Historię poznajemy z perspektywy dwójki bohaterów: Donny oraz Jeffersona. (Jedno zawdzięcza imię wykonawczyni takich hitów jak "Like a prayer" bądź "La isla bonita", natomiast drugie otrzymało swoje na chwałę prezydenta Stanów Zjednoczonych.) Bądź co bądź, wspomnieni nastolatkowie to jedni z nielicznych przedstawicieli ziemskiej populacji, którzy przetrwali tajemniczą chorobę, odbierającą życie dzieciom oraz dorosłym. W nowym świecie muszą poradzić sobie nie tylko z organizacją życia, lecz również z utratą swoich kolegów i koleżanek, którzy z dniem ukończenia 18 lat, zaczynają zmagać się z bolesną, śmiertelną chorobą. Światełkiem w tunelu staje się szansa na odnalezienie leku na okrutną przypadłość. Ile jednak w nim prawdy?
Wrażenie, jakie książka wywrze na odbiorcy zależy od tego, czego od niej będziemy oczekiwać. Co ważne: ma spory potencjał. Pomimo, iż pomysł nie należy do stuprocentowo nowatorskich, odkrywa przed nami nowy świat - młody świat, który pomimo przepełnienia strachem oraz niepewnością sprytnie wplata czytelnika w bieg wydarzeń. Stajemy w obliczu totalnie obcej sytuacji, a więc wszystko czego doświadczamy: stawiane na drodze bohaterom wydarzenia, postaci były przyswajane przeze mnie i odbierane na tyle różnorako, że nie sposób było się nie wciągnąć.
Ogromnym atutem powieści pozostaje spora doza humoru, wplatana w język bardzo charakterystyczny, wręcz naturalny dla realiów, w jakich przyszło żyć nastolatkom. Wszystkie przeżycia bohaterów, ich myśli, sposób postrzegania świata jest opisywany spontanicznie, tak jakby ktoś właśnie nam relacjonował na bieżąco, co dzieje się po tej drugiej stronie lustra.
Od razu po zaczerpnięciu porcji tekstu, rzuciło mi się w oczy dokładne zobrazowanie przez autora jego wizji pandemii, katastrofy, jaka spadła na ludzi. Każdy urywek tej rzeczywistości dobrze się ze sobą łączy, daje pole popisu dla wyobraźni, która pracuje na pełnych obrotach. Przygotowanie Waltza pod względem informacji, na podstawie których budował świat, nieskomplikowane, lecz ciągle, powiedziałabym, merytoryczne opisy rekompensowały niewielkie zgrzyty, mimo wszystko ciągle tkwiące gdzieś z tyłu głowy.
Te drobne niedociągnięcia odbierałam głównie na poziomie realizacji. Chcąc nie chcąc, nie potrafiłam skupić się wyłącznie na tym świetnym, niepokojącym klimacie, gdy zdarzały się momenty, w którym główni bohaterowie nie współgrali z moimi wyobrażeniami o nich. Zdarzały się sytuacje, w których główna para irytowała mnie swoimi "romantycznymi" podchodami, bywało także, że zauważałam delikatny spadek formy pod względem akcji i dynamiki - bodajże raz albo i dwa odnosiłam wrażenie, że autor chciał wrzucić do środka ciut za dużo względem ilości stron. Z drugiej jednak strony, nie ma się mu co dziwić, skoro do tej pory zajmował się głównie reżyserką filmów (takich jak np. Złoty kompas, Księżyc w nowiu bądź Był sobie chłopiec!), zatem skłonność do ciągłego podnoszenia adrenaliny, można powiedzieć, że ma we krwi. ;)
Atrakcyjności dodaje fabule perspektywa patrzenia na nastolatka. Bowiem ten żyjący w książkowym Nowym Jorku wcale nie przejmuje się wyglądem, zdjęciami dodawanymi na Instagramie bądź ilością znajomych na Facebooku. Tutaj, najważniejszym pozostaje to, czy posiadasz broń oraz czy przeżyjesz do następnego dnia. Takie zestawienie fikcji z rzeczywistością, traktowane przeze mnie jako warty uwagi smaczek, sprawia, że człowiek zaczyna doceniać własne życie, pozbawione elementów katastroficznych, apokaliptycznych oraz epidemiologicznych.
"Młody świat" to zarówno książka-przestroga, ale także powieść, która nie daje człowiekowi chwili na oddech. Absorbuje, zaciekawia i pochłania bez reszty, a zatem można jej dać na siebie maksymalnie kilka godzin i to wyłącznie na raz! Nawet jeśli nie każdemu spodoba się przedstawiony obraz apokalipsy, w dalszym ciagu będzie wzbudzać tak silne emocje i doznania, że właśnie dla nich będziemy towarzyszyć najdzielniejszej grupie młodych wędrowców w drodze po najcenniejszy skarb: życie.
Mnie opis przypomina nieco serię U4, nie wiem, czy miałaś okazję czytać. Póki co, Młody świat jest poza obszarem moich zaiteresowań - przeczytałam się tymi post-apo.
OdpowiedzUsuńKsiążka jest jak najbardziej w zakresie moich zainteresowań, więc na pewno będę ją czytać ;) Ale mnie przypomina bardziej "Starter" czy "Monument 14".
OdpowiedzUsuń