Życie jest bowiem po to, by nim żyć i je sobie ułatwiać, a nie siedzieć i się martwić, ilu to rzeczy nigdy nie uda nam się zrozumieć bądź nauczyć.
"Wakacje z Nel" stanowią bardzo intrygujący misz-masz. Na pewno spotkaliście się z książką polskiego pisarza, opowiadającą o zagranicznym, przeważnie amerykańskim świecie, bohaterach. Tutaj, możemy doświadczyć czegoś zupełnie odwrotnego: angielojęzyczna powieść nad polskim morzem. Zainteresowani?
Nel ma 18 lat i postanowia spróbować swoich sił jako opiekunka na wakacyjnym obozie dla wychowanków domów dziecka, który ma mieć miejsce nad Bałtykiem. Nie wie jednak, że decydując się na przewodzenie grupce starszych chłopców, skazuje się na bezsenne noce, poświęcane zapobieganiu rozbrykanym pomysłom swoich podopiecznych oraz całą masę problemów. Na szczęście, właśnie dzięki tym dzieciakom dostaje od losu również potężną dawkę wspomnień, doświadczenia i możliwości zupełnie odmiennego spojrzenia na świat z opcją zmienienia go odrobinę na lepsze.Natomiast "Wielki Gatsby"?
Jest to historia opowiadana oczami sąsiada tytułowego bohatera, czyli Nicka Carrawaya, w której dowiadujemy się o losach właśnie naszego Gatsby'ego, a także poznajemy od podszewki świat śmietanki towarzyskiej w latach 20. XX w. w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że sporo osób kojarzy ten tytuł: jak nie wersji książkowej, to zapewne filmowej. Mnie ten klimat wciągnął w stu procentach, a moim ulubionym słowem od tej pory jest karawanseraj (bądź, jak kto woli: caravansary)!
Jak zbudowana jest książka od wydawnictwa Ze Słownikiem?
Przygodę z egzemplarzem rozpoczynamy od okładki: skromnej, białej, minimalistycznej, ale o bardzo przyjemnym w dotyku, śliskim materiale, sprawiającym, iż pozycja utrudnia plamom skażenie jej idealnego wizerunku. Na okładce pozostaje tylko to, co konieczne oraz istotne: tytuł, (po polsku i angielsku) autor, nazwa wydawnictwa, poziom językowy oraz informacja o obecności słowniczków - by żaden niepraktykujący czytelnik nie został zaskoczony tak nietypowym wyglądem wnętrza książki!
A zaraz później spis treści, czyli contents.
Już po wstępnej jego analizie widać, że przed rozpoczęciem lektury możemy zapoznać się z najpowszechniejszymi słowami z naszej powieści, natomiast na samym końcu odnajdziemy zbiór wszystkich wyrazów, jakie przemknęły nam w trakcie czytania w pogrubionej formie.
Skupiając się na dowolnej stronie samego tekstu, chciałabym docenić jej układ: przejrzysty, czytelny, a jednocześnie w zawoalowany sposób oddziałujący na myślenie czytelnika, przez co ułatwiający czytanie. Nie za małe litery sprawiają, iż nawet najtrudniejsze do przetłumaczenia zdania nie ciągnęły się dla mnie w nieskończoność, gdyż ciągle zauważałam to przemieszczanie się w stronę końca. Nawet marginesy z listą zwrotów i wyrażeń, która ze strony na stronę stawała się coraz mniejsza, miały wpływ na czerpanie z lektury frajdy! Skoro widzę, że w spisie jest coraz mniej wyrazów, to znaczy, że większość z nich musiałam już przyswoić, prawda?
Jeśli chodzi o moje własne wnioski, przemyślenia i refleksje, co istotne, zauważyłam, że w miarę przewracania kolejnych stron książki, nie tylko szybciej przyswajałam nowe słowa, ale nawet coraz rzadziej zaglądałam na margines strony, ratujący mnie początkowo na okrągło. Start.. jasne, że był trudny. Zwłaszcza, że nigdy w zasadzie nie miałam do czynienia z powieścią w obcym języku, którą, uwaga!, chciałam czytać jak najzwyklejszą książkę. Bowiem właśnie przy tej wspaniałej okazji, zdałam sobie sprawę, jaka przepaść dzieli np. teksty z podręczników do angielskiego: "artykuły", historyjki etc., a właśnie tę formę tekstu. Na szczęście, zauważalne w postępach efekty coraz bardziej motywowały mnie do zagłębiania się w historii, przez co z jednego rozdziału dziennie, w trymiga przerzuciłam się na dwa, potem trzy... aż, niespodziewanie, książka się skończyła.
Ponadto, już jako "wprawiony" amator szlifowania angielskiego języka literackiego, mając do dyspozycji tak urozmaicony arsenał pomocy umieszczony w wydaniu (słówka na marginesach, z tyłu i przodu właściwego tekstu), próbowałam urozmaicać sobie lekturę o... "ćwiczenia" lingwistyczne. Przykładowo: dawałam sobie 15-30 sekund (w zależności od długości listy na marginesie) na przeczytanie i względne przyswojenie nowych słówek, po czym starałam się przewertować jedną stronę tekstu bez spoglądania na skraj kartki. Dzięki temu, owe wyrazy naprawdę zostawały mi w głowie na dłużej, a przy ich powtórzeniu się nie miałam już problemu z entuzjastycznym okrzykiem "o! ja wiem, co to znaczy! już wiem!".
Wydawnictwo Ze Słownikiem, za wprowadzenie na polski rynek owoców swojego niecodziennego pomysłu, powinno otrzymać nie jeden, nie dwa, lecz nawet trzy ordery. Pierwszy: za cząstkę motywacji, którą zaszczepia w każdym nowym czytelniku - to właśnie ona sprawia, że nie tylko sięgniemy po egzemplarz, otworzymy go raz czy dwa, ale będziemy chcieli do niego wracać, a po zakończeniu wybierzemy się do księgarni po następny. Drugi: za ogromny nakład pracy, który docenia się zwłaszcza podczas samej lektury, gdy książka zdaje się wręcz czytać nam w myślach i podpowiada znaczenie akurat tego, nieznanego nam słowa. Trzeci, natomiast, w ramach dwóch rodzajów efektów, jakich odbiorca doświadczy po podjęciu wyzwania z powieścią anglojęzyczną, przygotowaną w takiej formie: efekt krótkofalowy, sprawiający, iż na bieżąco, z coraz większą łatwością przyswajamy nowe zwroty, by zrozumieć to, co akurat czytamy oraz długofalowy, gdy umysł odtwarza sformułowania zapamiętane z książki, dzięki wielokrotnemu powtórzeniu ich w różnych kontekstach. Oczywiście wszystkie ordery jak najbardziej złote!
Nawet Leon z Rudolfem wkręcili się w czytanie! |
Za egzemplarz "Wakacji z Nel" i "Wielkiego Gatsby'ego" oraz możliwość urozmaicenia mojej lingwistycznej serii tym postem, serdecznie dziękuję wydawnictwu Ze Słownikiem. :)
Super książka, oby więcej ciekawych lektur z literatury angielskiej i amerykańskiej pojawiło się w ofercie Wydawnictwa:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam,
Małgosia
Myślę, że to świetne pozycje do rozpoczęcia swojej przygody z czytaniem po angielsku, bądź ze zwiększeniem trudności czytanych przez nas lektur ;) Sama rzuciłam się już dość dawno na głęboką wodę i z marszu przeczytałam kilka książek Cassandry Clare, niedawno skończyłam również It ends with us i mogę ją polecić wszystkim szukającym lektury anglojęzycznej ;) Nigdy nie słyszałam o Wakacje z Nel, chyba pora to nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Kochamy Książki