czwartek, 14 kwietnia 2016

Jak z bajki #3: Pippilotta w akcji!
















Wisząca na ramionach sukienka z łatami, dwie różne skarpetki o odznaczających się długościach i warkoczyki na drutach - to chyba jedno z popularniejszych przebrań dziewczynek na bale karnawałowe zaraz po księżniczce, wróżce i czarownicy (i Elsie z Krainy Lodu biorąc pod uwagę najmłodsze pokolenie :D). Skądś jednak ten wizerunek musiał się wziąć. A funkcjonuje on pod różnorakimi nazwami: Pończoszanka, Långstrump, Pippilotta Wiktualia Firandella Złotomonetta Pończoszanka lub też po prostu.. Pippi.

Seria książek autorstwa Astrid Lindgren kochaną przez dzieci młodsze, starsze i najstarsze składa się z 9 tomów. Pierwsze pytanie, które pojawia się w głowie: "Aż tyle? Przecież ja znam dwa, góra trzy tomy!". Spokojnie, do tego momentu (dokładnie 13 sekund temu :|) sama żyłam w przekonaniu, że pisząc o cyklu tytułów będę mieć na myśli to najbardziej znane trio: "Pippi Pończoszankę" (1945), "Pippi wchodzi na pokład" (1946) i "Pippi na Południowym Pacyfiku" (1948). A tu proszę: "Pippi urządza przyjęcie", "Pippi jest najsilniejsza w świecie" czy nawet "Fizia Pończoszanka i zabawa choinkowa". Czegoż ta pisarska wyobraźnia nie wymyśli!

Zanim jednak przyjdzie pora na moje osobiste i bardzo nieobiektywne zdanie o powieściach Lindgren, dwa słowa wstępu do historii: wspomniana już conajmniej kilka razy Pippi to dziwięcioletnia dziewczynka o charakterystycznych marchewkowych włosach (gdyby ktoś się zastanawiał która niewiasta zapoczątkowała modę na tę barwę włosów - oto prekursorka! :D) zamieszkująca Willę Śmiesznotkę wraz z gromadką futrzasto-sierściatych przyjaciół: małpką Panem Nilsonem i koniem, który nie dostąpił zaszczytu posiadania imienia (:c). Bohaterka przedstawia się jako córka słynnego pirata i choć, gwoli ścisłości, faktycznie nią jest, jej ojciec zaginął na morzu i słuch po nim zaginął. Nie przeszkadza to jednak Pończoszance na samotne życie w Willi, gdyż oprócz zwierzaków, towarzystwa dotrzymują jej Annika i Tommy - rodzeństwo z sąsiedztwa. Razem wiodą prym poszukiwaczy przygód i kłopotów, natrafiających się samoistnie.

Wesoło, pozytywnie i szalenie. Już poczynając na etapie wyglądu Pippi, poprzez jej funkcjonowanie w domu aż do wydarzeń poza nim: wszystko to jedno wielkie szaleństwo! A przynajmniej takie odnosiłam wrażenie za każdym razem po lekturze owych książek. Kto by pomyślał, że trzecioklasistka "wdaje się w bójkę", "bawi się w berka z policjantami", "siedzi na furtce i łazi po drzewie" bądź dogaduje się ze złodziejami. Na dodatek, wszystkie te.. czynności, dziewczynka wykonuje odważnie, zdecydowanie i bez chwili zastanowienia. Po prostu szaleństwo!

Moja przygoda z tym rudowłosym nicponiem zaczęła się w pierwszej, może drugiej klasie podstawówki. Jak przystało na porządnego uczniaka, chodziłam do biblioteki, wyciągałam kartę biblioteczną i podawałam ją pani, która wczytywała kod i dopiero wtedy mogłam wypowiedzieć magiczne słowa życzenia o konkretny tytuł. Po otrzymaniu pozycji, wychodziłam dumna przeglądając po drodze do klasy egzemplarz i wpadając na każdego, napotkanego człowieka. Zaczynałam czytać w sali, kończyłam w domu po odrobieniu lekcji, potem jeszcze fragmencik po kolacji przed snem. Można by powiedzieć, że historie Pippi zbijają z podium wszelkie pełne napięcia przygodówki, science-fiction i fantastykę naraz. 

Bowiem seria o Pończoszance to przygoda z niespodziewanymi zwrotami akcji, z nowoczesnym, wręcz futurystycznym podejściem do sposobu przedstawienia młodego człowieka oraz z magią dzieciństwa, która zaczyna działać za każdym razem, gdy ulegniemy przyjemności lektury powieści Astrid Lindgren o nie-tak-zwyczajnej dziewczynce.


Czytaliście tę albo inną powieść Astrid Lindgren? Za kogo przebieraliście się w dzieciństwie na balach przebierańców? :D Piszcie!

środa, 13 kwietnia 2016

Jak z bajki #2: Wcale nie taki okrąglutki...















Wczoraj była kwadratowa książeczka, to spróbujmy pociągnąć ten motyw dalej. Co prawda ta z dzisiejszego postu nie została zaopatrzona w taką liczbę stron jak "Mikołajek", ale za to nadrabia wielkością, pięknymi, malowanymi i malowniczymi ilustracjami oraz przesympatycznymi bohaterami. Jednak sam schemat treści oparty na krótkich historyjkach z zabawnym zakończeniem pozostał i ma się naprawdę dobrze. A dba o niego sam Pan Kuleczka.


Seria Wojciecha Widłaka powstała w 2002 roku, kiedy to na rynku wydawniczym pojawił się pierwszy jej tom. Nie zmienia to faktu, że do tej pory zrzesza całkiem spore grono fanów, które mobilizuje autora do wydawania następnych części: tym sposobem w marcu tego roku wydana została.. kolejna (nie sposób ich zliczyć :o) książeczka o emerytowanym mieszkańcu ulicy Czereśniowej oraz jego przyjaciołach. 

Pies Pypeć, kaczka Katastrofa i mucha Bzyk-Bzyk. Prawdziwe stadko prawdziwych kompanów przygód. Razem z nimi, tytułowy bohater nie wychodząc ze swojego niewielkiego mieszkanka gromadzi zestaw całkiem pokaźnych historii, o których może później opowiadać za pośrednictwem pana Wojtka. Tak oto na przykład dowiadujemy się czym jest wysokie mniamanie, jak poradzić sobie ze złym snem, zaprzątającym naszą głowę w nocy, dlaczego porządek to wróg zwierządek i wielu innych, równie fascynujących faktów o jakże życiowym podłożu (ani śmiem w tym momencie żartować :D).

Jak już wywnioskowaliście z powyższego akapitu: tekst skierowany jest do młodszych czytelników i pod żadnym względem nie podlega to wątpliwości. Idealnie sprawdzi się w roli poradnika dla rodziców, z którego porady mogą zafundować w postaci jednego rozdziału dziecku przed snem, po zadaniu trudnego pytania bądź wpadnięciu w przysłowiowe tarapaty. Nie oznacza to jednak, że teraz powiastki o Panu Kuleczce mnie nie bawią. Wręcz przeciwnie. Wystarczyło, że przewertowałam niezbyt dokładnie kilka stron, a od razu poczułam się.. młodsza. I szczęśliwsza. Tego pierwszego aspektu przemiany chyba nie ma co tłumaczyć, natomiast jeśli chodzi o drugi: nie wiem czy zależy to od pozytywnego przesłania, pozytywnych bohaterów czy pozytywnych ilustracji. W każdym wypadku panuje pozytywność, czyniąca te proste, łatwe opowieści, po prostu radosnymi. Tak. Po prostu radosne to idealne określenie.

Nie dam rady skończyć postu bez docenienia wisienki na tym torcie szczęścia: obrazki. Wieńczą każdą stronę, tak jak treść nie charakteryzują się skomplikowaniem, ale dzięki temu 100 razy lepiej dopasowują się do ogólnego klimatu. Odzwierciedlają rzeczywistość, bez żadnych udziwnień, nowoczesnych stylów, wymysłów artystów. Tak jak to powinno wyglądać w optymistycznej książeczce dla dzieci. Gdy tak im się teraz przyglądam, dochodzę do wniosku, że są na tyle proste, że nawet człowieczek niewielkich wzrostów i wieku podołałby odwzorowaniu ich na kartce, co stanowi oczywiście następną zaletę.

Nigdy nie spotkaliście się z Panem Kuleczką? Najlepsza pora umówić się na wizytę! Z tak inteligentnym mężczyzną może być ona wyłącznie przyjemnością. (Pomińmy fakt, że rozmawia ze zwierzakami, nikt nie jest idealny :D).
Mieliście okazję go poznać? Podzielcie się wrażeniami :) 

Źródła zdjęć: LINK i LINK




wtorek, 12 kwietnia 2016

Jak z bajki #1 - Kim jest ta postać w czerwonej koszulce?















Kto nigdy nie widział charakterystycznych białych książeczek w kształcie prawie równych kwadratów (pół centymetra różnicy między wymiarami! :|)? Coś czuję, że niewielu podniesie rękę. Nic dziwnego: niezależnie od tego kiedy usłyszałeś o "Mikołajku", na pewno należał on wtedy do jednych z popularniejszych tytułów w swoim gatunku.

 Dla tych, którzy NIGDY nie mieli styczności z tą postacią sympatycznego chłopca: "Mikołajek", jak i inne pozycje z serii Sempe i Goscinnego, to zbiór kilkunastu krótkich historii z życia typowego dziecka. Tytułowy bohater razem ze sporą paczką kolegów miewa mnóstwo przygód, z którym nierozerwalnie wiąże się ogromna porcja kłopotów wszelkiego typu. Warto napomknąć, że powiastki utrzymane są w lekko francuskim klimacie, gdyż właśnie z tego państwa Europy Zachodniej pochodzą autorzy. 

"Zabawa w kowbojów", "Witamy pana ministra", "Uciekam z domu", "Futbol" czy "Palę cygaro" - to tylko część nazw rozdziałów, traktujących o kolejnych wydarzeniach z udziałem Mikołajka. Już po nich można wywnioskować, jak pomysłowa okazuje się para pisarzy, którzy w prosty sposób, bez infantylności czy zbędnych ozdobników, przedstawiają perspektywę kilkuletniego człowieka. Poczynając od pierwszej, kończąc na ostatniej, we wszystkich przygodach każdy znajdzie cząstkę wspomnień z własnego dzieciństwa, a i dorośli z chwil młodości ich dzieci. To mają bowiem do siebie klasyki: niezależnie czy masz lat 7, 17 czy 70 nie ma opcji, by książka do Ciebie nie dotarła, byś nie odnalazł w niej czegoś dla siebie. 

Pierwszy tom cyklu został wydany w 1960 roku. 56 lat temu. Sięgnijcie teraz po dowolną historyjkę z zakresu tych umieszczonych w "Mikołajku" i powiedzcie mi: gdzie te lata? Przecież taki Miki mógłby równie dobrze wczoraj na podwórku sąsiadów bawić się z kumplami w Indian. Albo maszerować z tornistrem do szkoły mijając nas w drodze na przystanek. Przeciętny chłopiec jakich dużo, a jednak z dorobkiem przygód jakiego mało.

Jednocześnie nie sposób nie wspomnieć o ilustracjach: nieskomplikowanych jak tekst, ale równie wymownych i żartobliwych - taki zestaw małych karykatur opatrzonych odpowiednią treścią. Wystarczy, że przez lekturę całego jednego tomu poprzyglądasz się tym charakterystycznym główkom, długim nosom i krótkim nóżkom, a rozpoznasz je już wszędzie. ( :D )

Uniwersalność uniwersalizmem, aktualność aktualnością, ale trudno się spierać, że najlepszym aspektem powieści jest zapas humoru, w który uzbrojona zostały wszystkie postaci serii. Mnóstwo utarczek słownych, dyskusji na polu dziecko-rodzic, dziecko-nauczyciel czy po prostu w gronie przyjaciół. Aż trudno uwierzyć, że z tak prostych sytuacji, wręcz banalnych, można wyciągnąć tyle zabawy, śmiechu i dowcipu. Chociaż w sumie.. wystarczy przypomnieć sobie momenty naszego życia, na pozór tak zwyczajnego i szarego, z których do tej pory możemy żartować i uśmiech nie schodzi nam z twarzy. :)

Źródło ilustracji: LINK ; LINK

Prosto z książki...
"No bo co w końcu, kurczę blade!" (Ulubione powiedzonko Mikołajka, które zdarza mi się używać do tej pory :D)
"(...) z tym właśnie największy kłopot, że jak się człowiek bawi sam, to jest nudno, a jak są inni to się ciągle sprzeczają."
"Kiedy szedłem po południu do szkoły, spotkałem Alcesta, który powiedział:
- A może by tak nie iść do szkoły?
Powiedziałem mu, że to niedobrze nie iść do szkoły, że pani będzie bardzo niezadowolona, że mój tata mówił, że jeśli chce się w życiu do czegoś dojść i zostać pilotem, to trzeba pracować, że mama się zmartwi i że to nieładnie kłamać.
Ale Alcest przypomniał mi, że po południu jest arytmetyka, więc powiedziałem: "Dobrze", i nie poszliśmy do szkoły." (Tacy mali, a tacy mądrzy :D)
"Rufus powiedział, że nie umie bajki na pamięć, ale wie mniej więcej, o co tam chodzi, i zaczął tłumaczyć, że to historia o kruku, który trzymał w dziobie kawałek sera  roquefort.
- Co takiego? - zapytał inspektor i miał coraz bardziej zdziwioną minę.
- Ależ nie - powiedział Alcest - to był camembert.
- Wcale nie! - zaperzył się Rufus. - To nie mógł być camembert, bo po pierwsze, kruk nie mógłby go trzymać w dziobie, bo z tego sera się leje  a po drugie, brzydko pachnie!
- Pachnie brzydko, ale jest pyszny - odparł Alcest. - A z resztą, co to ma do rzeczy? Mydło pachnie ładnie, a jest okropne w smaku, raz próbowałem.
- Jesteś głupi i ja powiem memu tacie, żeby twemu tacie wlepił mnóstwo mandatów.
I Rufus z Alcestem pobili się. (...)
Inspektor podszedł do pani i uścisnął jej rękę.
- Mam dla pani wiele podziwu - oświadczył. - Jeszcze nigdy, tak jak dzisiaj, nie zdałem sobie spawy, jak wzniosłą służbą jest nasz zawód. Proszę nie rezygnować! Odwagi!"

***

Znacie Mikołajka? Czytaliście którąś z historyjek? A może kojarzycie tytuły innych autorów o tematyce zbliżonej do historii Sempe i Goscinnego? Piszcie! :) 

niedziela, 10 kwietnia 2016

Tydzień: Jak z bajki

Witajcie! :)


Recenzji nie mam jak publikować, gdyż póki co nie przeczytałam jeszcze ani jednej nowej książki.

TAGi, stosiki i podsumowania w ostatnim czasie się pojawiły, zatem nie ma potrzeby w kółko kręcić się wokół tych samych rodzajów tekstów.

Postanowiłam zatem rozpocząć pojutrze wyjątkowy cykl, który potrwa przez cały tydzień. Będzie on związany z Międzynarodowym Dniem Książki dla Dzieci, który obchodzono ponad tydzień temu - 2 kwietnia

_____________________________________________________________________

To niezwykłe święto zostało zapoczątkowane w 1967 r. przez Międzynarodową Izbę ds. Książek dla Młodych Ludzi (IBBY). Na pewno kiedyś widzieliście już ten skrót bądź też pełną nazwę. Dla ciekawych: zajmuje się ona promocją tytułów dla dzieci i młodzieży, działając jako organizacja non-profit (czyli zrzesza się w celach niezarobkowych). Zachęcam do wejścia na stronę międzynarodową Izby oraz witrynę jej polskiego oddziału. Można się z niej dowiedzieć informacji m.in. na temat nagradzanych publikacji dla młodszych czytelników, a zatem daje świetną możliwość poznania tytułów wartych lektury.



Data wspomnianego przeze mnie dnia nie jest przypadkowa. Kto wie jaka uznana postać w świecie literatury dziecięcej obchodziła tego dnia urodziny? Żeby post nie został przez Was potraktowany jak przesycona nieznaczącymi, nudnymi faktami, Wikipedia, postanowiłam, że sami odpowiecie sobie na postawione przeze mnie pytanie za pomocą krótkiej zagadki:

Cóż to może być za postać? Pośród bohaterów jego
Znajdziesz kaczki i łabędzie, i syrenkę, także rena
Złą królową, małe dziewczę, władcę całkiem wręcz nagiego
Toż to przecież są postacie z baśni pana... 

Mam nadzieję, że teraz nie macie już żadnych wątpliwości, któż narodził się 2 kwietnia. 

_____________________________________________________________________

Wracając do mojego pomysłu, posty publikowane będą codziennie. (Ten czyn zasługuje już na miano najtrudniejszego wyzwania :D). Żaden jednak nie porazi Was długością, obszernością bądź ilością liter. Chciałabym żeby Was zaciekawiły, ale jednocześnie zachęciły do poszperania w internecie na temat prezentowanych tytułów, a może również wywołały miłe wspomnienia z dzieciństwa. 

Temat każdego postu to książki z lat młodości (tej wczesnej młodości :D), które miło wspominam. Od razu jednak Was uprzedzę: uwielbiam Kubusia Puchatka czy Muminki, ale chciałabym, by na mojej liście pokazać tytuły nieco mniej znane bądź przynajmniej kojarzone przez mniejsze grono czytelników. Co nie znaczy, że nie będziecie owych pozycji znać. Aż tak oryginalna nie jestem!

5 dni (cały czas mówię o tygodniu roboczym, jakby co :D) = 5 książek (czyli korzystając z moich matematycznych zdolności: jednego dnia zapoznam Was z jednym tytułem :|).

Życzę Wam przyjemnego tygodnia spędzonego z moimi (choć zapewne po części i z Waszymi) ulubionymi bohaterami prosto z okładek! :)



***
Jaką książkę z dzieciństwa Wy polecilibyście innym? Ile tytułów skierowanych dla młodszych czytelników udało Wam się przeczytać od początku tego roku kalendarzowego? Podoba Wam się pomysł takiego cyklu? Piszcie! :)

niedziela, 3 kwietnia 2016

Marcowe sumowanie, czyli jak nie przeczytać przez miesiąc ani jednej książki

Witajcie!

Rozpoczynamy miesiąc już w pełni wiosenny, który nawet w nazwie odwołuje się do tej pięknej pory roku (a zatem mam nadzieję, że w końcu da nam ona siebie odczuć >:|). Żegnamy się z marcem, przyjmujemy na kalendarze kwiecień. Zobaczymy, jakie przyjemne niespodzianki nam przyniesie..

Statystyki w pigułce

~ KSIĄŻKI ~

  1. William Richter - Podwójna tożsamość - 192 strony (dokończenie)
  2. Kai Meyer - Przebudzenie Arkadii - 172 strony (niedokończona)
  3. Gabrielle Zevin - Moja mroczna strona - 131 stron (niedokończona)
Jak widać, można by powiedzieć, że w marcu nie przeczytałam żadnej książki. Co prawda jedną skończyłam, dwie zaczęłam, ale żeby zacząć i skończyć.. no, nie udało się. Zwłaszcza, że po tych ponad 100 stronach zdałam sobie sprawę, że "Przebudzenie Arkadii" chyba mi się nie podoba, więc postanowiłam odłożyć je na bliżej nieokreślony czas, a gdy zaczęłam "Moją mroczną stronę" trochę żal się zrobiło, że nie dokończyłam powieści, która może okazać się fajna np. bliżej końca, więc.. postanowiłam, że w kwietniu dokończę i jedną, i drugą lekturę. Ach, te problemy mola książkowego! :D

Suma: 495 stron (W styczniu: 1451 stron)
70 stron na tydzień | 15 stron dziennie | 0,66 strony na godzinę
Chyba nie ma co podsumowywać, że wynik nieco (NIECO :D) gorszy od tego z zeszłego miesiąca.. Ale stwierdziłam, że nie ma się tym co przejmować, bo i obowiązków sporo, lekcji, nauki, innych zajęć np. typowo świąteczno-pieczenio-sprzątających. A książki to nie uciekające zajączki, więc w ciągu najbliższych tygodni spróbuję zakończyć przygodę z tymi rozpoczętymi i zabrać się za nowe. A stosy czekają!



~ BLOG ~
Zgodnie z informacją pod nagłówkiem, wprowadziłam na blogu nowe porządki (a przynajmniej próbowałam to zrobić :_:). W ciągu tygodnia na LimoBooks mają panować posty okołoksiążkowe (czyt. wszystko, co nie jest recenzją), a w weekend właśnie recenzje. Ale jak to bywa z wprowadzaniem teorii w życie.. w ciągu ostatnich dwóch dni żadnego tekstu o książce nie dodałam, ostatnia recenzja została opublikowana we wtorek.. Życie, po prostu życie. Mimo wszystkich przeszkód, postaram się, by uregulować ten system, przygotowując sobie posty odpowiednio na konkretne dni. Mam nadzieję, że taka zmiana ułatwi Wam czytanie treści, które najbardziej Was interesują.

Ponadto, pomyślałam, że od czasu do czasu opisałabym jakiś tytuł z literatury dziecięcej bądź tej dla "młodszej młodzieży". Chociaż czytam głównie powieści raczej dla mojej kategorii wiekowej, uwielbiam sięgnąć od czasu do czasu po teksty z mojego dzieciństwa bądź nowe, intrygujące pozycje skierowane dla czytelników poniżej 12 roku życia. Cóż poradzić, że to częściej dla tamtego przedziału powstają książki przy użyciu większych pokładów wyobraźni. (:c)

Standardowo dodam jeszcze porcję statystyk, wzbogaconą tym razem o najpopularniejsze posty miesiąca (po kliknięciu na wybrany tytuł posta, zostaniecie do niego przeniesieni - taki nowoczesny myk ^^):






Poza tymi postami, opublikowałam jeszcze dwa inne (siódemka lubi się powtarzać :D): podsumowanie lutego oraz recenzję drugiego tomu "Dziedzictwa mroku": "Łaski utraconej".

Najlepsze zostawiam na koniec: tak się składa, że 23 marca, dokładnie rok temu, założyłam tegoż oto bloga. Czyli wychodziłoby na to, że kilkanaście dni temu obchodził on swoje pierwsze urodziny. A co zrobiłam ja, jako jego właścicielka? Zapomniałam. Tak, zapomniałam. Udało mi się wytrzymać ponad 365 dni w w miarę systematycznym prowadzeniu bloga, a gdy nadeszła okazja, by świętować ten mały sukcesik, nie opublikowałam choćby ćwierć posta. Oj, udana ze mnie blogerka (:D). Ale spokojnie, zdążymy to jeszcze nadrobić, jak nie przy najbliższej dobrej okazji, to zawsze za rok.


~ STOSIK  ~
  1. Carina Bartsch - Lato koloru wiśni
  2. Carina Bartsch Zima koloru turkusu
Obie książki wygrałam w konkursie, a zatem mogę z czystym sumieniem przyznać, że w marcu nie wydałam ani złotówki na książki. (Prawdziwe osiągnięcie! ). Postanowiłam, że póki nie przeczytam przynajmniej 1/3 wszystkich nieprzeczytanych przeze mnie tytułów, które kurzą się na półkach, nie udzielę sobie pozwolenia na zrobienie większego zamówienia z dowolnej księgarni (Na pojedyncze pozycje, wyłapane na jakieś promocji, udzielę dyspensy :D). 


***
A jakie są Wasze nowe nabytki książkowe? Ile tytułów przeczytaliście w marcu? Jakie niespodzianki przyniósł Wam ten miesiąc? Chwalcie się! :)