Liczba stron: 240
Wydawnictwo: YA!
Cena wydawnicza: 34,99 zł
Cena nabycia: -- (biblioteka)
O czym książka?
Zaraz wyjdzie, że się nie przygotowałam, ale prawda jest taka, że nie wiem o czym jest książka. Czytałam. Żeby nie było: przeczytałam od pierwszej do ostatniej strony. A mimo to, nie wychwyciłam tego, co w lekturze, wydaje mi się, najważniejsze: treści.
Historia opowiada rodzinę Sinclairów. Bogatą, odizolowaną od świata familię. W sezonie letnim zamieszkują oni prywatną wyspę, na której spotykają się i pogrążają w wakacyjnym odpoczynku. My, ich losy śledzimy oczami Candence - nastolatki, dziecka jednej z trzech córek Sinclaira seniora (zachęcam do zapoznania się drzewem genealogicznym, gdzieś na dole postu - pomaga :D). Dziewczyna opowiada nam głównie o czasie spędzonym z grupą czwórki przyjaciół nazywaną przez nich Łgarzami. Dowiadujemy się także o wypadku na wyspie, który zmienił życie całej rodziny Sinclairów, zwłaszcza głównej bohaterki, która traci pamięć wskutek tego wydarzenia. Rozpoczyna więc przeszukiwanie swojego umysłu w celu odnalezienia jakichkolwiek wspomnień z felernej katastrofy, a także chwil przed nią. Natyka się na kłamstwa i prawdę. Pozostaje tylko pytanie: co jest czym?
Wygląd:
Kierując się moim gustem, oprawa wizualna okładki wypada dość przeciętnie. Ilustracja oraz tytuł pociągnięte akwarelą niewiele mówią o treści książki, choć jakichkolwiek aspektów tajemniczości również nie dodają. Z pewnością grafika wyróżnia się oryginalnością - nie spotkałam się do tej pory z tego rodzaju wykonaniem, aczkolwiek.. no nie przykuwa mojego wzroku i gdyby nie pojawianie się pozycji na wielu blogach i recenzowaniu jej w różnoraki sposób, nigdy nie wyciągnęłabym tego grzbietu z bibliotecznej półki.
Wnętrze natomiast stanowi element już bardziej warty uwagi. Zwłaszcza ze względu na formę podziału treści na rozdziały: króciutkie, ale liczne (87!). I właśnie dzięki temu książkę udało mi się skończyć: z inną świadomością pochłania się trzydziestostronnicowe części, a inaczej fragmenciki liczące sobie dwie, a czasem nawet jedną kartkę.
I wspomnę jeszcze o graficznym wyróżnianiu tekstu, czyli zabiegu stosowanym w 'Łgarzach' obficie. To także przyczyniało się do łatwiejszego czytania, choć wiadomo, iż zostało zastosowane w celu wyjęcia z linijek pojedynczych zdań bądź wyrazów i uwzględnienia istoty ich przekazu. Ale dla mniej i tak sprowadzało się to po prostu do szybszego sfinalizowania przygody z powieścią.
Koncepcja:
Nie do końca rozumiem zamierzenia autorki. To pierwsza myśl, która rzuciła mi się, tak między kartkami treści. Pomysł sam w sobie do oryginalnych mógłby się zaliczać. I pojedyncze szczątki przesłania po trudnych próbach załapania, chyba zrozumiałam. Wiadomo: bogata rodzina, nie licząca się z nikim, żyjąca tylko dla siebie i wśród siebie. I pojawiający się od czasu do czasu Gat, zaprzyjaźniony chłopak, który próbuje wpoić w ich przepełnione banknotami głowy, resztki moralności oraz spojrzenia na świat w bardziej empatyczny sposób. Łapiemy klimat. Ale po co zabawa w wypadek? W przypominanie sobie go? Rozmowy z.. właściwie kim? Nie chcąc przemycić tu żadnego spoileru, nie będę ciągnąć dalej tej listy pytań. Ale chyba zrozumieliście o co mi chodzi? Ani w pomyśle, ani, jak się zaraz okaże, w fabule nie znajduję punktu zaczepienia, myśli, która zachęciłaby Lockhart do stworzenia takiej, a nie innej powieści, sugerując jej sukces. Nie mówiąc o cytacie Johna Greena na okładce zachwalającym tekst jako 'wciągający, piękny i inteligentny'. Z jednym się zgodzę: 'nie zapomnę go na długo'. Bowiem te słabe tytuły częściej zapadają w pamięć. Niestety.
Bohaterowie:
Oni po prostu są. Nie mają swojego życia. Nie żyją swoim życiem. Żyją, bo muszą tworzyć historię wymyśloną przez autorkę. Niewiele tu można mówić. Postaci wykreowane przez Lockhart są płascy i wyróżniają się wyłącznie imionami, których zapamiętanie i tak stanowiło dla mnie już nie lada problem. Golden retrievery hodowane przez matkę Candence pojawiały się na tak często jak chociażby jej siostry. (
Może TO miało ukryte... głęboko ukryte znaczenie. Ja tam się nie dokopałam :C).
Mówiąc z kolei o głównej bohaterce, można by zastosować zasadę G-I-Ń. Głupota. I. Ńerozsądek. (
Ortografia rządzi ^^). Dwa słowa i wszystko jasne. Nawet uczucia, które próbowała wpleść między opisywanie wydarzeń nie miały w sobie żadnej głębi bądź nie sprowadzały ją do żadnego wniosku, przemyśleń. Lubię go. Chyba go kocham. Teraz się pocałujemy. Właśnie w takich momentach, bliższe wydają mi się nawet te nakręcone, zakochane nastolatki z 50% powieści młodzieżowych, które co dwie strony wzdychają do idealnego faceta. Bo jakim człowiekiem jest człowiek bez uczuć? Pohamowując z trudem me wzburzenie, po kilkunastu stronach tekstu postanowiłam podejść do bohaterów tak jak oni podchodzili do całego świata. Płytko i beznamiętnie.
Fabuła:
Choć trudno mówić tu o zdefiniowanej fabule z wydarzeniami pojawiającymi się jedno po drugim, mamy do czynienia z wieloma chwilami z życia bohaterki, przedstawianymi głównie poprzez retrospekcję, przypominanie sobie momentów po wypadku. Nie są one natomiast zbyt wymyślne, pomysłowe: autorka stawia głównie na rozmowy z przyjaciółmi, schadzki z Gatem, pierwszą miłością. Dostajemy także porcję faktów o zachowaniach rodziny : ich spotkaniach, kłótniach, przepychankach. Motyw walki o pieniądze, sporów między Sinclairów wyróżnia się i w sumie to jedyny, charakterystyczny dla tej książki element. Och, dodam jeszcze słówko o króciutkich bajeczkach tworzonych przez Candence, odnoszących się w różnoraki sposób do sytuacji jej i jej rodziny. Faktycznie, udana koncepcja na urozmaicenie niezbyt wciągającej treści.
Aspekt, który był odczuwalny przez prawie całą lekturę pozycji to negatywne emocje, jakie emanują z czynów i sposobu patrzenia na świat wykreowanych postaci. Bez przerwy czułam się przytłoczona egoizmem i bezwzględnością pojawiająca się na kartach książki. Aż niechętnie sięgało się po nią, zwłaszcza wiedząc, z kim się zaraz spotkamy.
Do końca..
Boję się, że nazbyt skrytykowałam powieść Lockhart. Nie chcę, żebyście myśleli, że nie znam zamysłu autorki: dopiero analiza tekstu, dokładniejsze wczytanie się między wierszami dałoby mi pełny obraz przedstawionej historii. Po to urywane zdania, pojedyncze słowa w wierszach. Ale czy to konieczne, aby dostrzec najważniejsze aspekty? Aby powrócić do treści i ponownie zagłębić się w losach Sinclairów musiałabym poczuć się do tego zachęcona pierwszym wrażeniem. Jak dla mnie, było ono średnie, więc nie sięgnę po 'Łgarzów' ponownie. Niestety. Mam wrażenie, że tekst po prostu do mnie nie trafił, nie wywołał żadnego wow, nie poruszył żadnych czeluści mego serca, a już na pewno nie w dobrym tego określenia znaczeniu. Cieszę się jedynie, iż pozycję mogę oddać z czystym i niewzruszonym sumieniem do biblioteki, zadowolona, że mam ją już za sobą. W stu procentach przeczytaną. Może nie do końca docenioną. Ale na pewno było to moje pierwsze i ostatnie podejście.
Moja ocena:
4/10
Jak tak teraz czytam tę recenzję po kilku dniach, aż mi się robi głupio. (Ach, ta dusza wrażliwca :|). Ale do tej pory czuję, że książka nie podbiłaby mego serca nawet po dziesiątym razie, po prostu nie trafiła w mój klimat. Miała w sobie pomysł, miała ramy, ale zepsuły ją, według mnie, kreacja bohaterów i nieco forma przekazu treści. Sama nie wiem. Coś mi się wydaje, że to może być jedna z tych książek rodzaju 'albo kochasz, albo nienawidzisz'. Tymczasem, jestem za opcją nr 2.
Cześć, Limonette!
OdpowiedzUsuńCzytałam tak dużo recenzji tej książki, ale żadna z nich nie była jakaś wychwalająca. Słyszałam również, że to wszystko wina tłumaczenia, że wszystkie gry słowne, jakie zostały wykorzystane w j. angielskim nie występują w polskim. Ale czy zwykłe gry słowne mogą wpłynąć na całą książkę?
nie
czytałam
ale
wiem
że
jest
coś
takiego
Pozdrawiam i zapraszam do siebie, dawno Cię nie było <3
Bardzo bym chciała sięgnąć po tę książkę. :)
OdpowiedzUsuńNa Rumpelstiltskina! Jakże tak można, Byliśmy Łgarzami jest jedną z najlepszych książek jakie przeczytałam w tym roku. Mi się wydaje, że własnie gry słowne zostały dobrze uchwycone przez tłumacza, a zdania przenoszone do następnej linii były świetne :D Ale jak widać każdy ma swoje zdanie <3
OdpowiedzUsuńJedna książka, sto opinii.. :) Mnie nie podpadła, ale mimo to, cieszę się, że znalazła też swoich fanów. ^^
UsuńW mój klimat trafiła totalnie. Troszkę się w niej gubiłam i tak jak ty nie umiem opowiedzieć o czym dokładnie była, ale podobała mi się. Lubię zaskakujące zakończenia i troszkę łagodniej ją oceniłam.
OdpowiedzUsuńBuziaki!
www.filigranoowa.blogspot.com
:((((
OdpowiedzUsuńOkładka świetna. Tytuł pociągający. I na tym się kończy. Myślałam, że pomysł autorki będzie dobrze zrealizowany, a bohaterowie barwni. Jednak po tym Jak napisałas, że są "plascy ", a ponadto są tylko po to, żeby być...No to zdecydowanie nie dla książki :(
Spróbuj i tak! Jak już wspomniałam: albo Ci się nie spodoba zupełnie, albo ją polubisz całkowicie. Mnie się nie udało, stąd taka, a nie inna opinia :)
UsuńMyślałam, że będzie ciekawsza, ale po twojej opinii muszę się poważnie zastanowić, czy warto ja czytać.
OdpowiedzUsuńPolski przekład wielu osób nie zachwyca. Jak pisała Patty- podobno to wina tłumaczenia, brak gier słownych, które występują w angielskim. Podobno też wersja oryginalna wypada o niebo lepiej, dlatego lepiej zapoznać się z nią, niż z naszą polską. Ja tam nie wiem, bo nie czytałam tej książki, choć mam na nią straszną ochotę. Okładka bardzo mi się podoba, chyba nawet napis jest jeszcze lepszy aniżeli angielski. Zachęciłaś mnie tymi rozdziałami- o wiele lepiej czyta mi się te króciutkie, aniżeli długie.
OdpowiedzUsuńTak, rozdziały to faktycznie spory plus, bo nawet to, w pewnym sensie, dynamizuje akcję. A jeśli chodzi o te gry słowne: spotykałam się z opiniami, których autorzy uważali, iż oryginał nie różni się AŻ TAK bardzo od polskiego tłumaczenia. No nie wiem. Chciałam spróbować treści, jaką częstuje nasz Lockhart, sprawdziłam, jak to wygląda, jestem zadowolona, że książkę przeczytałam. No, ale, że mi się nie spodobała od początku do końca.. Nawet najgorsze tłumaczenie wiele by tu nie zmieniło :)
UsuńMnie zaintrygowała pomysłem, ale obawiam się jej, trafiam już na kolejną recenzję, która wręcz powieść miażdży. Boję się zaczynać. Płascy bohaterowie mnie odrzucają...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Szkoda, że książka ci się nie spodobała. Juz jakiś czas poluje na tę powieść, ale jak na razie nigdzie nie mogę jej znaleźć. Jeżeli faktycznie jest to dzieło, które albo się kocha, albo nienawidzi, to muszę ją przeczytać i na własnej skórze przekonać się, do której grupy należę ;)
OdpowiedzUsuńhttp://zaczarowana-me.blogspot.com
Jeśli zainteresował Cię motyw bogatej rodziny na wyspie, odciętej od świata zewnętrznego, polecam zapoznać się z anime "Umineko no Naku Koro Ni". ^^ Taaak, próbuję przeforsować chyńske bajki. :p
OdpowiedzUsuńSzkoda, że książka Lockhart (Gilderoy?! D:) okazała się taka słaba. Po przeczytaniu opisu nawet miałam na nią ochotę, ale po przeczytaniu recenzji już nie.
Bo kocham czytać!
Anime? Ekhm.. no.. no nie jestem przekonana :s :D Choć, może faktycznie jakiś tam kawałek jednego odcinka obejrzeć można, poszerzać horyzonty :|
UsuńUff, nie tylko mi nazwisko autorki kojarzy mi się z Harrym Potterem :D
Spróbować można - 240 stron to kilka godzinek spokojnie ^^
Możesz spróbować z chociaż jednym odcinkiem (24 minuty, z czego około 1,5 min to czołówka [opening], a drugie 1,5 min to ending :D). Jeśli się spodoba - pociągniesz dalej, jeśli nie - odrzucisz.
UsuńDzieło pani Rowling pierze mózg. Nawet reklama napoju energetycznego BLACK (puszczana na TVNie przed Potterem oczywiście) kojarzy mi się z tą serią. No bo, co jak co, ale Blacków to było sporo. xD
Oj, to faktycznie, 20 minut - można zobaczyć ^^
UsuńCo prawda, o tym nie pomyślałam, ale faktycznie Blacków trochę się pojawiało :D Zapomniałam wczoraj oglądnąć Pottera i poszłam spać :C
Nie martw się, w niedzielę powinna być powtórka o 15:45. ^^
UsuńKsiążkę miałam czytać na początku wakacji, ale koniec końców ja sobie odpuscilam :/
OdpowiedzUsuńKolejna niska ocena tej książki, więc na pewno nie sięgnę po nią w najbliższym czasie ;)
OdpowiedzUsuńMnie do tej książki nie ciągnie, a widzę, że niezbyt dużo tracę. Nie lubię płaskich bohaterów! :| Jeśli natrafię na ten tytuł w bibliotece, to wypożyczę i przekonam się na własnej skórze, jaka ta książka jest, ale tak... na pewno nie będę jej kupować. :P
OdpowiedzUsuńNo cóż, nie mam ochoty zajrzeć, po twojej recenzji tym bardziej. A może to psy były ważniejsze do tych sióstr? :D
OdpowiedzUsuńTeż coś tak przeczuwam. A tu się nagle okazuje, że te golden retrievery 'były Łgarzami' :| :D
UsuńO tej książce dużo słyszałam - niestety większość to złe opinie. Mam jednak ochotę sięgnąć po tę książkę i sama przekonać się co i jak - a Twoja recenzja mimo, że niezbyt pozytywna i tak zachęciła mnie do poznania Łgarzy ^.~
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam do siebie :*
my-life-in-bookland.blogspot.com
Ciężko jest napisać o fabule tej książki - ja też miałam z tym wielki problem, z resztą nie tylko ja. Tyle że mnie książka bardzo się spodobała. Jest bardzo specyficzna i nie każdemu przypadnie do gustu, ale ja dałam się nabrać i wpaść w zagadkę, której rozwiązanie naprawdę mnie zaskoczyło.
OdpowiedzUsuńNie za wysoko oceniłam tę książkę, ale muszę przyznać, że takiego rozwiązania tajemnicy się nie spodziewałam :)
OdpowiedzUsuńNie jestem zaskoczona słabą oceną, podobno książka jest fajna, ale w oryginale :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że piszesz to co myślisz. Ja nie czytałam tej książki i ciężko mi powiedzieć czy się zgadzam z Twoją negatywną oceną czy nie :)
OdpowiedzUsuńWczesniej bardzo chciałam przeczytać tę książkę, ale teraz już sama nie wiem. Skoro tak nisko ją oceniłaś, to może byłaby to tylko strata czasu? ;)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce, ale mnie nie zainteresowała. Wygląda na to, że niewiele straciłam. :) Mnie też nazwisko Lockhart kojarzy się tylko z Gilderoyem. ;p
OdpowiedzUsuńOd dawna mam ochotę na przeczytanie tej książki, wiele moich znajomych powtarza, że jest genialna, ale ostatnio czytam wiele złych opinii, sama nie wiem ... :P
OdpowiedzUsuńhttp://lakaksiazek.blogspot.com
O tak, zdecydowanie tą książkę albo się kocha, albo nienawidzi. Jak tak czytam różne recenzje, to opinie są bardzo podzielone. Teraz sama nie wiem, czy sięgać po ten tytuł, czy nie. :D Na razie nie dopisuję na listę "chcę przeczytać", ale jak gdzieś kiedyś się na niego natknę to raczej przeczytam. :3 Heh, ja też od razu pomyślałam o Gilderoju. XD
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
W krainie książek