wtorek, 29 marca 2016

William Richter - Podwójna tożsamość

Z czym kojarzy Ci się Rosja? (Porzućmy na wstępie wydarzenia polityczne, bo z tego nie wyjdzie nic dobrego :S). Mnie na sam dźwięk tego słowa od razu przechodzą ciarki po plecach i mam ochotę sięgnąć po najgrubszy polar, jaki tylko znajdę w szafie. 

Mróz. Mroźno. Mroźnie. Najmroźniej.
Zaspy śniegu, wichury śnieżne, zamarznięta natura. 


Jednocześnie klimat tego kraju, otoczka, jaką niesie za sobą nazwa naszego wschodniego sąsiada, intryguje i uważam, że nie tylko mnie. I to był powód numer 1. Powód, który zaowocował wypożyczeniem z biblioteki "Podwójnej tożsamości".

Nie zrażaj się czytając ten tytuł. Fakt, może brzmi on banalnie, wręcz natychmiast widzi się w głowie najbardziej tandetną scenę z niskobudżetowego filmu sensacyjnego, w której nie brak wybuchów, pościgu i tajnych agentów. Mogę Cię tym rozczarować, ale.. w książce nie doświadczysz ani jednego. Po otwarciu powieści, natkniesz się na nastolatkę - Wally, która na wstępie zostaje jednak przedstawiona jako Walentyna - dziewczynkę z rosyjskiego przytułku dla sierot. Kilka stron później zostaje adoptowana przez małżeństwo z Ameryki, a zatem przenosi się za ocean, aby tam prowadzić zupełnie inne życie.

Wally jest niezależna, silna, każdego dnia dba wyłącznie o siebie. Razem z grupą znajomych mieszka w siedzibie opuszczonego banku. Od czasu do czasu odwiedza swoją przybraną mamę, aby pokazać, że nic jej nie jest, co najwyżej zaopatrzyć się w niewielkie zapasy do kryjówki. I wraca do siebie. Nie potrzebuje luksusowego mieszkania matki, kart kredytowych, markowych ubrań. Jest jej dobrze tak jak jest. Wręcz czuje się szczęśliwa. Dopóki nie natrafia na ślad jej biologicznej rodzicielki. Kim była? Dlaczego ją zostawiła? Dziewczyna decyduje się ponad wszystko poznać przeszłość, która zaczyna deptać jej po piętach.

Chociaż opis historii wydaje się być dramatyczny, samej historii tego napięcia zdecydowanie brakuje. Pojawiają się kolejne wydarzenia, jedno po drugim, w równym porządku przedstawiają się czytelnikowi, który chciałby więcej i więcej. "Wszystko w swoim czasie" zdają się mówić strony i dalej dawkują nam przygody w oszczędnych porcjach. Dostajesz podwójne morderstwo, tajemniczą śmierć, poruszający list, niebezpiecznego typa. Ale wszystko następuje po sobie z przerwami, przez co nawet jeśli rytm serca zdąży przyspieszyć to zdąży również zwolnić zanim nastąpi kolejny zwrot akcji.

A zatem nie nacieszysz się dynamiką. Czy może w związku z tym zachwycą Cię bohaterowie?

Zależy, na jaki zachwyt liczysz. Na miano postaci intrygujących zasługuje na pewno główna bohaterka, która odrywa się od schematu nastoletnich narratorek dzięki swoim osobliwym przekonaniom, sposobie życia. Jednocześnie podobało mi się, że dziewczyna nie szuka miłości życia ani herosa w męskim ciele, ale poświęca cały swój czas na odnalezienie MATKI, która ją porzuciła, oddała do domu dziecka. Od razu wyczuwa się hierarchię wartości drzemiącą w młodej Wally.

W kwestii pobocznych postaci, nikt nie zdobył mojej sympatii: każdy równie płaski, ot taki do wypełnienia luki. Nawet groźny Klesko odgrywający rolę czarnego charakteru bardziej kojarzył mi się z facetem w średnim wieku z solidnym brzuszkiem i nieogoloną szczeciną. -10 punktów za wizerunek.

Historię Richtera warto przeczytać jednak dla drobnych akcencików, które albo nie będą czynić Ci żadnej różnicy, albo Cię naprawdę przekonają. Wszystko zależy od konkretnych zainteresowań posiadacza książki. Przede wszystkim: bardzo szczegółowe fragmenty dotyczące Nowego Jorku. Z jednej strony ciągłe szafowanie nazwami ulic, dzielnic, konkretnych miejsc dla osoby nieorientującej się w lokalizacji wydaje się nużące. Dlatego też zabrakło mi tutaj wkładki z mapą, nawet taką najbardziej ogólną, ale jednak z zaznaczonymi punktami, w których dzieje się akcja powieści. Dzięki takiemu małemu mykowi śledzenie losów bohaterów stałoby się zdecydowanie przyjemniejsze i wciągałoby w nurt historii raz a dobrze. Z drugiej strony: wystarczy, że zaopatrzysz się w plan miasta i chociaż spędzisz więcej czasu na lekturze, na dłużej zapadnie Ci w pamięć.

Główna koncepcja poszukiwania matki o rosyjskich korzeniach, która prowadzi bohaterkę ku różnym ludziom i miejscom to pomysł skonstruowany jak i zrealizowany w sposób nietypowy (przynajmniej mnie się taki wydawał). Tajemniczy list, kwestia aleksandrytów, kolejne etapy układanki odkrywane w gabinecie znajomej psycholog, w willi zamożnych braci, w slumsach Manhattanu. Powiedziałabym, że ta książka to wieloetapowa wędrówka, która niczym podczas gry w podchody, prowadzi przez wiele zakątków, by doprowadzić nas do skarbu. Bardzo cennego skarbu, jakim jest zapewnienie szczęścia i matczynej miłości. Jednym słowem: gra warta świeczki.

Lubisz momenty pełne buzujących emocji? W "Podwójnej tożsamości" natrafisz na kilka naprawdę poruszających scen. Nawet jeśli można je policzyć na palcach jednej ręki, pojawiają się tak niespodziewanie, że warto poczekać na nie choćby te kilkadziesiąt stron. 

"Podwójna tożsamość" faktycznie zawiera w sobie dwie odmienne osobowości. Pierwsza to ideał książki przygodowej: mocno, sensacyjnie, z klimatem i napięciem. Trudno zaprzeczyć, że w dużej mierze Williamowi udało się wpleść co należy. Niestety pojawia się także druga, ciemna strona mocy, która poprzez złe proporcje, niewielkie niedociągnięcia i średni styl pisania, psuje część zalet książki. Co dostaniesz w efekcie? Nieco przeciętną, ale w dalszym ciągu wartą uwagi powieść na trzy chwile odpoczynku. Gdy się skupisz, historia będzie w stanie Cię nawet oderwać od buczenia silnika autobusowego. Nie licz jednak na zagłuszenie plotkujących staruszek na siedzeniu obok. Niestety to nie ten poziom lektury.

Ocena: 6/10
Puskaj pridiot para prastitsia
Drug druga dołga nie widat'
No sierdce s sierdcem słowna pticy
Konieczna, wstrietiatsia apiat'
W końcu nadejdzie rozstania pora
Nieprędko znowu się ujrzymy
Lecz serce ciągnie zawsze do serca
Więc w końcu na pewno się zobaczymy (str. 11)

Więcej zdjęć:


Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Cena: 29,90 zł
Liczba stron: 312
Data wydania: 19 marca 2014 r.
Seria: Podwójna tożsamość
Tom: I


***
Czytaliście tę książkę? A może kiedykolwiek o niej słyszeliście? Macie zamiar po nią sięgnąć?
Podoba Wam się taka forma recenzji? Piszcie! :)

piątek, 25 marca 2016

Potyczki #2: popularne motywy

Witajcie! :)

Przedstawiam Wam drugi post z serii "Potyczki", w którym stawiam po przeciwnych stronach ringu dwie książki, połączone wspólnym elementem. Wśród nich muszę odnaleźć zwycięzcę. W dzisiejszym odcinku, odbędzie się 5 oddzielnych pojedynków, w 5 kategoriach, które wybrałam na podstawie kilku znanych i lubianych przez autorów książek młodzieżowych, schematów, rozwiązań. Zobaczmy, które pozycje wyjdą zwycięsko, a którym daleko do wieńca laurowego.


Do tanga trzeba.. trojga: "Zmierzch" Stephenie Meyer vs. "Wybrani" C.J. Daugherty
 vs.
Nie bez powodu ta kategoria znalazła się na pierwszej pozycji w poście - motyw trójkąta miłosnego pojawia się już chyba częściej od zwykłego związku dwójki ludzi. Do potyczki wybrałam książki przewijające się na listach bestsellerów przez kilka ostatnich lat. Obie mi się podobały, lecz trudno ukryć fakt, iż to właśnie z sagą Meyer wiąże mnie silniejsza więź ze względu na początki przygody z książkami, na którą się zdecydowałam właśnie po przewertowaniu historii Belli i Edwarda.. i Jacoba. Ponadto "Wybrani" wydają mi się być już nieco bardziej schematyczni, bazujący na fragmentach historii innych powieści, chociaż wątek tajemniczej Akademii Cimmerii i Nocnej Szkoły dalej mnie fascynuje. Mimo tego: wampiry wygrywają.

_________________________________________________________________________
Walczyć do upadłego: "Wyścig śmierci" Maggie Stiefvater vs. "Igrzyka śmierci" Suzanne Collins
 vs. 
Może się wydawać, że te dwa tytuły wybrałam niesprawiedliwie i taki będzie też wynik pojedynku. Zestawić "protoplastę" z jednym z wielu, efekt jest do przewidzenia. Nawet jeśli już teraz zdradzę Wam, że: tak, wybiorę "Igrzyska", gdyż cała trylogia zasługuje na brawa i nagrody, to nie można nie docenić tekstu Stiefvater, która w kwestii powieści młodzieżowych należy do jednej z moich ulubionych autorek. A sama książka bazująca na legendach o koniach wodnych to świetna, dynamiczna przygoda z klimatem chłodnej wyspy i dwójką młodych narratorów.


_________________________________________________________________________
Na tropie: "Szklany tron" Sarah J. Mass vs. "Fałszywy książę" Jennifer A. Nielsen
 vs.
Tak, obie pozycje w bardzo dużym stopniu wykorzystują wątek kryminalny, który wkrada się pomiędzy losami głównych bohaterów. Której pisarce udało się jednak lepiej wykorzystać pomysł ze śledztwem? Również zdecyduję się na opcję przewidywalną, gdyż to Sarah sprawiła, że wypatruję każdej promocji, w której mogłabym upolować kolejny tom jej serii. Nie zmienia to faktu, że warto w wolnym czasie przeczytać też tekst drugiej autorki, który poza detektywistycznymi zapędami głównego bohatera, upodabnia się do "Szklanego tronu" motywem władzy, królestwa oraz walki o nie.

_________________________________________________________________________

Przygoda goni przygodę: "Wielki błękit" Jennifer Donnelly vs. "Bogowie i wojownicy" Michelle Paver
 vs. 
Nie ma chyba lepszych tytułów na wieczorny relaks od tych, które pochodzą z gatunku literatury przygodowej. Obudzą, dodadzą energii, zmotywują. Niezależnie od tego czy wolimy pływać z delfinami czy też podróżować do starożytności, obie zaproponowane przeze mnie pozycje natychmiast wkupią się w Wasze łaski. Mnie jednak bardziej ciągnie ku toni oceanu (ale tylko tej na papierze, w rzeczywistości wolę stać grzecznie na brzegu :D), więc staję po stronie syrenek i "Wielkiego błękitu".

_________________________________________________________________________

Silna i niezależna: "Królowa Tearlingu" Eriki Johansen vs. "Królestwo łabędzi" Zoe Marriott
 vs.
Chociaż jeszcze sporo na rynku wydawniczym tych słabych, biednych sierotek, powoli, stopniowo pojedyncze powieści zaczynają wyłamywać się z tego schematu. I słusznie! Do kategorii zaliczyłam Kelsea - władczynię fantastycznego królestwa Tearling oraz Aleksandrę - waleczną księżniczkę, zmagającą się urokiem czarownicy rzuconej na jej braci. Obie narratorki zasługują na podziw wszystkich czytelników, ale w mojej subiektywnej ocenie, bohaterka Eriki należy do bardziej wyrazistych, zdecydowanych charakterów. I na tę dziewczynę oddaję mój głos. 

***

Zgadzacie się z moimi ocenami? Jak pozmienialibyście wyniki "Potyczek"? A może zaproponowalibyście do poszczególnych kategorii inne książki? Piszcie! :)

wtorek, 22 marca 2016

Wiosenny TAG inny niż wszystkie

Witajcie!

Przez tydzień na blogu nie pojawiały się żadne posty, gdyż musiałam nadrobić sporo szkolnych zaległości, ale po przerwie powracam.. z TAGiem. Tym razem zabawa związana z piękną porą roku, która właśnie nas odwiedziła. Wczoraj świętowaliśmy pierwszy dzień wiosny, a zatem nic nie stoi na przeszkodzie, aby przedłużyć powitanie królowej przyrody budzącej się do życia o jeszcze jeden dzień. Aby pytania nie były ot takie zwyczajne i pospolite, postanowiłam wykorzystać przy ich pisaniu słowa znanej piosenki z dzieciństwa. (Potraktujcie cały post z wieeeelkim przymrużeniem oka :D). Na pewno jest wśród Was kilka osób, które śpiewały w przedszkolu o wysokiej sośnie i maszerującej wiośnie. Przekonajmy się, jak dobrze pamiętacie słowa tego przeboju! (I czy w ogóle go znacie :D). 


Klasyka polskiej muzyki rozrywkowej :D 

Zachęcam do lektury moich odpowiedzi na pytania, a także do obejrzenia zdjęć, które zdążyłam wykonać na pierwszych wiosennych spacerach. 

Tam daleko gdzie wysoka sosna, maszeruje drogą mała wiosna.
Książka z motywem drogi, długiej podróży.

Pierwszym przykładem, który od razu wpada mi do głowy to "Hobbit, czyli tam i z powrotem" Tolkiena - miałam okazję omawiać go w szkole jako lekturę gimnazjalną. Chociaż nie pamiętam jej treści już zbyt dobrze (nawet najlepsza pamięć ma swoje granice :|), wędrówkę głównego bohatera z krasnoludami trudno byłoby zapomnieć. Aż wstyd się tylko przyznać, że nie sięgnęłam jeszcze po film, przyjęty ze sporym zainteresowaniem wśród widzów z całego świata. Wszystko jeszcze przede mną!




Ma spódniczkę mini, sznurowane butki, i jeden warkoczyk krótki.
Okładka, na której znajduje się droga, jej symbole, postać lub atrybut wędrowca (np. buty, plecak).

Moment, w którym niechętnie wstaję od biurka i zaczynam przeglądać posiadane przeze mnie okładki (:D). Chociaż nie mam zbyt szerokiego wyboru, zdecyduję się na "Drogę pod pękniętym niebem" Marcina Mortki, która nawet w tytule zawiera nawiązanie do wędrówki. A okładka, utrzymana w ślicznym, błękitnym odcieniu, również w elementy motywu drogi została zaopatrzona: białą wycinankę z samochodem jadącym po drodze prosto w stronę pazurów groźnego potwora. Cóż, nikt nie mówił o szczęśliwym zakończeniu podróży.



Maszeruje wiosna, a ptaki wokoło lecą i świergoczą, głośno i wesoło.
Historia, w której pojawiają się dowolne, FRUWAJĄCE, żywe istotki.

Nie ma to jak specjalnie wymyślić taką kategorię, z którą nie przyjdzie się zbytnio namęczyć. Chociaż w sumie nawet czytałam powieść z ptasimi elementami: "Królestwo łabędzi" Zoe Marriott - można by powiedzieć, że łabędzie grają w tej magicznej opowieści wręcz pierwszoplanową rolę. Nawet jeśli pojawiają się dopiero w drugiej części książki. (Polecam wszystkim fanom Andersena i klasycznych baśni!)





Maszeruje wiosna, w ręku trzyma kwiat. Gdy go w górę wznosi, zielenieje świat !
Okładka zawierająca ilustrację z kwiatami, roślinami.

Kolejny rzut oka na prywatną galerię okładkową. Poradnik małego florysty raczej się nie liczy, tak? (:c). O! W takim razie, w formie zastępstwa zaproponuję powieść Ann Brashares pt. "Trzy wierzby". Za nic nie pamiętam szczegółów z treści tej pozycji - wiem jedynie, że opowiada ona o trzech przyjaciółkach, dzieląc rozdziały na narrację z perspektywy każdej bohaterki. Prosta historia na jeden wieczór. Ale drzewko na okładce jest, zatem możemy odhaczyć.



Wiosno, wiosno, nie zapomnij o nas. Każda trawka chce być już zielona.
Okładka w dowolnym odcieniu zieleni.


To chyba najprostszy punkt z całego TAGu: tak się składa, że okładek w barwie młodziutkiej trawy mam co nie miara. Dajmy na to: czwarty tom "Klątwy Tygrysa: Przeznaczenie" z finałem historii Kelsea i dwóch przystojnych tygrysów, stworzony przez Colleen Houck. Nawet jeśli ponad trzy czwarte czytelniczego społeczeństwa jest zdecydowanymi przeciwnikami tej serii, ja dalej będę trzymać się swojego zdania: uwielbiam te powieści i mogłabym je czytać bez końca. A okładki, również ta nasza zielona, to jedynie kolejny czynnik zachęcający do sięgnięcia po lektury.



Gdybyś zapomniała, inną drogą poszła, zima by została mroźna.
Historia, w której zima daje się bohaterom we znaki.

Teoretycznie mogłabym ułożyć polecenie "Historia, w której akcja dzieje się w zimie", ale kto lubi proste kategorie? Co z tego, że najprawdopodobniej na świecie istnieje jedynie niewielki odsetek tytułów pasujących do pytania. Grunt to przekopać do niego pokłady pamięci i książek. Tak oto wpada na myśl zdecydowany klasyk: "Opowieści z Narni. Lew, czarownica i stara szafa" C.S.Lewisa. Nawet nie trzeba zbytnio naciągać faktów: mieszkańcom magicznej krainy zdecydowanie mróz i śnieg przeszkadzają, gdyż nie bez powodu pragną walczyć z Białą Czarownicą o odzyskanie lata, angażując w to niełatwe zadanie czwórkę rodzeństwa z drugiej strony szafy.


***
Chwilka przerwy w postaci pierwszych wiosennych kadrów... :)




***

Podobał Wam się TAG? Macie pomysły na inne tytuły pasujące do poszczególnych akapitów? A może znacie inne piosenki o wiośnie? Piszcie! :)

niedziela, 13 marca 2016

Bree Despain - Łaska utracona



Rzadko kiedy robię recenzje drugich tomów. Bo i rzadko kiedy po nie sięgam. Nie bez powodu na moich półkach królują zatem pierwsze części. Gdybym kiedykolwiek postawiła sobie za cel dokończenie serii, które pozostają otwarte na mojej liście przeczytanych lektur, przez kilka lat musiałabym dzień w dzień siedzieć nad książką. (Perspektywa kusząca, ale wcześniej muszę skończyć szkołę, znaleźć pracę niewymagającą chodzenia ani używania wzroku oraz tolerancyjnego męża, który będzie mi podawał posiłki i gasił światło, gdy zasnę zmorzona natłokiem liter :D). Co więc sprawiło, że zdecydowałam się na kontynuowanie mojej przygody z Grace i Danielem, stworzonych przez umysł Bree Despain? Bynajmniej nie wilkołaki, mrok lub przystojni młodzieńcy, kręcący się wokół dziewczyny, nawet jeśli ich liczba wzrosła od poprzedniej części wykładniczo.

Główna zmiana odróżniająca "Łaskę.." od "Dziedzictwa" do odwrócenie sytuacji bohaterów o 180 stopni: teraz to Grace musi zmagać się z klątwą, którą przejęła od swojego ukochanego, walczyć z wilkiem czającym się w odmętach jej umysłu. Natomiast Daniel.. cóż, Daniel staje się prawie-zwykłym nastolatkiem. Nie przeszkadza mu to jednak w dalszym odkrywaniu swojej przeszłości oraz ukrywaniu kilku znaczących tajemnic przed swoją dziewczyną. (Facet jak facet: oni nigdy się nie zmieniają :|). Ponadto nastolatka skupia prawie cały swój czas na poszukiwaniu brata, Jude'a, który po uciecze z domu, nie daje znaków życia od kilku miesięcy. Nie dawał znaków życia przez kilka miesięcy. Do teraz.

Widać, że autorka poczuła wiatr w żaglach i wenę w palcach - książkę można z czystym sumieniem zaliczyć do groźnych cegiełek. Liczba stron nie powinna jednak nikogo zrażać - nawet nie zauważycie, gdy będziecie rozpaczać nad zbyt szybko zakończoną lekturą. O ile rozpoczynając serię, czytelnik czuł powielanie schematów z innych powieści fantastycznych, przemierzając kolejne strony kontynuacji coraz bardziej, coraz większymi krokami oddala się od popularnych motywów. Może nie w każdej płaszczyźnie, każdym detalu, ale i tak warto to docenić.

Nie mogłabym nie wspomnieć o pomyśle, który spodobał mi się najbardziej ze wszystkich, zrealizowanych w pozycji: perspektywie. To, że narratorką jest główna bohaterka, nastoletnia Grace, nie budziło w "Dziedzictwie mroku" żadnego zaskoczenia, zachwytu, a wręcz w pojedynczych sytuacjach prowadziło do znużenia - ileż można czytać historii opowiadanych ustami młodych panienek, prawda? Mimo to, wytrwale czekałam, czekałam.. i się doczekałam. Wreszcie miałam okazję przeczytać o tym, jak to narratorka zmaga się z problemem posiadania starożytnej klątwy. Do tej pory w moich lekturach problem ten spotykał jedynie uroczych, umięśnionych przystojniaków. A tu proszę! Szczególnie wartymi uwagi są tajemnicze myśli, którymi wewnętrzny wilk Grace (można tak w ogóle powiedzieć? :o) próbował jej zamydlić oczy, zaciągnąć na złą drogę. Niby klasyczna walka ze złem, ale dzięki temu, że rzadko kiedy zostaje ukazana w sposób tak prosty i bezpośredni, rzuca się w oczy i wywołuje jeszcze silniejsze emocje.

Jak wspomniałam we wstępie, dostajemy w gratisie jeszcze jednego bohatera, wprowadzonego przez Bree dopiero w tej części. Talbot - tak się zowie owy pan - staje na ścieżce córki pastora, gdy ta rozpoczyna podążanie tropem swojego brata. Wykorzystując determinację dziewczyny, postanawia pomóc jej w trenowaniu siebie na Niebiańskiego Ogara, walczącego z demonami.
Chociaż dało się wyczuć, iż wcześniej lub później zostanie wprowadzony motyw słynnego trójkącika miłosnego, uważam, że autorka byłaby w stanie wybrnąć z historii bez wprowadzania go. Niestety zdała się na tę koncepcję, co dodało powieści przede wszystkim większej przewidywalności. Dopóki konkurent Daniela stanowił zagadkę, wzbudzał wiele mieszanych uczuć. Natomiast wystarczyło kilka zdań wątpliwości w słowach Grace, co do szczerych intencji chłopaka, by wiedzieć, że coś jest z nim nie tak i móc rozgraniczyć postaci na te dobre i te złe. A szkoda, bo pod maską flanelowej koszuli farmera miałby świetną przykrywkę, zatem Despain mogła zdradzić jego plany w nieco późniejszym momencie.

Poza Talbotem, pojawia się również kilku innych, nowych postaci, które ingerują w życie Grace i Daniela w niemałym stopniu, czego przykładem jest naprawdę świetne zakończenie (a przynajmniej sceny finałowe). Odkrywamy sprawcę całego zamieszania: braku powrotu Jude'a, dziwnego zachowania Daniela, życzliwości Talbota przy szkoleniu Grace. Nawet jeśli w trakcie, akcja nie klei się tak mocno jak powinna, ostatnie kilka rozdziałów w całości ją rekompensuje. Dramatyzm, napięcie i ostatnia strona pod postacią wielkiej niewiadomej, przechodzącej jako podkład fabuły do ostatniego tomu trylogii. Najwidoczniej pisarka ma talent do wieńczenia książek w wielkim stylu. (Znalazłaby fach w produkcji filmów akcji :|).

"Łaska utracona" przede wszystkim zmieniła moje nastawienie do drugich tomów. Zdałam sobie sprawę, że warto po nie sięgać i je czytać, niezależnie od tego jak świetne bądź beznadziejne są poprzednie części. Chociaż patrząc z ogólnej perspektywy: w tej części odnalazłam mniej zalet, zauważyłam również, że nie potrafię wyliczyć tylu wad, co w "Dziedzictwie mroku". Z chęcią zakończę ten cykl, wybierając się na poszukiwania "Pocałunku śmierci" (ale do tytułów nigdy miłością nie zapałam :C). Osobom, które wahają się nad lekturą "Łaski" radzę spróbować, gdyż niewielkie są szanse na to, że pożałujecie swojej decyzji. Osobom, które nie miały jeszcze styczności z twórczością Bree Despain, polecam bliżej się nią zainteresować. Zwłaszcza jeżeli tkwi w Was pierwiastek fana fantastycznej akcji. I fantastycznych zakończeń.

Liczba stron: 477
Wydawnictwo: Galeria Książki
Cena wydawnicza: 39,90 zł
Cena nabycia: 8,99 zł (Biedronka)
Seria: Dziedzictwo mroku
Tom: II

Więcej zdjęć:



Prosto z książki..
"- Grace Divine, kiedy minie wreszcie ten koszmar, skończymy studia, a ty ponawracasz wszystkich okolicznych przestępców, czy wyjdziesz za mnie?"
"- Masz coś do jedzenia?
Uniósł brwi.
- Po co?
- No, będziemy teraz siedzieć w samochodzie i jeść masę niezdrowego żarcia, popijając kawą, nie? Tak się robi podczas obserwacji miejsca przestępstwa, prawda?
- Oglądasz zdecydowanie za dużo telewizji."
"- Powinnaś dołączyć do mnie i poćwiczyć trochę. Czuję, że jesteś bardzo wzburzona.
- Jasne, mistrzu Yoda - wymamrotałam.
Posłał mi zaskoczone spojrzenie.
Przewróciłam oczami.
- Nieważne. - Czy nikt już nie ogląda filmów?"
"Czy jest jakaś różnica między byciem tchórzem a pacyfistą?"
"- Czy ty widziałaś spojrzenie tego kolesia, jak uderzył w ziemię? Poważnie, to był kompletny czad. On ci tu, że niby jesteś taka mała i bezbronna, a ty mu wtedy bam! bam! Zabieraj stąd chłopie tę swoją gębę. Mam supermoce! Tadam!"
"- Stuningowałaś mi kołek?
- Yyy... Niespodzianka! - powiedziała April. - To, że odwalasz taką czarną robotę, nie znaczy jeszcze, że nie masz tego robić w dobrym stylu, no nie?"
*** 
Czytaliście tę lub chociaż pierwszą część trylogii? Co o niej sądzicie?

Podoba Wam się taka forma recenzji? Czy może wolicie tę standardową, z podziałem na kategorie? Którą czyta się wygodniej? Piszcie! :)

środa, 9 marca 2016

3 niespełnione marzenia małych dziewczynek

Witajcie!

Z okazji wczorajszego Dnia Kobiet, postanowiłam przygotować dla Was lekki post tematyczno-książkowy. Stwierdziłam, że wyróżnię się z tłumu, publikując go dzień później (Zapominalstwo? No gdzież! Zamierzone działanie :D). Chciałabym w nim w kilku zdaniach, przedstawić 3 najbardziej powszechne marzenia, które od czasu do czasu przemykają przez głowę małym dziewczynkom, takim jakimi my (zwracam się do damskiej strony czytelników) byłyśmy kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat temu. Czasy się zmieniają, ale pewne "klasyki" pozostają, prawda? Sprawdźmy zatem, o jakich pragnieniach mowa oraz, co stanowi najistotniejsze urozmaicenie postu, jak autorzy powieści młodzieżowych, rozwijają je w swoich książkach, dając szansę na podtrzymywanie dziecięcych myśli. 

Przeżyć mnóstwo różnych przygód
DZIEWCZYNKA: Gilbert Delahaye - Martynka
Jedna z ulubionych serii książeczek z mojej dzieciństwa. Nawet jeżeli w wieku kilku lat nie zapoznaliście z tą przeuroczą dziewczynką, polecam Wam zajrzeć do opowiastek z jej udziałem, teraz. Nawet jeżeli zawarte na kartkach historyjki już nie wzbudzą w Was wielkich emocji, warto to zrobić dla samych, przepięknych ilustracji. 
Martynkę można bez dwóch zdań, uznać za dziewczynkę bogatą w doświadczenia. Jak bowiem głoszą tytuły poszczególnych części, bohaterka, w ciągu swojego niedługiego życia, zdążyła być w wesołym miasteczku, przeprowadzać wielkie sprzątanie, tańczyć, zaprzyjaźnić się z wróbelkiem, odwiedzić ciocię Lusię, lecieć balonem, spotkać czarownicę oraz pójść na bal. Któż by nie chciał tak aktywnie spędzić dzieciństwa?




NASTOLATKA: Tanith Lee - Piratika
Z przeczytanych przeze mnie w ubiegłym roku książek, tę mogę postawić na podium w kwestii nietuzinkowych, różnorodnych przygód i pomysłów, towarzyszących głównej bohaterce, nastoletniej Art. I piraci, i aktorzy, i złodziejaszek: każdy dostarczał jej nowej porcji rozrywki - nam, czytelnikom, również. Chociaż wydawać by się mogło, że historia bardziej wpasowuje się w klimaty dziecięcych baśni, gwarantuję Wam, że te dojrzalsze mole książkowe także przyjemnie spędzą czas z tą lekturą, a docelowo jest ona skierowana raczej do młodzieży.

(RECENZJA)



_________________________________________________________________________
Mieć magiczne moce 
DZIEWCZYNKA: Prunella Bat - Milla i Sugar
Czasem, gdy przeglądam książki dla dzieci (a uwielbiam to robić: mogłabym dostawać w prezentach prawie wyłącznie takie! ^^), zastanawiam się, dlaczego pozycje dla młodzieży bądź dorosłych nie posiadają tak pięknych lub przynajmniej przyciągających wzrok, ilustracji? Przecież starsi też je uwielbiają! W przypadku serii "Milla i Sugar", w nasze ręce wpadają uroczo ozdobione książeczki z lekko usztywnianymi stronami, twardą okładką w obwolucie oraz kontrastowymi, żywymi kolorami, którymi pokolorowane są liczne rysunki. Ale nie o wyglądzie mam tu rozprawiać..
Wydaje mi się, że ten cykl nie był (teraz tym bardziej) znacząco popularny wśród szerszego grona odbiorców. A szkoda, gdyż świat zaproponowany nam przez autorkę, który kręci się wokół niewielkiego miasteczka: Old Town, to po prostu bajkowa kraina. Znajdziemy w nim przemądrzałą chomiczkę Albertynę, Akademię Wróżek i przede wszystkim: dwie 10-letnie czarownice, czyli dziewczyny z tytułu. W każdym tomie wpadają one w inne tarapaty, rozwiązując zagadki, chroniąc magiczne tajemnice oraz szkoląc swoje umiejętności. Naprawdę warto przebrnąć przynajmniej przez jeden tom - która dziewczynka nie pragnie móc zmienić czegoś za pomocą mocy wróżki?



NASTOLATKA: Mats Strandberg & Sara Bergmark Elfgren - Krąg
Wkraczając w obszary literatury młodzieżowej, cukierkową magię przeważnie ubiera się w otoczkę mroku, napięcia i czającego się w ukryciu zła. I tak oto pojawia się zespół pięciu nastolatek, które odkrywają, że różnią się od innych przez możliwość panowania nad poszczególnymi żywiołami przyrody. Jednocześnie muszą stanąć przed wyzwaniem poznania siebie nawzajem, zgrania i rozpoczęcia działania jako grupa, gdyż do ich umysłów zaczynają docierać niepokojące myśli, pragnące rozbić siłę, jaka w nich drzemie.
Trudno byłoby znaleźć bardziej.. schematyczny rodzaj mocy niż ta opisana w trylogii Engelfors. Nic w tym oczywiście złego, gdyż właśnie ten sposób ukazywania magii przypomina o czarach towarzyszących mi kilkanaście lat temu. (Wiecie: Witch, Winx, te sprawy :D) Właśnie z tego powodu, przyjemnie jest odkryć na nowo predyspozycje tych mocy, wykorzystując je w powieściach dla nieco bardziej zaawansowanych czytelników.


_________________________________________________________________________
Zostać księżniczką
DZIEWCZYNKA: Vivian French - Klub Tiary
Ten obszerny zestaw chudziutkich książeczek uznałabym za podręcznik zachowania młodej księżniczki, a zatem idealnie sprawdzał się (i robi to nadal) w roli pomocnika do snucia marzeń o życiu w akademii pretendentek do tronu. O tym też owe historyjki opowiadają: o kilkunastu panienkach, które kształcą się w takiej szkole, uczęszczając na lekcje tańca, szycia sukien balowych, oraz wyprawiania przyjęć. Każdy tom ma inną główną bohaterkę, zatem wertując wszystkie, poznamy całkiem spore grono "koleżanek po fachu". Z tego co pamiętam, etapy edukacji podzielone zostały przez autorkę na kilka szczebli, dzięki czemu otoczenie szkoły i rodzaje prowadzonych w niej zajęć nie nudzą się wiernemu czytelnikowi. Nie mówiąc już o przeżywanych przygodach: skoro tyle dzieje się w normalnej szkole, w miejscu pobytu księżniczek, królowych, wróżek, a nawet smoków, nie może być nudno!



NASTOLATKA: Kiera Cass - Rywalki
Cóż tu dużo mówić.. Mnóstwo osób za argument przekreślający serię "Selekcja" podaje dziecinną koncepcję, skierowaną wyłącznie do młodszych czytelniczek. A ja, jako wielki obrońca mojego najskrytszego marzenia się z takim zdaniem NIE ZGODZĘ! (I nikt mi nie zabroni :D). Powieść tworzona przez Kierę Cass czerpie wiele wzorców z klasycznych baśni, ale tak jak w przypadku "Kręgu" przetwarza je na własne potrzeby: potrzeby dystopii pomieszanej z romansem i nutą dramatu. I chociaż fanom pereł literatury światowej bym tego cyklu nie poleciła, książki zaskarbiają miłość czytelników dzięki magicznie czarującej otoczce, królewskiemu klimatowi kojarzonemu ze wspomnień, pięknych opowieści wysłuchiwanych na dobranoc. (Tak, tak prezentuje się moja głęboka teoria :|). Kiedykolwiek przemknęło Ci przez głowę zamieszkanie w zamku lub jazda na białym koniu z przystojnym księciem? Chwytaj po "Rywalki" i sprawdź, jak w tej roli sprawdziła się.. nie, nie mała dziewczynka. Nastolatka. Pomyślałby kto!




***
Czy któreś z powyższych marzeń pokrywa się z Waszymi jako dzieci? A może dalej chciałybyście móc latać bądź chodzić z koroną na głowie? Jakie inne książki przyporządkowałybyście do poszczególnych kategorii? Piszcie! :)

niedziela, 6 marca 2016

Bree Despain - Dziedzictwo mroku

Liczba stron: 436
Wydawnictwo: Galeria Książki
Cena wydawnicza: 39,90 zł
Cena nabycia: 8,99 zł (Biedronka)
Seria: Dziedzictwo mroku
Tom: I

O czym książka?
Chociaż po lekturze pierwszego tomu serii, trudno pominąć fakt, iż wszystko kręci się wokół wilkołaków, gdy sięgamy po książkę potwierdzenia tej informacji nie znajdziemy ani w okładce, ani w opisie. Możliwe, że na tym polega częściowy zabieg tajemnicy, zaskoczenia. Nie martwcie się jednak: nie jest to jedyny sekret, zatem nie zdradziłam Wam właśnie największego spoilera z możliwych. Po prostu do końca recenzji i tak gdzieś wymsknęłaby się z któregoś zdania ta niespodzianka. Lepiej więc na początku przestrzec: uczuleni na psią sierść powinni uważać.
Historia zawarta w "Dziedzictwie mroku" opowiada o losach Grace - córki miejscowego pastora. Dziewczyna, jak to nastolatka, uczęszcza do szkoły - Holly Trinity, gdzie jej ulubionymi lekcjami są zajęcia artystyczne, na których może rozwijać swoją pasję, aby zdobyte umiejętności wykorzystać później w możliwej aplikacji do Trenton, na wydział sztuk pięknych. Rodzina Divine'ów, do której należy główna bohaterka należy do typowych, szczęśliwych rodzin: troskliwa mama, ojciec pełniący funkcję głowy domu, układny, starszy brat Jude oraz malutki James. Nic w tej kwestii by się nie zmieniło.. gdyby nie Daniel - chłopak, o którym nie wiemy zupełnie nic. Nagle pojawia się w życiu Grace i jej familii. A raczej powraca, wprowadzając do ich ciepłych serc niepokój oraz strach przed powtórką z katastrofy, która miała miejsce kilka lat temu. Oczywiście, z udziałem Daniela. 

Wygląd:
Prawdopodobnie nigdy nie kupiłabym tej książki, gdybym zasugerowała się okładką. NIGDY. Już nie mówiąc o tym, że nie przepadam za książkami, które w tytule zawierają słowa "mrok", "ciemność", "strach", "krew", "duch", "śmierć". Taka żelazna zasada, która przestrzega mnie przed pozycjami zwyczajnie nie w moim stylu: pesymistycznymi, emanującymi.. po prostu mrokiem. Przeważnie wolę świat o ilości barw przekraczającej jedynie kolor czarny. "Dziedzictwo mroku" powinno więc zostać na wstępie skreślone przez złamanie reguły w dwóch miejscach: w tytule i okładce. Przyznam się szczerze, że ani zewnętrzny wygląd książki w postaci bladych, jakby nieżywych nóg na ciemnym tle (kto umieszcza na okładce NOGI? o.O), ani podniosły, acz nic-nie-znaczący tytuł, nie działały motywująco. Postanowiłam jednak zaryzykować 18 zł dla dwóch tomów serii i zapakować je do biedronkowego wózka, licząc, że treść przerośnie wygląd co najmniej dwukrotnie.
Ze strony technicznej: książka wydaje się być dobrej jakości - pomimo niecałych pięciuset stron trzyma się grzbietu nawet, gdy nieco powyginamy ją na boki. Wnętrze zdecydowanie rekompensuje nieudaną grafikę okładkową. Literki idealnie nadają się do czytania, strony mają gładką, ale typowo "drewnianą" fakturę. Na największą pochwałę zasługują rozpoczęcia rozdziałów, z których każde zostało wyróżnione osobną, lekko przyciemnioną stroną. Dzięki temu możemy bez problemu ocenić czy rozdział, który właśnie rozpoczynamy należy do tych dłuższych czy krótszych - bardzo przydatny zabieg, gdy lubimy przed zamknięciem książki, dotrzeć do kolejnej, wyróżnionej części.

Koncepcja:
Pomysł wykorzystany przez Bree Despain uznałabym za połączenie przetartego schematu paranormal romance z niespotkanym przeze mnie wcześniej, świetnie budującym napięcie, sposobem przedstawiania kolejnych wydarzeń. Niczym odkrywczym nie jest dla czytelników młodzieżowego fantasy spotkanie ludzkiej dziewczyny z przystojnym chłopakiem - istotą fantastyczną. ( czy to wampir, wilkołak, nocny łowca - wszyscy są tacy sami :|) Ta konwencja powinna zostać już wpisana do kanonu gatunków literackich obok kryminału czy sensacji. Natomiast nie mogę powiedzieć, że w tym całą historia się zamyka, gdyż wprowadziłabym Was w poważny błąd. Autorka wyłamała się spoza wymęczonego szablonu prostymi trikami. Przede wszystkim, nadała mu swoistą dla tej powieści otoczkę, która sprawia, że tytuł lepiej wpisuje się w czeluści pamięci. Córka pastora, tajemniczy powrót chłopaka, którego zna od dzieciństwa i uważa za brata. Wyróżniająco działa również brak "tego trzeciego", który wkomponowywałby się w miłosny trójkącik. Zamiast niego, przeszkodę stanowi brat Grace, Jude. Wiadomo jednak, że nie da się porównać tej relacji ze związkiem między bohaterką, a adoratorem.
Rozdziały różnią się długością: znajdziemy takie na kilkanaście stron, ale i niektóre zajmą jedną, dwie kartki. Poza standardowym podziałem książki na części, tekst został poszatkowany na jeszcze mniejsze kawałki za pomocą wskazówek czasowych. Zabieg ten początkowo mi przeszkadzał, gdyż nie byłam przyzwyczajona do zwracania uwagi na takie szczegóły, ale po jakimś czasie, zauważyłam, że ułatwia on lekturę, gdyż daje możliwość lepszej orientacji w wydarzeniach, ulokowania ich w konkretnym momencie życia bohaterów.

Bohaterowie:
Uwierzycie, jeśli Wam powiem, że główna bohaterka wcale nie jest niewyróżniającą się, zwykłą nastolatką? Może być trudno, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że większość postaci książkowych w jej wieku nie spotyka się z zbyt wielkim zadowoleniem czytelników. Przypadek Grace chciałabym jednak uznać za wyjątek, a przynajmniej po części. Dziewczyna nie włada żadnymi super mocami (na razie! :D), ma oboje rodziców, młodsze oraz starsze rodzeństwo, chodzi do szkoły i względnie dobrze się uczy. Nuuda, prawda? A właśnie dzięki tej zwyczajnej otoczki wokół bohaterki, zdałam sobie sprawę, jak niewiele normalnych nastolatek z krwi i kości fundują nam książki. Przeważnie są to biedne sierotki, nierozumiane przez świat, bez znajomych, przeprowadzające się z kąta w kąt. I nawet jeśli córce pastora Divine zdarzają się momenty rozterek miłosnych, problemów z rodziną bądź w szkole, to sposób, w jaki ona o nich myśli oraz jak je rozwiązuje, zdecydowanie się wyróżnia. Dziewczyna, pochodząca z wierzącej rodziny, przede wszystkim ma swoje zasady, hierarchię wartości, którą nie tak łatwo może zburzyć pierwszy lepszy chłopak. Po ponownym ujrzeniu Daniela w miasteczku, Grace traci głowę, ale jednocześnie nie potrafi całkowicie podporządkować się wzbudzonemu na nowo uczuciu, gdyż wie, że tym sposobem zawiedzie rodzinę. Rodzinę, która jest dla niej najważniejsza. Nawet jeżeli nie mogę powiedzieć o stuprocentowej obiektywności w moich słowach, mnie ta bohaterka przypadła do gustu, stąd też przyjemniej czytałam jej historię.
Z kolei Daniel to zupełna zagadka, którą razem z dziewczyną staramy się rozwiązać przez całą powieść. Pojawia się znikąd, psuje stosunki rodzinne Divine'ów,wprowadza do ich życia chaos. Lecz znowu zostajemy przez autorkę zaskoczeni: chłopakowi daleko do ideału (czy nawet ideału upakowanego w foremce anty-ideału! ). Charakteryzuje się wadami, ciągnie za sobą wór słabości, traum z przeszłości, które odmieniają jego wizerunek. Dopiero po spotkaniu z Grace, jego historia się rozjaśnia, a do ciążącej klątwy, która niszczy całe życie, przyłącza się nadzieja. Choć jak to bywa wśród młodych bohaterów, parze zdarzało się zachowywać mniej lub bardziej rozsądnie, ale i tak spodobał mi się sposób, w jaki Despain wykreowała ich i umieściła w swojej książce.

Fabuła:
W fabule również odnalazłam cechy młodzieńczego dojrzewania, gdyż miewała gorsze i lepsze momenty. Zaczyna się nietuzinkowo, gdyż mamy jedynie kilka stron na wdrożenie się w spokojne życie Grace, zanim do akcji nie zostanie wrzucony Daniel razem z tobołkiem problemów wszelkiego typu. Do elementów niecodziennych zaliczam początek jego relacji z główną bohaterką: on się pojawia i dziewczyna go świetnie zna, lecz my nie mamy pojęcia, kim jest ten chłopak. Stopniowo otrzymujemy coraz to większe skrawki informacji, przemycane w rozmowach z innymi członkami rodziny Divine'ów, w rozważaniach Grace. Przeplatane są one jednak z wieloma wydarzeniami, często dramatycznymi bądź stanowiącymi zwrot akcji dla całej historii. I tutaj pojawia się podział. Przez cały czas trwania akcji: dynamicznej, wciągającej, nie mogłam oderwać wzroku od kolejnych stron, ponieważ autorka bardzo dobrze operuje napięciem, dawkuje porcje adrenaliny. Lecz, jeśli z, darzał się rozdział przepełniony myślami nastolatki, jej obawami, od razu czułam odrobinę większą ochotę do odłożenia książki na jakiś czas. (UWAGA! Tego typu momenty zdarzyły się max. 2-3 razy!). Gdyby jednak spojrzeć z drugiej strony: jeśli historia składałaby się z samych pościgów i wstrzymywań oddechu, nie byłyby one aż tak dostrzegalne, prawda?
Z tego co wiem, bardzo wiele osób po lekturze "Dziedzictwa.." zwraca uwagę na zakończenie. I faktycznie, należy je docenić, gdyż wydaje mi się, że nawet najbardziej przewidujących czytelników może ono zaskoczyć. Stanowi idealny gwóźdź programu, na który czeka się przez wcześniejsze kilkaset stron oraz rozwiązanie fabuły, które od razu pozostawia furtkę na rozwój wypadków w kolejnym tomie. Jest śmierć, jest ucieczka, jest krew, są niespodzianki: wszystko z przytupem!

Do końca..
Poza pozorami na banalną powieść, przemienionych w świetny, zapadający w pamięć paranormal romance, wyniosłam z tej pozycji coś jeszcze: nauczkę, którą obiecuję wykaligrafować złotymi literami w głowie i trzymać się jej przy każdym wyborze książki. NIGDY nie oceniaj książki po tym, co ma na zewnątrz: po okładce, opisie, pierwszym wrażeniu. Wiadomo, trudno się powstrzymać. Lecz przynajmniej należy się postarać, aby ta ocena nie przylgnęła do tytułu, zniechęcając tym samym do lektury, choć jeszcze nie zdążyliśmy jej nawet zacząć. Wyobraźcie sobie, ile przyjemnych lektur i magicznych historii by nam w ten sposób umknęło!
"Dziedzictwo mroku" to powieść stanowiąca jedną z moich największych, czytelniczych zaskoczeń. To powieść, w której nie znajdziecie mroku czy ciemności. Zamiast nich, natkniecie się na walkę ze złem, determinację, nadzieję i miłość. I choćby Bree Despain usiłowała wmówić nam, że uczucie Grace i Daniela nie przetrwa, że nie da rady powstać po upadku, ja wiem swoje: pod koniec trylogii MUSI na nas czekać szczęśliwe zakończenie. Nie ma innej opcji.


 Galeria zdjęć:


 Prosto z książki...
"- Przestań - powiedziałam - To mój rysunek. Oddaj mi go.- Chwyciłam kartkę, ale wyrwał mi ją. - Oddaj!
- Pocałuj mnie - Odparował
- Że co?
- Pocałuj mnie to ci go oddam.
- Za kogo ty się masz?
- Nie poznajesz mnie? - Podniósł głowę i odgarnął włosy z twarzy. Miał blade, zapadnięte policzki, ale na widok jego oczu krzyknęłam. Te same oczy które kiedyś nazywałam czekoladowymi.
- Daniel?"
"- Powiedz mi, co to było.
Daniel wytarł wybrudzone olejem dłonie w spodnie.
- Dzieciaki się bawiły.
- Kuszą?
- No. Strasznie dużo w nich agresji ostatnio." (str. 50)
"- Powiedzieli mi, że odszedłeś. Że wstałeś z łóżka i poszedłeś sobie podczas zmiany dyżurów. Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.- A mimo to przyszłaś.
- Miałam nadzieję, że ty też tu przyjdziesz.
Daniel pocałował mnie w czoło
- Powiedziałem ci, że się nie odczepię, dopóki ty mnie będziesz chciała. - Uśmiechnął się łajdacko i czarująco.- A może nóż w moim sercu powinienem uznać za znak, że chcesz ze mną zerwać?"
"- Grace, ja ... Ty ... - Daniel oparł dłoń na moim ramieniu. Westchnął i wiedziałam, że zaraz zmieni temat.
Wysunęła się z jego objęć, zła, że nie wiem, co chciał powiedzieć.
Daniel zaśmiał się niepewnie.
- Ciągle widać stąd dokładnie twój pokój.
- Co?!
Rzeczywiście, było stąd doskonale widać moje okno. Było po południu, więc w szybie odbijało się słońce, ale w nocy, przy zapalonym świetle, mogłabym widzieć wszystko.
- Ty draniu!"

wtorek, 1 marca 2016

Lutowe sumowanie - czemu tak mało?

Witajcie!

Właśnie minął drugi miesiąc naszego, nie tak już nowiutkiego roku. Mam wrażenie, że momentami nie nadążam za tak szybko upływającymi dniami. No, ale nie zmienia to faktu, że warto byłoby zebrać w tym poście w całość wszystkie blogowo-książkowe wydarzenia. 

Statystyki w pigułce

~ KSIĄŻKI ~
  1. Amy Ewing - Klejnot (recenzja) - 383 strony
  2. Bree Despain - Dziedzictwo mroku - 440 stron
  3. Bree Despain - Łaska utracona - 512 stron
  4. William Richter - Podwójna tożsamość - 116 stron (niedokończona)
Niezrecenzowane książki jeszcze doczekają się oddzielnych postów na blogu - w marcu postaram się nadrobić te zaległości. :)


Suma: 1451 stron (W styczniu: 2009 stron)
207 stron na tydzień | 50 stron dziennie | 2,1 strony na godzinę


~ BLOG ~
Luty - miesiąc, który naprawdę mnie zaskoczył. Jak, mając dwutygodniową przerwę od szkoły, można napisać tylko 3 recenzje ("Wybranych" i "Pamiętnik" czytałam w styczniu, więc w liście książek nie znajduje się ten tytuł :)) i przeczytać niecałe 5 książek? Sama się sobie dziwię. I boję statystyk na marzec, gdy przez cały miesiąc do czytania i blogowania z powrotem dojdą podręczniki oraz nauka. 

Opublikowałam 7 postów (idealnie tyle samo co miesiąc temu :D): 3 recenzje , 1 TAG  mojego autorstwa (Przysłowiowa para TAG), 1 wyzwanie (Oceń książkę po okładce), 1 podsumowanie stycznia, 1 post okołoksiążkowy (Szczęśliwe zakończenia - banał?). 

A oto liczba wyświetleń:
Niestety zaobserwowałam tendencję spadkową :c

Posty dodawałam regularnie, co trzy dni, ale doszłam do wniosku, że i tak w ogólnym rozrachunku wydaje się to być małą liczbą - 7 postów na całe 30 29 dni? Z drugiej strony, nie potrafię pisać tekstów na zapas, aby zmniejszyć przerwy między kolejnymi do chociażby dwóch dni. Spróbuję to poprawić, przynajmniej częściowo, bo czuję, że tak nie powinno być. (Przynajmniej poczucie bloggerskiego obowiązku w normie :|). Liczę na Was: napiszcie, ile Wy publikujecie postów miesięcznie oraz jakie jest Wasze zdanie w kwesii minimalnej liczby tekstów na blogu. (Obiecuję poprawę :|)


~ STOSIK  ~
Oczywiście w kwestii kupowania książek, poszło mi znacznie łatwiej z poprawieniem cyferek: w lutym zaopatrzyłam się w 9 książek. Nie mniej jednak ani jednej nie kupiłam za cenę okładkową lub nawet kwotę powyżej 20zł, zatem przynajmniej nie straciłam na nowych nabytkach majątku. Czego nie mogę powiedzieć o miejscu na półkach, którego już i tak nie ma.

  1. Danielle L. Jensen - Porwana pieśniarka - nagroda w konkursie
  2. Marcus Sedgwick - Niezauważalna - 10,47 zł - zakupiona w Empiku na promocji -70% (w Empiku istnieją takie promocje, dacie wiarę? :O)
  3. Joelle CharbonneauTesty - 9,99 zł - nabyta w Saturnie na stoisku z tanimi książkami
  4. Colleen Hoover Nieprzekraczalna granica - j.w. - czas zrobić ponowne polowanie w Saturnie!
  5. Rysa Walker - Podróże w czasie - 10,47 zł - tę oraz pozostałe cztery książki zamówiłam w księgarni internetowej Dadada.pl (polecam zajrzeć, spore promocje! ^^)
  6. Cristina Moracho - Althea & Oliver - 5zł
  7. Morgan Rice - Przeznaczenie bohaterów - 9,15 zł
  8. Morgan Rice - Korowód królów - 7,84 zł
  9. Rachel Van Dyken - Utrata - 5zł
***

Uff, skończyłam! Te podsumowania to ciężka sprawa - wystarczy, że zapomni się położyć na fotografowany stosik jednej książki albo wliczyć o jeden tytuł za dużo do miesięcznej liczby stron i wszystko trzeba poprawiać od nowa. Mam nadzieję, że po kilku poprawkach, zawarłam wszystko, co powinno się w tym poście znaleźć. 

***

A jakie są Wasze nowe nabytki książkowe? Ile tytułów przeczytaliście w lutym? Jakie niespodzianki przyniósł Wam ten miesiąc? Chwalcie się! :)