No.. staram się w książce. (Takiej odpowiedzi na pewno się nie spodziewaliście :|) Ponadto czasem lubię upewnić się jeśli chodzi o informacje dotyczące nazw własnych, imion bądź faktów o autorze, aby tekst był bardziej rozbudowany, po prostu ciekawszy. Chętnie również czytam recenzje innych bloggerów, oglądam filmiki booktuberów, w celu wzbogacenia swojego słownictwa, zrozumienia elementów, zjawisk opisanych w historii, których do tej pory nie udało się mojemu mózgowi poukładać. A później siadam przy pustej stronie nowego postu i tworzę misz-masz całego, zdobytego rozeznania.
Tak, właśnie tak, jak opisałam to w pytaniach powyżej.
Przy komputerze, wtedy, gdy mam czas. Przeważnie jest to piątek wieczorem bądź inny dzień weekendu, ferii, wakacji, ogólnie wolnego od szkoły. W ciągu tygodnia siąść do recenzji zdarza mi się o wiele rzadziej.
Ojojoj.. spooro. Oczywiście nieco przesadzam, po nocach jednej recenzji nie sklecam, aczkolwiek od 40 minut do 2 godzin (z robieniem zdjęć) potrzebuję. (Cóż poradzić, że niektórzy myślą wolniej :C).
Ci, którzy przesiadują u mnie na blogu od dłuższego czasu, zapewne zauważyli, że swoje recenzje komponuję w odmienny sposób od tych, które pojawiają się na innych stronach. Skąd pomysł na podział oceny na różne "kategorie"? Wydaje mi się po prostu, że taki układ jest przystępniejszy dla czytelnika: nie musi on bowiem w natłoku tekstu szukać elementów, które go interesują, ale od razu przejdzie do wybranego aspektu recenzji: fabuły, wyglądu bądź charakterystyki bohaterów. Ponadto, tym sposobem, mnie samej z większą łatwością przychodzi dbanie o proporcje recenzji oraz zawarcie wszelkich istotnych aspektów książki.
Samo nadanie charakteru recenzjom uważam za trudny cel. Pośród tylu, naprawdę dobrych tekstów, publikowanych na innych blogach, trudno jest napisać coś, co zostanie zauważone, wyróżni się i utrwali odwiedzającemu w pamięci. Ja staram się jednak głównie skupiać na lekkim tonie oraz prostocie języka. Te cechy bowiem wydają mi się w recenzji istotne: chciałabym, aby nawet osoby, które nie mają do czynienia z książkami, niekoniecznie przepadają za czytaniem, poczuły się zaciekawione i być może sięgnęły po niektóre z tytułów. Dodatkowo, zależy mi na byciu szczerą oraz w pełni sobą podczas tworzenia postów, a nic nie poradzę, że patos oraz długie, poważne zdania nie idą w parze z moją osobą.
Wydaje mi się, że tym, co różni mnie od części moli książkowych jest zwracanie w swoich ocenach sporej uwagi na wygląd, wizualną oprawę tytułu. Ani śmiem nawet twierdzić, iż to ważniejszy element od treści! Aczkolwiek niewiele osób mi zaprzeczy: jesteśmy wzrokowcami, lubimy postawić na półce, potrzymać w rękach coś ładnego, przyciągającego uwagę.
Ponadto, staram się pisać recenzję skupiając się na moich, własnych przeżyciach. Nietrudno byłoby sklecić kilka zdań, które krążą w internecie jako średnia arytmetyczna wszystkich recenzji. Ale nie tak to powinno wyglądać - MOJE zdanie chcę wyrazić MOIM sposobem i MOIMI słowami. Stąd też momentami skupiam się bardziej na mniej znaczących szczegółach, bawiących mnie detalach, aspektach, które nie odgrywają ważniejszej roli w utworze. Jeżeli nie rozumiem fragmentów tekstu bądź elementów fabuły - napiszę o tym. Jeżeli uznam, że jedno romansidło jest lepsze od drugiego, ponieważ kreuje przystojniejszego bohatera - również nie zawaham się użyć tego argumentu. (Bo jak można pominąć tak istotny argument?! :|)
Czasem rozpoczynam pisać recenzję, gdy w tle gra radio, aczkolwiek preferuję względny spokój, atmosferę skupienia umożliwiającą dostanie się do głębi mej, książkowej duszy. A co pomoże przy tym lepiej jak kilka gryzów banana bądź kanapki? (:D)
W recenzjach tylko i wyłącznie własne! Tekst jest w stu procentach mój, to z jakiej racji miałabym pobierać fotografie z internetu? Uwielbiam robić zdjęcia, prawie tak bardzo jak czytać, zatem wielką przyjemnością stanowi dla mnie połączenie obu pasji. Rzecz jasna, nie neguję w tym momencie wszystkich, którzy decydują się na opcję pt. Google Grafika. Wiadomo: czas to pieniądz. Albo kolejna przeczytana powieść.
Przy pierwszych postach miałam drobne problemy z długością recenzji: chciałam ustalić sobie granice jej długości, by jednocześnie została przeze mnie odpowiednio dobrze rozwinięta, a zarazem nie nudziła czytelników. Zaglądając do archiwalnych recenzji, dojrzycie, że te sprzed prawie roku wypadają ciut mizerniej przy zestawieniu z obecnymi. Trudno mi ocenić, czy to dobrze czy też nie - tak się wprawiłam w obecną objętość tekstu, że trudno mi skrócić ją choćby o kilka linijek.
Koniecznie! Nie potrafię pojąć, jak ktoś mógłby ukazać swój tekst światu bez wcześniejszej korekty. Jestem zdania, że skoro publikuję post, oddaje go w ręce czytelników, muszę postawić sobie jak najwyższą poprzeczkę, aby tekst był na jak najwyższym poziomie, jak najbliżej ideału, który jestem w stanie osiągnąć. I chociaż prawie nigdy nie mam stuprocentowej satysfakcji z napisanej recenzji, wiem, że głównie poprzez poprawki, kilkakrotne analizy skleconych zdań, poprawiam swoje umiejętności, ćwiczę swój umysł i palce. (^^).
Ależ bym chciała mieć taką "spiżarkę" recenzji: gdy nie masz czasu/weny/nastroju, wchodzisz do magazynku, bierzesz z półki świeżutką, zawekowaną w słoiczku recenzję i w przeciągu kilku minut masz opublikowany post! Niestety, na co dzień w mojej spiżarce wieje chłodem (:c)...
Nie, zdecydowanie nie. Trudno byłoby mi to czynić, skoro nawet kolejne lektury wybieram dopiero po zakończeniu wcześniejszej. Życie byłoby nudne, gdyby wszystko trzeba było planować! (:D)
Na zakończenie, grafika w postaci mini-poradnika, która podsumowuje cały tekst.
Ja siadam do komputera i piszę co mi tam do głowy przyjdzie. Nie zabieram się za recenzję od razu, chyba że goni mnie termin egzemplarza recenzenckiego (co się rzadko zdarza) albo mam napisać recenzję przedpremierową. Tak ja Ty, czytam wieczorami, a komu chciałoby się o np. 23 włączać komputer i pisać? Na pewno nie mi. Zdarza mi się pisać recenzje na zapas, tak samo jak inne posty, ponieważ w tygodniu nie mam zbyt wiele czasu. Wszystko robię w piątki. A czasami w czwartki.
OdpowiedzUsuńTak, początki weekendu są najlepszą porą na tygodniowe zarządzanie blogiem. ^^
UsuńJa również nie piszę recenzji od razu po przeczytaniu książki. Zawsze wolę poczekać dzień lub dwa, aby wszystko sobie dobrze poukładać w głowie. Dopiero potem siadam przy komputerze i piszę. Posiadanie takiej "spiżarki" recenzji przydałoby się i mnie, bo często zdarza się tak, że kiedy chcę coś napisać, to zwyczajnie nie mam czasu, a zapasowych postów brak :D
OdpowiedzUsuńNajgorzej, że zawsze więcej jest tych chwil, w których nie chce się pisać od tych, w których ma się wenę do pisania na zapas :D
UsuńZazwyczaj recenzję piszę na raty - w piątek kilka słów o autorze, opisie i moje ogólne wrażenie, w sobotę dopracowuję szczegóły, a w niedzielę dodaję jakieś poprawki i ustawiam wtedy publikacje. Wynika z tego, że jedną recenzję piszę jakieś trzy dni, ale leniwa jestem bardzo (ciągle nad tym bardzo pracuje) i dziennie na naskrobanie czegoś potrafię poświęcić niecałą godzinę. Potem czuję, że mózg mi się za bardzo przegrzewa xD
OdpowiedzUsuń"mózg mi się za bardzo przegrzewa" - lepiej bym tego nie ujęła, doświadczam podobnego stanu, gdy siedzę nad recenzją dłużej niż godzinę :D
UsuńŚwietny post! :D Ja recenzje zwykle piszę na raz, żeby nie stracić wątku myślowego. Siadam do komputera i piszę, dopóki nie skończę. Oczywiście, wielokrotnie zdarza mi się usuwać akapity i pisać na nowo. Taka już praca! :p Recenzje piszę albo kiedy mam wenę, albo kiedy zbliża się termin - sobota, dzień ukazywania się recenzji na moim blogu. :D
OdpowiedzUsuńWłaśnie podoba mi się u Ciebie na blogu ta systematyczność: co tydzień, w sobotę, regularnie - zawsze jest co poczytać ciekawego w weekend! ^^
UsuńUznałam, że to najlepsze rozwiązanie - ja mam czas na przeczytanie książki (tydzień) i napisanie tekstu, a czytelnicy wiedzą, kiedy mogą spodziewać się czegoś nowego! No ale niespodzianek też nie brakuje - czasem w tygodniu pojawiają się posty okołoksiążkowe. :)
UsuńSwoją drogą, właśnie się taki pojawił, a Ciebie nominowałam do tagu!
http://bo-kocham-czytac.blogspot.com/2016/01/tea-book-tag.html
Bardzo ciekawy post muszę to przyznać. W niektórych aspektach się z Tobą zgadzam w 100&. Również czytam po nocach ale najchętniej to pisałabym recenzje zaraz po skończeniu książki bo wtedy mam jeszcze tego kaca po lekturze, niestety nigdy mi się nie chce i recenzja pisze dopiero kilka dni później albo i nawet dłużej zostawiam to na późniejszy okres. Jednak ja zawsze staram się aby mieć jakąś książkę na zapas w roboczych. Zdarza mi się że nie mam ochoty czytać przez jakiś tydzień ale chcę coś opublikować dlatego wyciągam właśnie tą recenzje z roboczych, naprawdę super sprawa i wszystkich polecam. Uwielbiam czytać w ciszy, nie cierpię jak mi ktoś chodzi w pokoju, puszcza głośno muzykę albo rozmawia na uchem kiedy czytam, wtedy mam mieć całkowity spokój. Jednak z czyms się z Tobą nie zgodzę a mianowicie : Wydaje mi się, że tym, co różni mnie od części moli książkowych jest zwracanie w swoich ocenach sporej uwagi na wygląd, wizualną oprawę tytułu. Ani śmiem nawet twierdzić, iż to ważniejszy element od treści! . Chodzi mi akurat o to drugie zdanie, uwielbiam kiedy szata graficzna jest ślicznie wydana, ale nigdy bym nie mogła powiedzieć że okładka jest ważniejszą od treści. Wtedy jaki sens by miało czytanie książki gdyby tylko miała ładną okładkę a w środku nudę i głupotę ??
OdpowiedzUsuńCiekawy post i chętnie zrobiłabym coś podobnego u siebie ale mam do nadrobienia tyle recenzji że w najbliższym czasie chyba się nie uda. Ale to ciekawy przewodnik dla początkujących recenzenta.
Pozdrawiam serdecznie.
In my different World
Oj, najwidoczniej niedokładnie wyraziłam swoją myśl" - chodziło mi właśnie o to, że elementy wyglądu tak czy inaczej nie będą ważniejsze od treści :)
UsuńNie przejmuj się może to ja źle zrozumiałam xd
UsuńŚwietny post, w wielu sytuacjach zachowuję się podobnie - np. głaskając książkę, przed jej zrecenzjowaniem seeeeetki razy :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na nowy post - unboxing!
Przerwa na książkę
To jeden z najprzyjemniejszych elementów całego procesu recenzjowania :D
UsuńFajnie tak poznać wszystko "od kuchni". :D Ja w trakcie czytania też nie zaznaczam żadnych cytatów ani niczego nie notuję... tak, lenistwo ze mną wygrywa. XD I też nie mam grafiku! Nie dla mnie coś takiego... ustaliłabym coś, a zaraz pewnie ze 150 razy zmieniłabym zdanie, więc grafik w moim przypadku nie ma żadnego sensu. :P W Podgląd natomiast klikam tylko raz, po skończeniu pisania. :P No chyba że coś jest nie tak, to więcej razy. :P
OdpowiedzUsuńJa bardzo często po zakończonej lekturze mam taką ogromną wenę i sięgam po komputer, nie zważając na to jaka jest godzina (a czasami jest to naprawdę późno). Jakoś nie mam problemu z pisaniem recenzji o północy (wiem, to dziwne).
OdpowiedzUsuńCzęsto przygotowuję sobie jakąś przekąskę do pisania recenzji, jednak zazwyczaj jestem tak skupiona, że nie mam czasu na jedzenie.
Ach, a co do sprawdzania tekstu po zakończeniu pracy - mam na punkcie tego obsesję (powaga). Dziesiątki razy sprawdzam moją recenzję i nawet sądząc, iż osiągnęłam zamierzony efekt znajduję jakieś powtórzenia.:D
Świetny post!
czasdlaksiazki.blogspot.com
Ja staram się pisać na bieżąco, często fragment recenzji powstaje już w trakcie czytania, chociażby ten dotyczący zarysu fabuły i pierwszych wrażeń. Później dopisuję resztę, ew. poprawiam. Na koniec jeszcze raz sczytuję i mogę publikować. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń