Nic poza faktem, że obie należą do grona książek skierowanych dla młodszych odbiorców: dzieci, wczesnych nastolatków (że tak ujmę przedział 11-14 lat). Chociaż, z drugiej strony uciekającego białego królika niejedni włożyliby na półkę z klasykami, przeznaczonymi dla każdego wieku. I właśnie do tego grona pragnę dzisiaj dołączyć pierwszy tom Strażników "Szkatułkę i ważkę".
Autor nie bawi się z czytelnikiem w tanie sztuczki, tylko wrzuca go z impetem w centrum wydarzeń, które co prawda mają miejsce w naszym świecie, ale wydawały się mi tak nieprawdopodobne, że aż trudne do wyobrażenia, pomimo świetnych, prostych opisów. Można by powiedzieć, że w gratisie do historii otrzymałam porządnie zbudowaną, ogromną bazę teoretyczną, uzupełniającą rzeczywistość o nowy wymiar magii. Wszystkich przerażonych sporą dawką nowych nazw z góry uspokoję: z tyłu czeka na Was słowniczek, który i mnie pomógł w przypomnieniu sobie czym był tygiel, jithandra, czy oraculum oraz pozwoliło utrwalić różnicę między Tanu, Tan'ji i Tan'kindi. Dla chcącego nic trudnego!
Skoro już udało Ci się poczuć smak realiów, w jakich się obracałam, czas na największy atut powieści: przedmioty. Właśnie na nich opiera się przygoda Horacy'ego. Gdy staje się Strażnikiem, dowiaduje się, że nie jest jedyny. Poza nim i jego szkatułką na świecie żyje wielu innych ludzi broniących swego największego skarbu: Tan'ji, czyli rzeczy, która obdarza ową osobę niezwykłym talentem. Może to być np. przenikanie przez przedmioty, unoszenie się w powietrze czy uciszanie zmysłów innych. Albo właśnie obserwowanie przyszłości, czyli talent naszego bohatera (i tak po stu stronach się o tym dowiesz z książki, a sama informacja wydaje się być, moim zdaniem, dość zachęcająca). Nie są to moce nieograniczone, za pomocą których młodzi mogą w pojedynkę zwojować cały świat. Wszystkie wymagają praktyki, ćwiczeń, a i z nimi mają pewne ograniczenia - i tak, np. szkatułka pokazuje wydarzenia jedynie z kolejnego dnia, przyszłych 24 godzin. Ku mojemu zaskoczeniu nie czyni to historii mniej zaskakującej: jakby nie było, dowiadujemy się, co wydarzy się np. w kolejnym rozdziale. Sam fakt, że istnieje możliwość spełnienia takiego scenariusza, ale wystarczy jedna zmiana decyzji i już wszystko się rozsypuje, dodaje losom postaci niepewności, zdecydowanie bardziej zachęcając czytelnika do kontynuowania lektury.
Wiadomo, kto wygrywa pojedynek w konflikcie dobrzy vs. źli. Jednak pod względem siły przebicia przez nietuzinkowy pomysł, skłoniłabym się wyjątkowo ku ciemnej strony mocy: Odszczepieńcom i przewodzącym im doktorowi Jerycho. Nie w stu procentach klarowny opis jego postaci, zbudowanie obrazu tego nie-do-końca-człowieka, widzianego w oczach niektórych jako potwora, zdecydowanie przekonuje mnie i moją wyobraźnię, że może czytającego delikwenta przestraszyć. Przy takiej wyrazistości, spodziewano by się odzewu ze strony pozytywnych bohaterów. A tutaj.. ciut wahania, lekka kicha, ale taka, którą da się przełknąć. Bo niby czuć cięty język Chloe (nowa przyjaciółka Horacego, Strażniczka ważki), niby widać kreowanie mocniejszego charakteru Horacy'ego, niby da się doświadczyć mgiełki osobliwości owiewającej panią Hapsteade i pana Meistera... Ale chciałabym poskreślać przyjemniej część tych "nibów", żebym była w pełni usatysfakcjonowana.
W kwestiach technicznych można dojść do drobnej wady, która dla mnie jest, rzecz jasna, ogromną zaletą. (Logiczne i normalne :|). Ilość stron. Dla fanów trylogii, serii Engelfors i Tolkiena dodatkowe 200 stron jest najsłodszym deserem. Ale nie ma co się oszukiwać: wprawiający się, młodziutki odbiorca, dla którego Ted Sanders wykreował bohaterów-rówieśników prawdopodobnie zniechęci się zanim jeszcze przebrnie przez fragment powieści. Ma do tego prawo - sama pamiętam w swoim życiorysie takie czasy! Ratunkiem okaże się jednak podział na 5 obszernych części, pomiędzy którymi krótkie przerwy nie utrudnią kontynuowania wyprawy z Horacym i Chloe.
"Szkatułka i ważka" w prosty sposób świeżym stylem wskoczyła na wysoki poziom powieści fantastyczno-przygodowych dla dzieci i młodzieży. Połączenie magii i nauki, próba zakamuflowania w nich fizyki i rządzących nią zjawisk, pokazuje, że nasz świat jest na tyle intrygujący, że nie potrzeba go znacząco ozdabiać, uzupełniać, aby nadawał się na dobre miejsce akcji. I aby napisać wciągającą historię świetnie czującą się na ponad pięciuset stronach.
Teraz to już raczej tej książki bym nie przeczytała, za stara jestem - ale sądzę, że to jedna z takich serii, z którymi warto zacząć przygodę z czytaniem będąc dzieckiem. Choć pewnie ta ilość stron też by mnie kiedyś odrzuciła; ale z drugiej strony, jeśli historia jest wciągająca... ;)
OdpowiedzUsuńmedycy nie gęsi, też książki czytają!
Historia bardzo wciągająca, a wiek AŻ tak nie przeszkadza. :D
UsuńZ jednej strony brzmi całkiem intrygująco, ale z drugiej... i tak mam już mnóstwo książek do czytania :P Może kiedyś po tę sięgnę... a może nie :P
OdpowiedzUsuńZnam ten ból! :c
UsuńŁączenie magii z fizyką? Już wiem, że to książka nie dla mnie :c Nie wiem czemu, ale jakoś nie mogę się do niej przekonać, ,chociaż opis jest bardzo intrygujący, a Twoja recenzja wspaniała.
OdpowiedzUsuńBuziaki, Lunatyczka
Nie możesz przekonać się do książki czy do fizyki? Spokojnie! I jedną, i drugą idzie przełknąć. :D
UsuńDziękuję za miłe słowa. :)