoży historycznych. Nie zawiódł mnie Elyas ani Laia, których podejście naprawdę sugerowałoby o ich dojrzałości. Zawiódł mnie jedynie.. tytuł. Zaczęło się od odstępowania od czytania polskich autorów. Niedługo, polskie tytuły staną się nietykalnym wyjątkiem. I będziemy je oglądać tylko na okładce "W pustyni i w puszczy". ( Tak będzie :|).


Ilość stron: 508
Wydawnictwo: Akurat
Cena okładkowa: 39,90 zł
Cena nabycia: ---
Sposób nabycia: konkurs


Prosto z książki...
"- Hm. Tak mi się wdawało, że robisz dżemy.
- Naprawdę? Dlaczego?
Uśmiecha się łobuzersko.
- Bo jesteś taka słodka."
"Mogę też zanieść jej jakiś drobiazg. Kwiaty? Rozglądam się. W Czarnym Klifie nie rosną kwiaty. Może sprezentuję jej sztylet. Tych nie brakuje, a bogowie wiedzą najlepiej, jak bardzo by jej się przydał."
"W taki sposób patrzyła na ciebie Lavinia Tanalia. I Ceres Coran. Chwilę przed tym, kiedy je pocałowałeś.
Tym razem jest inaczej. To jest Helena. I cóż z tego?Chcesz się przekonać, jak to jest - pewnie, że chcesz."


 Więcej zdjęć:

środa, 21 września 2016

Skaczemy do przeszłości, zarania dziejów, aby nie nieczytanie nie było niemodne.

Dlaczego ludzie się nie rozwijają? Bo nie czytają. Dlaczego nie czytają? Przez lektury.



Kto spotkał się z takim podejściem? Kto z Was MA takie podejście? Nie wątpię, że przymuszanie przeciętnego Jasia, którego ostatnim czytanym tytułem był komiks "Kajko i Kokosz" do sięgnięcia i przewertowania od deski do deski "Lalki" nie zadziała na niego motywacyjnie. Bądźmy szczerzy: na nikogo to nie zadziała inaczej. Wcale nie mam na myśli tematyki bądź grubości książki, ale sposób "zachęcenia" do podjęcia się wyzwania, jakim jest ta powieść. Przymus nie miałby jednak racji bytu, gdyby młody osobnik już wcześniej został przekonany do tego, że czytanie to wspaniała rozrywka. Gdyby trwał w tym przekonaniu tak usilnie, że z każdej "Lalki" i "Cierpień młodego Wertera" (oj, ciężki kawałek chleba... :c) zrobiłby przyjemność. Ku temu, trzeba skierować się więc do lat jego młodości, bo to tam, moim zdaniem, leży pies pogrzebany.

Moje dzieciństwo było wypełnione książkami - nie mogę powiedzieć inaczej. Czytać uczyli mnie wszyscy po trochu: mama, tata, babcia, dziadek, siostra.. każdy na swój sposób, bardziej lub mniej.. bezpośrednio. Zaowocowało to tym, że jeszcze zanim postawiłam pierwsze kroki w przedszkolu, już potrafiłam zbudować z czarnych znaczków sensownie brzmiące zdanie (ach, te pierwsze osiągnięcia!). Czerpałam ogromną radość z tego, że gdy inne dzieci opanowywały po kolei każdą literkę, mnie panie nauczycielki prosiły już o głośną lekturę fragmentu opowiadania, wierszyka. Nie chodzi mi tutaj o pychę, przewagę, ale dumę z siebie i moich bliskich - wspólnie wypracowaliśmy tak istotną umiejętność. 

To co istotne: nikt nigdy nie dał mi wtedy odczuć, że czytanie stanowi obowiązek, pracę bądź nudny przydział. Czynność ta kojarzyła mi się wyłącznie z nagrodą, ciekawym spędzeniem  czasu - tak powinno wyglądać odpowiednie podejście. Wystarczyłoby, że rodzice dwa, trzy razy zmusili mnie do poznania kolejnej historyjki, a ja nie odczuwałabym już takiej frajdy, nie miałabym motywacji, którą zachęcałabym się sama. I tyle: komputer, telewizor szybko zaspokoiłby mój wolny czas, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, ile tracę odkładając na bok książki. Ale dlaczego miałabym chcieć robić coś za karę?


Zdaję sobie sprawę z tego, że skoro sama nie mam dzieci, to mogę mieć o temacie słabe pojęcie. Ale trudno zaprzeczyć, że dziecko jest bardzo pilnym obserwatorem, więc same doświadczenia z wieku przedszkolnego dały mi już obraz rzeczywistości, który teraz wystarczy, że podbuduję własnym wnioskiem. Widziałam różnych rówieśników: siedzących cicho w kąciku, uwielbiających zabawy we własnej, wąskiej grupie znajomych, biegających po całej sali chłopców, zbuntowanych mruków, "dusze towarzystwa" otwarte na każdego. Każdy z nich inaczej doświadczał książki.

Oto przykład prawie z życia wzięty!:

I tak: Kasia siedziała przy stoliku i dzielnie odszyfrowywała każdy nowy znaczek z polskiego alfabetu. Maciek dzielił po cichu słowa na wyrazy, przez co fragment czytanki przyjmował formę zabawnego rapu. Zuzia, po lekturze zdania, musiała zwizualizować sobie to, o czym właśnie się dowiedziała, czego efektem były króciutkie przerwy po wszystkich kropkach, znakach zapytania i wykrzyknikach. A Kuba? Cóż.. Kubę rzadko kiedy coś zainteresowało - ileż można czytać o wycieczkach do lasu lub zabawach w przedszkolu? Ale jeśli już zabrał się za ciekawiącą go historię, nie odrywał się od niej ani na moment! (Oczywiście imiona zostały zmienione, gdyż.. niestety nie prowadziłam jako 5-latka zapisków pt. "Kto jak czyta". :D ).

To jest właśnie ta banalnie prosta metoda na rozpoczęcie przygody z czytaniem. Znaleźć swoją metodę. Niezależnie od tego, czy będziesz czytał w swoim pokoju na głos, wertował strony we wszystkich możliwych miejscach i o wszystkich porach dnia i nocy, szatkował powieść po rozdzialiku codziennie przed snem albo też zarywał na ciekawą lekturę całą noc. Nieważne czy wybierzesz papierowy egzemplarz, e-book, audiobook, format gazetowy bądź wersję elektroniczną, komputerową. Naprawdę obojętne czy wokół Ciebie czytają wszyscy znajomi, wsparcia mola książkowego możesz doświadczyć tylko od rodziców czy w Twoim otoczeniu literatura została zepchnięta na dalszy plan. Po prostu czytaj! 

Rób to po swojemu, nie daj sobie wmówić, że jeśli chcesz być prawdziwym czytelnikiem musisz przejść przez tyle i tyle stron dziennie, a jeśli zapomnisz historię, którą poznałeś kilka miesięcy temu nie nadajesz się do tego. Bzdura! Sama miewam dni, podczas których jedyne po co sięgnę to zbiór zadań z matematyki (jedna z nielicznych książek, w której literki są w mniejszości :c). Czy przejmuje się tym? Oczywiście, że nie! Uwielbiam książki, chętnie je czytam i TYLKO TO się liczy. Reszta to nic nie znaczące szczególiki. (I nie, nie zaczytuję się w chłodne, jesienne wieczory w zbiorek od matmy. :D)

Kończąc swoją wypowiedź, skieruję również gorący apel do wszystkich posiadających młodsze rodzeństwo: powiedz nie nieczytaniu! Daj poznać swojemu bratu, swojej siostrze tę niezwykłą przygodę, w którą Ty już się zagłębiłeś. Czytaj im, pozwól wybierać lektury, na jakie oni mają ochotę - choćby zdecydowali się na wierszyki o skaczącej piłce (Polecam "Piłkę" Ludwika Jerzego Kerna!):

PIŁKA
Ludwik Jerzy Kern
Kiedy piłka jest w dobrym humorze,
To skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I skacze,
I przestać nie może.

Nawet jeżeli będziecie razem powtarzać te wersy przez miesiąc, dwa, to wierz, że to zaowocuje. Właśnie w ten sposób dasz rodzeństwu odczuć, że traktowanie książek jako przymus krzywdzi i je, i każdego, kto tak zaczyna uważać. Aż się później zdziwisz, gdy sami zaczną sięgać po "Krzyżaków" czy "Quo Vadis". A jeśli sami podejmą ten krok, znaczy dojrzeli do takiej lektury. Więc pozostaje tylko się cieszyć!

I skakać,
I skakać,
I skakać, 
I skakać,
Z radości. :)

piątek, 2 września 2016

Zakątek na piątek: pomieszanie z poplątaniem!

Kto nie robi błędów? Nikt. Tak, każdy popełnia błędy, gdyż taka właśnie jest natura człowieka. (Głębokie, nie? :|). W zależności od tego, co, z kim i dla kogo piszemy, bardziej lub mniej świadomie wyznaczamy sobie granicę niepoprawności, na jaką możemy sobie w danej sytuacji pozwolić. Przecież wiadomo, że nie będziesz dbał o idealne postawienie każdego przecinka, gdy piszesz do mamy szybkiego SMSa bądź kiedy prowadzisz krótką wymianę zdań na czacie. Jeśli starasz się coś szybko zanotować, już bardziej zwracasz uwagę na to, co piszesz, aby potem nie raziły nikogo w oczy niewybaczalne niedociągnięcia. Jednakowoż dalej wymknie Ci się z miejsca jakiś średnik czy myślnik - zdarza się. Z kolei w sytuacji pisania w domu ważnego wypracowania bądź na egzaminie, konkursie starasz się skupić na każdej drobnostce ortograficznej, językowej. 

Pisanie postów wliczam pomiędzy kategorię drugą a trzecią. Nie czuję presji koniecznego dopilnowania bezbłędności tekstu, ponieważ odbierałoby mi to przyjemność ze swobodnego pisania do Was, ale też dla przyzwoitości, wykorzystania czasu spędzanego na blogu w jeszcze jeden, pożyteczny sposób oraz z szacunku do każdego czytelnika,  uważam na to, co skrobię i w jaki sposób. 

Poniższe tytuły to najpoważniejsze błędy na LimoBooks. Ale również nie są one pomyłkami, a przemyślanym pomieszaniem. Trzy grupy, na które podzielone są nazwy książek oznaczają, że w każdej z nich obowiązuje inna zasada zmienienia tytułu. 

Twoje zadanie: odgadnięcie wyrazów ORAZ podanie reguły, z jaką zostały one tak brutalnie poplątane. (Np.: fizyka -> kazyfi | zasada: przemieszczenie wg sylab: od ostatniej do pierwszej). 

Powodzenia! 

Grupa I
AZCLIW AKZCINŻĘISK
GICŚYW ICREIMŚ
YMŚILYB IMAZRAGŁ  



Grupa II

TAELI
PKAPUŁA CZUĆU
STYTE


Grupa III
PRWN PŚNRK
FŁSZW KSŻ
WLK BŁKT


***

Inne posty z serii "Zakątek na piątek" (z uaktualnionymi odpowiedziami do zadań!):
*** 
Odgadliście wszystkie tytuły? Piszcie odpowiedzi w komentarzach, a postaram się je zweryfikować i podpowiedzieć. :)


niedziela, 28 sierpnia 2016

Serena Valentino - Bestia. Prawdziwa historia księcia: recenzja rymem pisana

Złote przesłanie to to, co musiało znaleźć się w każdej produkcji Walta Disneya. Zawarte w baśniach braci Grimm, Perraulta i Andersena, nie mogło zostać pominięte także podczas odtwarzania tych historii na wielkim ekranie w barwnej, bardziej przystępnej dla dzieci formie. (Z autopsji wiemy, że jednak nie tylko dla dzieci i nie tylko im, a raczej zwłaszcza nie im się spodobała najbardziej :D).

Główne motto: dobro zawsze zwycięża. Trudno podważać tak wiekopomne hasło. Ale gdyby przynajmniej spróbować to zło w jakiś sposób przybliżyć? Żeby pokazać, że nie wszystko od zarania dziejów faktycznie było dobre, a zmiana postępowania to jak najbardziej możliwa opcja? W 2014r. znaleźli się śmiałkowie! I oto właśnie próba, podjęta przez autorkę serii Fairest of All.

Cały cykl historii o czarnych charakterach jest wydany w podobny, piękny sposób. Najgorsze, co graficy mogliby zrobić tym książkom, to wrzucić na tytułową stronę dziesiątki kadrów z filmów. Na szczęście umiejętnie ograniczyli się do cudownych, malowanych portretów.

Rozbudowanie historii na wielu poziomach, nowe fakty z życia głównego bohatera sięgające aż do lat dzieciństwa, uwypuklony w prosty sposób proces metamorfozy Księcia, odczuwalny dla każdego czytelnika, a przede wszystkim: nowe postaci, wśród których znajdziemy zarówno kolegów Bestii "po fachu" jak i odpowiedniczki greckich Mojr. To wszystko gwarantuje nam w zwięzłej formie powieść znajdująca odbiorców, moim zdaniem, we wszystkich grupach wiekowych. 

Żeby jednak nie rozwlekać się o każdym aspekcie w piętnastu akapitach, postanowiłam sama podjąć wyzwanie: spakować recenzję w 12 strof. Myślę, że po przeczytaniu ich, poznacie moje pełne zdanie na temat dzisiejszej książki, a jednocześnie zrobicie to w nowy na tym blogu, a niespotykany na większości innych stron, sposób. Zapraszam do lektury!


Gdy płatek opadnie już jako ostatni,
Na nic pozostanie życia jego kwestia.
Bez duszy przy sobie jakiejkolwiek bratniej,
Umrze młodzieniec, ale jako bestia.

Historię tę znasz przecież już od cnego dziecka.
"Pięknej i Bestii" ona mianem tak ochrzczona.
Lecz w tym, nowym wydaniu, powiem, że troszeczka
Fabuły w inną została sprytnie zamieniona.

Powieść przybliży Ci wnet bardzo lekki żywot
Młodzieńca, co Księciem był nie byle jakim.
Lecz jak to w jego wieku zwykle właśnie bywa,
Chciał on poznać świata zakazane smaki.

Nie stronił bowiem od dziewcząt zamożnych,
Odtrącał natomiast biedę i wszelki plebs.
Chętnie trzymał się rozrywek, zabaw tak przeróżnych,
Dopóki żądna zemsty magia położyła kres.

Opowieść ta stanowi genialny dodatek.
Nie licz jednak na coś innego zupełnie.
Według mnie nowych wątków się zjawia dostatek
I lektura czas przyjemnie wypełnia.

O Belli stron zbrakło, jedynie na koniec
Wzmianka, by zostawić los Bestii w całości.
Miast tego wprowadzony krąg mściwych czarownic,
Które w wecie za siostrę chcą rachować mu kości.

Szukasz dynamicznej akcji z dialogami?
Muszę Cię rozczarować: tu ich mała ilość.
Jednak moc opisów z zdarzeń relacjami
Większą część książki skrzętnie wypełniło.

Ale długość książki, jak widać po grzbiecie
Wręcz krzyczy do Ciebie: szybko mnie przeczytasz.
I faktycznie! Chwil kilka nie minęło przecie,
A ja już przed rozdziałem ostatnim dech chwytam.

Zawoalowana zaleta niewielka
Dla fanów produkcji jest tej animacji.
Na kartach przemknie bowiem Kopciuszek, Arielka,
Co tylko podnosi poziom książkowych atrakcji.

Lecz to ciekawostka, a motyw przemiany
Głównego bohatera z bestii do człowieka?
Powiem tyle: świetnie, jasno pokazane,
Co, zdolnego do miłości i dobroci czeka.

"Bestia" to pigułka, a zarazem całość
Baśni wszystkim znanej, lecz w nowej formule.
Gdy skończyłam, dalej, wciąż jest mi jej mało,
Gdyż dla mnie się kończyć nie winna w ogóle. 

Choć wiadomo: są teksty wybitne, przeciętne
Ocenić tę powieść, w mojej leży gestii.
To nie arcydzieło - tak rzec się nie zlęknę.
Mimo wszystko, polecam przeczytanie "Bestii".


Ilość stron: 223
Wydawnictwo: Dream Books
Cena okładkowa: 34,90 zł
Cena nabycia: 7,99 zł (Biedronka)

Więcej zdjęć:

***

Co sądzicie o tej książce? Słyszeliście o niej wcześniej? Lubicie historię o "Pięknej i Bestii"? Podoba Wam się taka niecodzienna forma recenzji? (Czy to w ogóle można nazwać recenzją? o:). Piszcie! :)

piątek, 26 sierpnia 2016

Zakątek na piątek: diabeł tkwi w szczegółach!

Niewielu jest obecnie spośród nas, którzy nie uważają grafiki za pełnoprawny element książki. Ba! Potrafimy stać przed półką w księgarni bitą godzinę dla samego podziwiania dzieł sztuki wieńczących wspaniałe, ale i czasem beznadziejne historie. Co więcej, jesteśmy w stanie kupić egzemplarz (rzadko, bo rzadko, ale zawsze!) bez znajomości jego opisu, a ze względu na samą okładkę. Wiadomo, nie zdarza się to zbyt często, ale.. każdy miewa chwile słabości. 


Uważasz się za eksperta od książkowych ilustracji? Znasz każdy szczegół swoich ulubionych tytułów? Przed Tobą 6 zbliżeń - jedne wydają się wręcz banalne, ale liczę, że choć jeden wzbudzi w Tobie wątpliwość. Ujawnij, jaki tytuł kryje się za każdym ze zdjęć.

Powodzenia!

Podpowiedź: Zdjęcie nie było obracane.

Podpowiedź: Drugi plan!

Podpowiedź: Na całej okładce, poza tymi kolorami panuje jeszcze tylko jeden inny.

Podpowiedź: Dla młodszych czytelników.

Podpowiedź: W oryginale kolor nieco bardziej wpada w róż.

Podpowiedź: Polska autorka!

Umieszczajcie swoje odpowiedzi w komentarzach - każde postaram się zweryfikować, więc polecam zajrzeć za jakiś czas z powrotem na bloga. 

***

Odpowiedzi:
1. "Dawca" - Louis Lowry
2. "Złodziejka książek" - Markus Zusak
3. "Cyrk nocy" - Erin Morgernstern
4. "Chowańce. Gwiazda przeznaczenia" - Epstein & Jacobson
5. "Lato koloru wiśni" Carina Bartsch
6. "Moja ukochana zmora" - Anna Sokalska

***

Inne odsłony "Zakątka":


***

Podoba Wam się taki post? Którą formę "Zakątka" z publikowanych do tej pory, chcielibyście częściej? A może macie jeszcze inne pomysły na zagadki? Piszcie! :)



środa, 24 sierpnia 2016

Poradź sobie z książką TAG: jak zmienić żarówkę i naprawić pralkę

Czy wiesz, drogi Przyjacielu, do czego służą książki? Tak, o czytaniu ich już słyszałam. Pomińmy również "rozwijanie wyraźni", "kształtowanie światopoglądów" i "poprawę umiejętności językowych". W czym mogą jeszcze być przydatne te papierowe skarbnice wiedzy? W życiu! Tak, to najlepsze poradniki pod słońcem. I nie ograniczam się w tych słowach do literatury poradnikowej, a wszystkich egzemplarzy. Obojętnie, czy sięgniesz po powieść obyczajową, sensacyjną czy popularnonaukową, wszędzie dostrzeżesz wskazówki dotyczące codziennego obcowania na świecie. Na każdej stronie! Zobacz sam, ile racji posiada to stwierdzenie.

Mój nowy TAG (na pomysł wpadłam sama, ale biorąc pod uwagę 8 mld ludzi na świecie, nie wątpię, że ktoś przede mną już coś takiego stworzył. Wybaczam mu to. :|) zatytułowałam "Poradź sobie z książką"

Polega on na wybraniu 8 książek, otwarciu każdej na dowolnej stronie i odczytaniu pierwszego czasownika od góry, z lewej strony. (czasem można przeskoczyć o jakiś wyraz, tak, by łatwiej było nam dopasować go do kategorii :)). Właśnie to jest nasza wskazówka. Teraz wystarczy tylko, zgodnie z kolejnością pytań, dopasować do problemu i voila! nasz poradnik na życie jest gotowy!

Zobacz sam, jak mi to wyszło:

Jak zmienić żarówkę?
Książka: "Czerwone jak krew" - Salla Simukka

Widzisz, jak mądrze wykombinowane? Żeby zmienić wypaloną żarówkę na świecącą, najpierw trzeba tę nową przynieść: ze sklepu, ze schowka, z szafki. Genialne!


Jak upiec ciasto?
Książka: "Królowa Tearlingu" - Erica Johansen

Wydawać by się mogło, że proces pieczenia ciasto powinno się zaczynać od przygotowania składników. A jednak każda pani domu powie Ci, że się mylisz. Jeśli chcesz racjonalnie ocenić, co będzie Ci potrzebne do przepisu, początkowo musisz wspomnieć sobie ów notkę z zapiśnika czy książki kucharskiej. Dopiero wtedy ekonomicznie zarządzisz, co posiadasz już w lodówce, a po jakie produkty niezbędny okaże się spacer do sklepu. Literatura myśli o wszystkim!


Jak napompować koło w rowerze?
Książka: "Black ice" - Becca Fitzpatrick

Znów racja! Wystarczy machnąć kilka razy pompką: góra-dół i po sprawie: rower śmiga jak nowy. Oczywiście istnieje też opcja nr 2: machniesz ręką, schowasz rower do garażu i.. pójdziesz piechotą. Nie zapomnij wtedy o jednak o wygodnych butach!


Jak dostać 5 z testu?
Książka: "Testy" - Joelle Charbonneau

W tym wypadku spotykam się z lekką zagwozdką, aczkolwiek.. żeby dojść do satysfakcjonującego rozwiązania również uprzednio trzeba pomyśleć. Jeśli nie wyda Ci się to zbyt drastycznym, obetnij słuchawki od odtwarzacza muzyki - wtedy nauka przyjdzie... z nudów. Inna metoda to "obcinanie" ogromnych ilości materiałów, tekstów do niezbędnego minimum: uczenie się tylko tego, co jest konieczne, bez zagłębiania się w ciekawostki oraz nieznaczące szczegóły. Piątka w kieszeni!


Jak szybko posprzątać pokój?
Książka: "Piratika" - Tanith Lee

To największe wyzwanie tego TAGu. Ale nie byłabym sobą, gdybym się go nie podjęła! Przede wszystkim, jeśli już podejmiesz się ogarnięcia swojego lokum (i to jeszcze w jak najkrótszym czasie!), musisz pogratulować sobie odwagi. Wtedy na pewno nabierzesz siły do pracy. 


Jak schudnąć?
Książka: "Niezauważalna" - Marcus Sedgwick

Tutaj także powieść funduje Ci aż trzy, rozsądne opcje postępowania: albo, zgodnie z całym zdaniem, dasz numer bliskiej Ci osobie, która będzie motywować Cię do zdrowego trybu życia, albo dasz sobie wycisk na siłowni, albo dasz sobie spokój ze słodyczami. Do wyboru, do koloru! (:D)


Jak naprawić zepsutą pralkę?
Książka: "Pułapka uczuć" - Colleen Hoover

Nie to, że książki przeznaczone są dla każdego, to jeszcze na dodatek do każdego się przypasują. Tym razem instrukcja dla leniwych. Zepsuła Ci się pralka? Poczekaj, aż naprawi się sama. (Chyba, że wolisz poczekać, aż nazbierasz pieniędzy na kupno nowej.. ).


Jak mieć więcej czasu na czytanie?
Książka: "Miasto zagubionych dusz" - Cassandra Clare

Teoretycznie nikt nie zabroni Ci wyjść z siebie, ale wiedz, że tym sposobem niewiele zdziałasz. Zdecydowanie lepiej wyjść z założenia, że w oszczędzaniu czasu pomoże Ci systematyczność i ustalanie granic czasowych planowanych czynności. :)


***
Nominuję:
  1. KittyAillę z bloga Biblioteczka ciekawych książek
  2. Magdalenę z bloga Hello, i'm booklover
  3. Zatraconą w słowach z bloga Zatracona w słowach
  4. Kacpra z bloga K. bloguje
  5. Katarzynę z bloga Subiektywne recenzje książek!
  6. Patrycję z bloga Chwile rozkoszy
  7. Ciebie! Tak, nie oglądaj się na boki tylko siadaj i pisz! Zrobienie tego TAGu zajmie Ci ok. 30 minut (tyle czasu poświęciłam na wybranie książek, zrobienie zdjęć, poprawienie ich i napisanie całego tekstu!). A zabawa przednia!

***

Jak Wam się podobał ten TAG? Może macie inne propozycje wykorzystania podanych czasowników do podanych problemów? Piszcie! :)

niedziela, 21 sierpnia 2016

Carina Bartsch - Lato koloru wiśni: fabuła z M jak Miłość i to, co Smerfy lubią najbardziej

Carina Bartsch - mistrzyni płytkiej koncepcji, banalnego stylu i bardzo przeciętnego języka. Żaden pisarz nie zniesmaczył mnie tak jak ona suchymi dialogami, które aż wołają o pomstę do nieba. Nie, nie będę gołosłowna! Oto przykład:
- Cześć, Emely! - zawołał Elyas z głębi mieszkania.
- Cześć - wymamrotałam [...]. (str. 25)
Sami widzicie, z jaką literacką porażką musiałam zmagać się przez całe 4-5 dni czytania tej książki. 5 dni! Wytrwałam, dałam radę, ale uraza do tej historii, do absurdalnych zachowań bohaterów i ich tanich zagrywek, myślę, że pozostanie na zawsze. Muszę nauczyć się jakoś z nią żyć.

Ta oprawa mnie zauroczyła! Chociaż czytając dużo fantastyki, preferuję magiczne, tajemnicze, baśniowe klimaty, prosta stylistyka, zdobione tytuły rozdziałów, a także ładnie współgrające z okładki z grzbietem podbiły raz dwa moje serce. 

A teraz podnosimy rączki do góry: kto się nabrał? Kto uwierzył, że nie spodobała mi się książka pełna dowcipu, dystansu głównych bohaterów do siebie i iskier trzaskających pomiędzy nimi przy każdym spotkaniu? Takie żarty powinnam fundować Ci w Prima Aprillis, w kwietniu, na wiosnę. A nie w lato. I to na dodatek koloru wiśni!

Historia czuje się tak swobodnie, że płynie swoim tempem, niczym się nie przejmując. Emily - studentka literaturoznawstwa wiedzie swój spokojny żywot w Berlinie (nie, to wcale nie przeludniony Nowy Jork, a nasz zachodni sąsiad! Jeszcze pół wieku, a wszystkie powieści będą działy się w Ciechocinku! :|). Do czasu, gdy na scenę wkroczy tajfun entuzjazmu, czyli jej najlepsza przyjaciółka Alex. Oczywiście, razem z bratem Elyasem. I wyszłoby z tego wspaniałe lovestory, gdyby nie fakt, że kilkanaście lat temu ta dwójka doskonale się znała, ale wskutek pewnego wydarzenia, chłopak wyjechał do Londynu, gdzie dla naszej bohaterki słuch po nim zaginął. Zdążył jednak powrócić do ojczystego kraju, zamieszkując razem z siostrą w stolicy. Stolicy, która według Emily stanie się zdecydowanie za małym miejscem dla ich obojga. Ale skoro nawet królowa wiedzy: nauka twierdzi, że to przeciwne znaki się przyciągają.. musi być dla nich jakaś szansa. Przykro mi, Em! 

Fabuła to żadna filozofia. Ba, odnosiłam nawet wrażenie, że śmiało mogłaby być rozkręcana na bieżąco, jak M jak Miłość (bynajmniej to nie jest wada!). A teraz on rzuci taki tekst, ona dźgnie go łokciem w żebra. W tym momencie jadą na imprezę, a kilka rozdziałów później? Może biwak? Brzmi nieźle! Oczywiście pojawiają się ogólne ramy, by litery komponowały się w sensowną historię, a nie pół tysiąca stron paplaniny w formie relacji gadatliwej ciotki z rodzinnej imprezy. Wszystko ma ręce i nogi, zachowując jednocześnie spontaniczny klimat rozwijania akcji wraz z optymalną do tego chwilą w książce.

Koncepcja w punkt, a bohaterowie? Przede wszystkim, ujęło mnie to, z jaką łatwością nawet pomniejsi, drugoplanowi potrafili ująć mnie. Pal licho główną dwójkę! Chociaż takie osoby jak Andy czy Dominic stanowiły w pewien sposób dodatek do wypełnienia paczki Elyasa ciekawymi charakterami, to nie spodziewałam się, że po kilku minutach spędzonych w ich towarzystwie, od razu wyrobię sobie jasne zdanie na ich temat. I tak jak np. tego pierwszego polubiłam już po pierwszym "śmieszkowym" tekście, o tyle w drugim natychmiast wyczułam.. negatywną aurę. (Zaburzał mi porządek wszechświata i tyle. :|). Od razu widać, że autorka nie szczędziła swoich umiejętności na pozostałych, rozdzieliła osobowości po równo: dla Emily, Elyasa, ale również dla Alex, Evy czy Sebastiana i całej reszty. Nareszcie ktoś porządnie skupił się na ludziach zamiast rozwijać opisy łąk i dolin, ciągnące się jak krówki ciągutki. 

A nasza narratorka? Znowu: wreszcie typ postaci, która w stu procentach mi odpowiada i w której odbieranie świata bardzo łatwo i przyjemnie jest mi się wczuć. Nawet, gdy robi lub myśli w sposób uważany przeważnie za lekkomyślny (młodość ma swoje prawa! :|), niemądry, wiem, że sama też byłabym skłonna postąpić w podobny sposób, co sprawia, że równie dobrze to ja od razu mogłabym przejąć jej rolę w kłótniach z Elyasem (luzik, bluesik, kapelusik! ^^). Jej wypowiedzi, myśli w żaden sposób nie wydają się być wymuszone, sztuczne, płytkie lub nieadekwatne: prostymi słowami, jak na swój wiek mówi szczerze, ale nie dając sobie w kaszę dmuchać.

Myślisz, że teraz rozwinę się w kwestii relacji naszej głównej pary? A ja będę taka, że nie poświęcę im więcej niż trzech określeń: humorystyczna elokwencja, lekkość konwersacji, buchające ogniem, grzmiące spojrzenia (czyli to, co Smerfy lubią najbardziej!). 

Powiem tak: gdyby przez ponad 400 stron autorka okroiła powieść do samych dialogów czołowych bohaterów, książka byłaby w dalszym ciągu tak fenomenalna jest jest teraz. Nawet jeśli ich ilość w powieści i tak już przeważa, nie obraziłabym się, gdyby przerobić ją na dramat: same kwestie, kilka didaskaliów, by określić, gdzie obecnie znajdują się nasi ulubieńcy. Finito, tyle by w zupełności wystarczyło!

W tej otoczce zachwytu, podziwów i wzdychania, jest element, który mnie dotkliwie niepokoi. Mianowicie, obawiam się, że w drugim tomie Carinie Bartsch albo zabraknie pomysłów na ciągnięcie nagonki Elyasa za Emily, albo w końcu da amantowi wygrać i zawładnąć sercem swej niedoszłej dziewczyny. A wtedy prawdopodobnie zabawa, żarciki się skończą, oddając miejsce wzniosłym deklaracjom, porywom serca i czułym zbliżeniom. (Bleee :C). Trzymam zatem kciuki, że nasza bohaterka będzie trwać dalej w swej wytrwałości. Do boju, dziewczyno!

Moje czujne oko krótkowidza zauważyło także ogromną nieścisłość nie do przejścia. Bowiem na str. 10 autorka Bartsch w taki sposób przedstawia nam Alex:
"Alex była potomkinią potwora, choć nie zdradzał tego jej niewinny wygląd. Podobnie jak matka, miało jasnobrązowe, kręcone włosy, które często nosiła rozpuszczone."
Z kolei str. 46 funduje nam już taki obraz bohaterki:
"Alex miała nie tylko blond włosy, ale - jeśli chodzi o mężczyzn - była kompletną blondynką."
Czyli w końcu jaki był ten kolor włosów? Czuję się bardzo źle z faktem niesprecyzowania tego przez autorkę. 

Powieść obyczajowa nie wybroni się tylko faktem bycia powieścią obyczajową. Po co czytelnik ma sięgać po coś, co ma w rzeczywistości na jeszcze lepszym poziomie? Ten gatunek też musi się czymś odznaczać, zawalczyć o swoich odbiorców, by zwrócili uwagę właśnie na taki, a nie inny tytuł. Jeżeli chcesz już ciągnąć lovestory, to proszę bardzo. Pamiętaj, że to też trzeba umieć (lub starać się i próbować!). "Lato koloru wiśni" broni się znakomicie całym swoim ekwipunkiem: ciętą ripostą, ostrymi jak brzytwa charakterami i płomiennymi emocjami. Z takim rynsztunkiem: można iść w bój!




Liczba stron: 493
Wydawnictwo: Media Rodzina
Cena okładkowa: 34,90 zł
Sposób nabycia: konkurs
(Nie mogłam trafić na lepszą książkę z urodzinową recenzją!)

Skarbnica rezolutnych odpowiedzi: (nie wiem, czy tylko ja zaśmiewam się przy tym godzinami.. :D)
Ludzi dzieli się na tych, którzy potrafili tańczyć, i na tych, których ruchy przypominały raczej atak epilepsji albo pingwina na lodzie. (str. 98)
 - Myślisz, że tylko ty cierpiałaś? - zapytał.
Parsknęłam.
- A niby kto jeszcze? Zdeptałeś mrówkę, kiedy złamałeś mi serce? (str. 306)
- Powiedz, dlaczego Alex nie skacze jak kauczuk po okolicy? (str. 322
- Elyas.
- Hm? – wymruczał.
- Grasz na pianinie i studiujesz medycynę, prawda? - wyszeptałam i włożyłam wiele wysiłku, by mój głos zabrzmiał namiętnie.
- Mhm… - powtórzył i znów zaczął głaskać mnie po udzie.
- To znaczy, że bardzo potrzebne są ci palce, prawda?
- Hmm? – W jego głos wkradła się nuta irytacji.
- Więc na twoim miejscu natychmiast zabrałabym tę dłoń, zanim ją tobie połamię!
- Gilotyna, ukamienowanie, rozstrzelanie czy stryczek?
- Hmmm? - zapytałam.
- Patrzysz na mnie z taką złością, jakbyś już myślała o morderstwie. A ja pytam, w jaki sposób.
- Chwilowo najchętniej posłużyłabym się ręcznym granatem. Poszłoby najszybciej.
- A dokąd on się znowu wybiera?
- Elyaaas! Emely pyta, dokąd idziesz?- zawołała Alex
- By zaspokoić twoją ciekawość, króliczku, powiem ze idę tylko po mleko. Mogę?
Arogancki,głupi,bucowaty,bezczelny...
- Jak dla mnie możesz sobie kupić nawet krowę - wysyczałam.
- Zastanawiałem się nad tym,ale to niepraktyczne.
- Cześć, mała, mam dla ciebie dobrą wiadomość!
- Elyas zginął tragicznie i będą o tym mówić w dzisiejszych wiadomościach?
- Nie – zachichotała. – To coś znacznie lepszego!
Moja teoria, że mężczyźni przychodzą na świat z wadą mózgu, potwierdzała się z każdym dniem.
- Jesteś jak cukier, Elyas- wymamrotałam.
- Słodki?- W jego głosie brzmiało radosne zaskoczenie.
- Nie, klejący! - odpowiedziałam i zakończyłam rozmowę.
- Ale to działa - powiedział pewnym siebie głosem.- Lecisz na mnie.
- Lecę na ciebie jak zepsuty szybowiec.
Uśmiechnęłam się, zeskoczyłam z kuchennego blatu tak niezdarnie, że potknęłam się i prawie uderzyłam głową o lodówkę. Jak gdyby nie było to dość zawstydzające, ten idiota musiał się jeszcze roześmiać.
- Drzwi są tam – wskazał. – A może mamy w lodówce ukrytą windę, o której nie wiedziałem?
- Bardzo śmieszne – warknęłam i poczułam, że się rumienię. Powinien wsadzić swoją cholerną głowę do piekarnika i zobaczyć, czy nie ma w nim windy.




Więcej zdjęć:

piątek, 19 sierpnia 2016

Zakątek na piątek: Książkami z rymami - odgadnijcie sami!

Czytałeś w dzieciństwie wiersze? Brzechwy, Tuwima, a może Konopnickiej lub Gellner? Mnie osobiście oczarowała ta forma przekazu, która poza treścią ciekawiła również samym stylem. Lubiłam je czytać, recytować przed najbliższymi, ale także bardzo chętnie tworzyłam własną, dziecięcą poezję. (Co nie zmienia faktu, że tej "normalnej" dalej nie rozumiem ni w ząb. :D). Oj, kto pogardzi porządnie skleconymi rymami!

Dzisiaj postanowiłam stworzyć kilka krótkich rymowanych zagadek, które kryją za sobą tytuły pięciu książek z nurtu historii młodzieżowych. Jednocześnie dam Tobie szansę na ocenienie swoich umiejętności w wierszowaniu, gdyż nazwa powieści musi pasować do tekstu. Myślę, że to bardzo proste zadanie, ale i tak zapraszam do tej króciutkiej rozrywki!


Obyczajowa powieść, jakich wiele
Lecz głębiej sięga, nie tylko niesnaski
I kłótnie, ale dobrzy przyjaciele
W zielonej historii: ...

Zdjęcie nr 1

Główny osąd: że nudna, rozwlekła jak kluchy
Według mnie: niełatwo wziąć fabułę w obroty
By znalazła się magia i przeszłości duchy
Oraz młoda miłość. Tytuł: ... (gat.: paranormal romance)

Zdjęcie nr 2

Odnajdą się w niej fanki wiedźmy, czarownicy
Dziewczęta mające moce u swych młodych rąk
Z klimatem Skandynawii i jej okolicy
Zamknięte w powieści o prostej nazwie: ... (gat.: thriller z elementami magii)

Zdjęcie nr 3

Polski tytuł z oryginałem: niewiele wspólnego
Powieść smutna, lecz o życiu, które dobrze znasz
Mimo wszystko emanuje z niej wiele dobrego
Biała książka z  napisem: ... (gat.: obyczajowa)

Zdjęcie nr 4

Znajdzie się też coś autora i naszego kraju
Dystopijnie, przygodowo, gdzie potwór niejeden
Sprawi, że bohaterowie ciągle uciekają.
To historia z: ... 
Zdjęcie nr 5

Odpowiedzi:
1. "Szukając Alaski" - John Green
2.  "Piękne istoty" - Kami Garcia & Margaret Stohl
3. "Krąg" - Mats Strandberg & Sara B. Elfgren
4. "Zostań, jeśli kochasz" - Gayle Forman
5. "Dom pod Pękniętym Niebem" - Marcin Mortka


Napisz swoje odpowiedzi w komentarzu (wiem, że nie ma co sprawdzać ich poprawności, bo to.. wysokiego poziomu, no, nie ma.. ), zobaczymy, ile osób potrafi rymować! Podpowiedź: zdjęcia pochodzą z owych, tajemniczych powieści. (O właśnie! Możecie też dopasować pomieszane zdjęcia do książek -  taki level up!)

Jeżeli natomiast jesteś ciekaw odpowiedzi z poprzedniego zadania, sprawdź je w zaaktualizowanym poście: Zakątek na piątek: zgadnij, co to za MIEJSCA!.

***
Łatwe? Trudne? Odgadliście wszystkie tytuły? Lubicie czasem sobie porymować? A może jednak wolicie pisać prozą? Piszcie! :)



środa, 17 sierpnia 2016

Dystopie, utopie, antyutopie - co jest czym? + obalenie z tronu "Igrzysk śmierci"!

Dys-, anty- czy u-? Nie, wcale nie gram w Scrabble! (Odnoszę wrażenie, że do tej pory nie znam wszystkich zasad rządzących tą grą. :c). Podejmę trud i wdrażając się w nieuchronnie zbliżające, czyhające i czające się na biednych uczniaków szkolnictwo, nauczę się czegoś nowego. Brzmi strasznie, ale gwarantuję, że część teoretyczna zostanie lekko muśnięta, aby nie zawracać sobie głowy niepotrzebnym skupiskiem danych, jakie będziemy mieli fundowane przez najbliższe 10 miesięcy. Później zaprezentuję również ciąg chronologiczny wydawania na świat najbardziej popularnych wśród nastolatków powieści. Ciekawy od czego zaczęła się moda na dystopie? 


Przyznaję bez bicia, że do pory, w której podjęłam się znalezienia na potrzeby posta, znaczenia słów utopia, dystopia i antyutopia, sama nie byłam pewna, co one do końca znaczą. Albo dokładniej mówiąc: jaka jest różnica pomiędzy dwoma ostatnimi. Fakt faktem, że zdarzało mi się traktować je jako synonimy, ale czułam (kobieca intuicja NIGDY nie zawodzi!) drobną różnicę. Niestety nie wiedziałam jeszcze jaką. 

Z utopią sprawa jest najprostsza. Słownik języka polskiego PWN prezentuje nam takie znaczenia:
Jednym słowem: idealny model społeczeństwa szczęśliwego, który UWAGA! nie jest prawdopodobny. Przykład? Świat bez zła - coś, co brzmi przepięknie, ciut sloganowo, ale zdecydowanie wspaniale. Aż przykro się robi, że nikt z przeszłej, teraźniejszej i przyszłej ludzkości owej zmiany w społeczeństwie nie zazna. Trudno, trzeba sobie radzić inaczej (proponuję zacząć od uśmiechu!).

Wejdźmy jednak schodek wyżej po drabince do wiedzy. A tu czekają na nas kolejne terminy: dystopia i antyutopia. Z polskiego, z książek bądź dzięki skomplikowanej pracy intuicji (ale ciężko muszą mieć w takim razie mężczyźni!) wiemy, że słowa te niosą za sobą definicję przeciwną. Ja skłoniłabym się też ku stwierdzeniu, że przedrostek anty- wskazywałby na bardziej bezpośrednie przeciwieństwo utopii. Ale czy mam rację? Znów zerknijmy na stronę słownika PWNu (bardzo przydatne źródło!):


Czasem mam wrażenie, że na wakacjach razem ze mną baluje połowa mózgu, a na barkach drugiej spoczywa myślenie za cały mój umysł. Czytam, czytam i dopiero za trzecim razem ludziki w głowie idą do kontaktu włączyć żaróweczkę. 

Fakt nr 1:
Dystopia to NIE TO SAMO, co antyutopia.
Jasno wynika to z drugiego akapitu tekstu. Ale mamy tam też coś jeszcze: wyjaśnienie znaczenia wyrazów (na kolorowo). Po jednej stronie pojawia się "wyprowadzenie z utopijnych przesłanek", a z drugiej "logicznie uzasadniona, dość prawdopodobna wizja przyszłej egzystencji człowieka". Wydaje mi się, że to już wyjaśnia sprawę. 
Antyutopia to pokazanie drugiego dna utopii. Właśnie w tego typu utworze autor uzmysławia, że zasady, które panują w społeczeństwie utopijnym mogą wprowadzać jedynie złudne wrażenie sprawiedliwych, szczęśliwych porządków i to, co wydawało się być ideałem stanie się jego przeciwieństwem. Oczywistym przykładem jest "Rok 1984" George'a Orwella, w którym pisarz ukazuje złudną perfekcyjną organizację systemów totalitarnych, zwłaszcza stalinizmu.
Dystopia, z kolei, chociaż również pokazuje negatywny, nieszczęśliwy model społeczności to ma inną bazę, odmienne podłoże: logiczne wnioski wyciągane np. z życia ówczesnych autorowi ludzi. Odnalezienie konkretnych tytułów, zwłaszcza w literaturze młodzieżowej, to jeszcze prostsza sprawa. Państwo Panem odbudowane na zgliszczach Ameryki Północnej po serii katastrof naturalnych. (Igrzyska śmierci). Spalona przez Pożogę i wysuszona z powodu nowego surowego klimatu, Ziemia penetrowana przez ludzi zarażonych Pożogą. (Więzień labiryntu). To właśnie wszystko dystopie. 

Rzecz jasna na dwóch się nie kończy - raczej dopiero zaczyna. Tylko właściwie: od której się zaczęła ta nietypowa moda? 

Veronica Roth - Niezgodna - 28 lutego 2012r.
Lauren Oliver - Delirium - 7 lutego 2012r.
Suzanne Collins - Igrzyska śmierci - 14 września 2008r.
James Dashner - Więzień labiryntu - 6 października 2009r.
Joelle Charbonneau - Testy - 4 czerwca 2013r.
Tahereh Mafi - Dotyk Julii - 15 listopada 2011r.
Kiera Cass - Rywalki - 24 kwietnia 2012r.
Lois Lowry - Dawca - 24 stycznia 2006r.
Alexandra Bracken - Mroczne umysły - 18 grudnia 2012r.

Segregujemy chronologicznie?
Różnych rzeczy bym się spodziewała i zrobiłyby na mnie minimalne wrażenie, ale to? "Dawca" z 2006 roku? A ja zawsze broniłam "Igrzysk", i proszę, co mi z tego przyszło? Ponadto, ciekawa jestem, co wywołało taki wysyp w 2012.. Może pisarze chcieli ujrzeć swoje dzieła w księgarniach przed końcem świata? 

***

Mieliście takie podejrzenia co do wydawania poszczególnych dystopii? A może znacie jeszcze inne? (Co do tego nie mam wątpliwości!). Wiedzieliście o różnicy między dystopią a antyutopią? (Jeśli gdzieś się zaplątałam, to poprawcie mnie koniecznie!). Podoba Wam się taki pomysł na post? Piszcie! :)

niedziela, 14 sierpnia 2016

Fiona Wood - W dziczy: odkryliśmy receptę na zło tego świata!

Chcesz się rozerwać, odpocząć, spędzić czas z przyjaciółmi robiąc coś naprawdę niezwykłego. Coś, co zapisze się w Twojej pamięci na długi czas. Pragniesz przeżyć wspaniałe chwile, które będziesz później wspominać na starość pakując je pod etykietkę "najpiękniejszych momentów młodości". Powstaną z nich idealne opowieści dla wnuków, stawiane ich dziadków w świetle wyczesanych i rozrywkowych młodych z masą szalonych pomysłów. Cóż począć, by przeżyć taką przygodę życia?

ALBO...

Przeżywałaś ciężkie chwile, najprawdopodobniej najcięższe do tej pory w swoim życiu. Wszyscy nakłaniają Cię do tego, by w jakiś sposób się od nich oderwać: uciec i wrócić najwyżej wtedy, gdy nie będą wydawać się tak straszne i przytłaczające. Traumatyczne wydarzenia ciągle wracają do Twojej głowy, niezależnie od tego, jak daleko wyrzucisz je z pamięci. Jak sobie poradzić, by wyjść z tego cało?

Jest jedna odpowiedź. A przynajmniej tę proponuje nam autorka recenzowanej powieści. Jechać na leśny obóz. W dzicz. Tam wszystko co złe pryśnie, jak bańka mydlana. Odkryliśmy receptę na zło, panie i panowie! Pakujcie plecaki, wrzucajcie karimaty: jedziemy walczyć ze złamanym sercem, niezdaną klasówką oraz całą resztą, która leży Wam na wątrobie!


Historię otrzymujemy w wersji podwojonej, bo opowiadanej z perspektywy dwóch bohaterek. Sybilla uważa klasowy wyjazd nie jako obowiązek przychodzący z czasem na każdego ucznia, a jako prawdziwą przygodę. Jest nastawiona na to, co może ją spotkać ze strony lasu. Nie przygotowała się jednak na zawirowania miłosne i przyjacielskie, wywołane głównie przez reklamowy billboard z jej zdjęciem. Z drugiej strony stoi Lou - dziewczyna, która niedawno straciła w wypadku chłopaka, najbliższą jej osobę. W ciężkim stanie pomaga jej terapia, lecz rodzice bohaterki przekonują ją do zmiany szkoły oraz wyjazdu z nowymi kolegami na zieloną szkołę. Wiadomo: sceptyczne podejście  oraz tkwiące w jej sercu wrażenie utraty uniemożliwia Lou asymilację z otoczeniem. Jak potoczą się losy obu nastolatek? Czy znajdą wspólny język?

Uwielbiam klimat natury, w której ingerencja człowieka ogranicza się do roli obserwatora, kulturalnego gościa. Stąd też spodobała mi się inicjatywa Fiony Wood, która osadziła mnie razem z bohaterami w lesie. Sama najmilej wspominam wycieczki klasowe w góry: mieszkanie w domkach, ogniska, podchody, sztandary. Zatem wszystko wskazywało na to, że dzięki powieści przypomnę sobie te wspaniałe chwile, jeszcze mocniej odczuję wakacyjny klimat, śledząc losy bohaterów.

 A tu fiasko! Nie na całej linii, powiedziałabym: tak na trzy czwartej (ewentualnie na pięć siódmej :|). Książka nie wywołuje we mnie prawie żadnych emocji: co prawda ani negatywnych, ale też praktycznie żadnych pozytywnych. Czytam, bo czytam - chcę ją skończyć, skoro już zaczęłam, aczkolwiek nie czuję się pod wrażeniem czegokolwiek. Jakbyś zabierał się za jedzenie całkiem ładnie wyglądającego knedla, miał na niego sporą ochotę, a tu się okazuje, że nie to, że nie ma w nim żadnego nadzienia to jeszcze ciasto zostało niedoprawione. I żuj tu takiego klucha - smacznego!

Szczęście w nieszczęściu, pisarka podświadomie postarała się, by ulżyć tym znudzonym, zniecierpliwionym czytelnikom, skracając długość jednego rozdziału do minimalnego minimum. W efekcie otrzymujemy ich aż setkę, ale pomiędzy każdym możemy robić sobie przerwy, by ochłonąć po tak... zawiłej i wciągającej akcji. Gdyby tylko jeszcze zaznaczono przy numerze każdego, z perspektywy której narratorki napisano owy fragment. Skąd mam wiedzieć czy np. nagle Sib nie popadła w depresję z powodu tego, że znalazła się w centrum zainteresowania?

Wydawało by się, że okej: na powieść obyczajową podstawowe warunki spełniono: pojawiają się problemy, mnóstwo problemów z rówieśnikami, z dojrzewającą duszą młodego osobnika. Ale czy historia tak bardzo by ucierpiała na ich ograniczeniu do np. połowy książki? Po co upychać je po kątach, byle tylko wszędzie czuć otaczające nas i bohaterów kłopoty, rozterki, zmartwienia. Nie zarzucam autorce, że nie potrafiłaby inaczej, bo zdarzały się wydarzenia poprowadzone swobodnie, lekko, z przymrużeniem oka bądź po prostu z radosnym, spontanicznym pomysłem. A skoro ją na to stać, to trudno nie patrzeć na te "złe" części krytycznym okiem. Co innego gdyby całość wypadała cieniutko. Wtedy machnąć ręką i.. trudno. Veni, vidi, sed non vici.

Bez dwóch zdań widać, że w kompozycji powieści bohaterki miały wychodzić na pierwszy plan: ich osobowości, charaktery, sposoby postrzegania rzeczywistości. Wychodzić wychodziły, ale czy to zaleta? Moim zdaniem, poświęcono im zbyt dużo stron. I jedna, i druga wydawały mi się po prostu nie takie: albo nie pasowały mi ich zachowania, albo były one zbyt sztuczne, mdłe. Ot postawione w pewnym stopniu na zasadzie kontrastu, który stopniowo powodował, że potrafiły znaleźć wspólny język. Kto nie znał wcześniej takiego motywu, no kto?

Kurcze, aż żal! Baza w postaci obozowiska, czekających na uczniów tam zadań, obowiązków - to wszystko brzmi tak świetnie, że sama bym spakowała szczoteczkę do zębów, misia i już ruszała zajmować sobie łóżko na górze piętrowca! Wystarczyło by nawet gdybym przeczytała o wspólnych inicjatywach, zakręconych pomysłach, fantastycznych eskapadach.. Niestety, autorka poczyniła ku mojemu wyobrażeniu ledwie dwa, trzy kroki. A, że meta trochę dalej.. nie dało rady.

"W dziczy" to powieść, która najbardziej zadowoli osoby, niespodziewające się po niej niczego nowego. Nawet jeśli uznacie tak jak ja, że przyjemnie wypełniła Wam czas, to tylko ci najmniej wymagający z uśmiechem na ustach odłożą ją do sterty z ulubionymi tytułami. Reszcie pozostawi po prostu niedosyt:. Jeśli chociażby wybroniła się solidnie skomponowanym pomysłem (ludzie, w lesie można robić TYLE rzeczy! Jeść jeżynki, zbierać grzyby, śpiewać przy ognisku, gonić żaby. No wszystko można!) to nic nie pozostałoby dla jego realizacji: zbyt prostej, zbyt oczywistej. Zbyt obyczajowej.
Liczba stron: 376
Wydawnictwo: Jaguar
Cena okładkowa: 34,90zł
Sposób zdobycia: biblioteka

Więcej zdjęć: