Zasadnicze pytanie, które jest obecnie bardzo na czasie: lubisz zimę? Biały, puszysty śnieg - na pewno. Powrót do dziecięcych walk na śnieżki - któż nie wspomina takich chwil z uśmiechem na twarzy? (pewnie ci, którzy lądowali po takich pojedynkach z termoforem w łóżku :D) A jednak.. "ciepłych" wspomnień nie wywołują ani przemoczone skarpetki po kilkugodzinnym brodzeniu w chodnikowej brei, ani przemarzające do szpiku kości ciało, które domaga się malinowej herbatki zaraz po wyjściu za próg domu. Właśnie w takich sytuacjach, najmocniej objawia się nasza egoistyczna natura, która zarzeka się, że to na nas spadło największe z możliwych nieszczęść: trzeba wyjść po ziemniaki do warzywniaka! To teraz pomyśl, że przez własną, nieprzymuszoną decyzję lądujesz bez ubrania, w szklanej komorze kriogenicznej, w której jesteś, uwaga!, zamrażany, by przespać kilkusetletnią podróż na drugą planetę. Kilo kartofli to ciut mniejsze wyzwanie, nie uważasz?
Amy jest córką ludzi, którzy mogą zadecydować o przyszłym życiu na nowej planecie. W związku z tym, zostają we trójkę zamrożeni w specjalnie przystosowanych komorach kriogenicznych, by przetrwać bez szwanku 300 lat podróży na statku kosmicznym. Odstraszająca perspektywa dla wszystkich klaustrofobów oraz fanów tropików, aczkolwiek.. zapewne dałoby radę wytrzymać. Gorzej, gdy ktoś wybudza bohaterkę ze snu, jak się okazuje, ZANIM pojazd wylądował na jakimkolwiek lądzie. Z tym, że daleko jej do szczęśliwego zakończenia Śpiącej Królewny: sama, w zupełnie odmiennym środowisku ludzi, wcale ludzi z zachowania nie przypominających. Komu zaufać? Nie budzącemu pozytywnego wrażenia Najstarszemu? Czy może Starszemu, który podejrzanie, wcale starszy nie jest?
To, co czułam po lekturze powieści Beth Revis to.. przerażenie. Malujące się w oczach, przenikające niczym mróz, przerażenie. Tak zadziałała na mnie wizja świata: "Błogosławionego", która przy każdym kolejnym kęsie lektury, jeszcze mocniej przywodziła na myśl antyutopię - idealny model społeczeństwa, niemającego prawa takim być. Miałam wrażenie, że chwilami, razem z Amy krzyczałam do odurzonych lekami ludzi, by w końcu się rozejrzeli, by zauważyli, że coś tutaj nie gra. Zwłaszcza, że "nie grało" najzwyczajniej wszystko.
Nie wypada zatem nie pochwalić autorki za wykreowanie tak osobliwego wariatkowa. Otępiali Żywiciele, którzy zachowują się jak połączenie zombi z dzikimi zwierzętami. Szpital psychiatryczny dla świadomych ludzi, będących przyszłością inteligencji "Błogosławionego". Statek, w którym jedynie 1/3 pokładu jest odkryta dla każdego, a pozostałe trzymają w zamknięciu sekrety z przeszłości. Świat budowany na bazie kłamstw, przy czym każde kolejne dokładane jest bez mrugnięcia okiem. Straszne, ale mocno oddziałujące na wyobraźnię.
Dlatego, tak usilnie kibicowałam głównej bohaterce - choć, na szczęście, nigdy nie było mi dane znaleźć się nawet w ułamku podobnej sytuacji, doskonale rozumiałam, z jaką traumą przyszło jej się zderzyć, z momentem, gdy człowiek uświadamia sobie, że nie ma mowy o najgorszym koszmarze. Dodatkowo, doceniłam Beth Revis za silną więź, jaką przypisała dziewczynie do jej rodziców. Jeszcze bardziej bolesne stało się obserwowanie zagubionej Amy, pozbawionej najbliższych jej osób, w momencie, w którym sama nie potrafię wyobrazić sobie przynajmniej kilku tygodni bez najkrótszego telefonu do nich. Nawet, jeśli w niektórych rozdziałach zachowanie dziewczyny postrzegałam jako średnio adekwatne do sytuacji (Wie, że zwyczajni mieszkańcy statku jej nie akceptują, rozpacza nad powietrzem na polach, które ma się nijak do rześkiego wiatru na Ziemi, ale i tak musi biegać między łanami. To potem nie ma się co dziwić, że ganiają ją z widłami!), ani razu nie wydało mi się ono zupełnie rozbieżne z moim odczuciem. Nieskomplikowana, ale realistyczna bohaterka, ot co.
Z kolei, fanom nietypowo rozwijających się związków miłosnych, historia Amy oraz Starszego (nigdy nie przeboleję, że pozbawiono go imienia. Wystarczyłoby nawet dwuliterowe. Al. Ed. Jo. Cokolwiek!) da to, na co tak długo czekają. W ich relacji nie ma mowy o całusach w co trzecim rozdziale, scenach rodem z Titanica (prawdopodobnie dlatego, że statek nie zmieściłby się na.. statku kosmicznym. :|) bądź nawet zbliżeniu ukazanym na okładce (a to graficy-fałszerze!). Choć dla niektórych mogłoby to przypominać serię zdarzeń w stylu "chcą, ale nie mogą się zejść", dla mnie autorka po prostu odłożyła ten wątek na tło, w którym komponuje się w sam raz. Nie odrzucam położenia nacisku na romantyzm w kolejnych tomach serii, ale "W otchłani" bynajmniej nie potrzebowało dodatkowych amorów. Intrygi i morderstwa robiły swoje. Z drugiej strony... to całkiem zabawne, skoro powieść reklamują pod hasłem "Miłość w świecie tyranii i kłamstwa". Zgadza się wszystko.. poza miłością. Ale taki to już ten marketing...
Z elementów humorystycznych, z moich obserwacji, na pierwszy plan wysuwają się zabawnie, prawdopodobnie przetłumaczone wyrazy takie jak "gzyfowy" bądź "hucpiarz". Faktycznie, kiedyś się z nimi spotkałam, nie były mi więc obce, ale w realiach dramatycznego zwrotu akcji bądź poważnej kłótni dowódców statku, wyskoczenie z "hucpą" momentami odwracało uwagę od istotnego problemu. Chyba, że to próba wprowadzenia innowacyjnego sposobu rozładowania napięcia?
Jak odebrałam z kolei klimat science-ficton, skoro nie jest to dla mnie chleb powszedni? Pomijając wzbudzony przestrach, zniosłam go całkiem nieźle. Gdyby pojawili się kosmici, uderzająca asteroida bądź życie na Marsie możliwe, że łatwiej bym się zniechęcała do kontynuowania lektury, gdyż te rejony literatury nieco mnie od siebie odstręczają. Natomiast zobrazowana sytuacja mogłaby w zasadzie dziać się gdziekolwiek: niekoniecznie w kosmosie. Oczywiście, gdyby przenieść ją do "małej, malowniczej wioski" całe napięcie wyparowałoby szybciej niż ciepło z mojego kakaa (idealnego do ogrzania się przy tak mrożącej krew w żyłach książce!).
Powieść "W otchłani" działa jak najsilniejsza dawka kofeiny: moc odkrywanych sekretów: przerażających i pobudzających wyobraźnię do najgorszych obrazów ocuciłaby nieprzytomnego. Nasza historia jest wybitnym przykładem na to, że nie ma ustrojów, modeli bez choćby jednej skazy. Ale co zrobić, gdy patrząc na lustro tylko Ty widzisz je jako miliony, pękających drobinek?
Liczba stron: 389
Wydawnictwo: Publicat
Cena okładkowa: 37zł
Cena zakupu: -- (biblioteka)
Więcej zdjęć:
Mam całą trylogię za sobą i cieszę się, że również Ty po nią sięgnęłaś i jesteś zadowolona! Zdecydowanie jedna z lepszych książek swojego gatunku :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko ;*
Debby
myslamipisane.blogspot.com
Jedna z lepszych z gatunku? O, proszę! Tego się nie spodziewałam. :)
UsuńWow, książka wydaje się naprawdę ciekawa. Chciałabym poczuć jej klimat i poznać tą przerażającą rzeczywistość. Mam nadzieję, że niedługo będę miała okazję ;)
OdpowiedzUsuńKlimat faktycznie jest nieziemski. Dosłownie! :)
UsuńCzytałam całą serię i naprawdę mi się podobała :) Jest klimat!
OdpowiedzUsuńW takim razie, chętnie sięgnę po kolejne tomy, jeśli znajdę je w bibliotece. :)
UsuńCzuję się jeszcze bardziej zachęcona. Nie mam do niej jakiś wygórowanych wymagań i nieszczególnie się za nią rozglądałam, ale teraz na pewno będę chciała szybko ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńJak się ma okazję, to warto po nią sięgnąć, tak myślę. :)
UsuńCzytałam całą trylogię i uważam, że to jedna z lepszych, gwiezdnych. Naprawdę miło wspominam.
OdpowiedzUsuńW takim razie, cieszę się bardzo! I liczę, że i mnie oczaruje. ^^
UsuńNie lubię zimy :) Czytałam trylogię, choć było to już dawno temu to miło ją wspominam :) Warta uwagi :)
OdpowiedzUsuńJa lubię tylko niektóre jej odsłony. :D
UsuńTak, zgadzam się: warta uwagi! :)
Planowałam przeczytać tę książkę już jakiś czas temu, Twoja recenzja jeszcze bardziej na mnie wpłynęła :D
OdpowiedzUsuńZostawiam obserwację i pozdrawiam,
http://friends-with-books.blogspot.com/
Cieszę się bardzo! :)
Usuń