Wydawnictwo: Jaguar
Cena okładkowa: 39,90 zł
Seria: Strażnicy Veridianu
Tom: I
O czym książka?
Fantasy z zabawami z czasem. Nastoletni Ethan jest jednym ze strażników walczących ze złą boginią. Pragnie ona tak zmienić przeszłość, aby aktualne zdarzenia pozwoliły jej zapanować nad światem. Chłopak przenosi się w czasie, aby uniemożliwić jej i jej pomocnikom przeprowadzenie tego jakże nikczemnego planu. Ethan wspina się w hierarchii straży pragnąc otrzymać najwyższą nagrodę w służbie - skrzydła, czyli możliwość przenoszenia się w dowolne miejsce. Niestety, pewien drobny 'wypadek przy pracy', sprawia, iż jego nadzieje zostają rozwiane. Istnieje jednak jeszcze jedna szansa. Isabel. Dziewczyna z sąsiedztwa, młodsza siostra jego dawnego przyjaciela, a przede wszystkim: jego piewsza uczennica. (Wiadomo, płeć piękna zawsze musi ratować skórę >:c). I po takim wprowadzeniu rozpoczyna się akcja, ratowanie królewskich potomków, odkrywanie tajemnic i poplątania miłośne, do których sama do końca nie jestem przekonana, ale zdaję się na pomysł autorki.
Wygląd:
Póki co, nie zdarzyło mi się jeszcze, bym była niezadowolona z okładki pozycji wydanej przez Jaguara. Wszystkie (nawet te słabe treścią) swoją szatą graficzną skutecznie przykuwają wzrok, aż prosząc się, by po nie sięgnąć. To tyczy się również 'Strażników Veridianu'. Taka tam ładna panienka w pelerynce od Harry'ego Pottera. Ale jeżeli połączyć ją z motywami zegaru, porysowanego kamienia i jaśniejącymi promieniami (a przynajmniej według mojej inwecji twórczej :|), to okładka zdobywa tego 'cosia', który wystarcza, by odwrócić książkę i zagłębić się w opis fabuły. Wewnątrz spotykamy się z krótkimi rozdziałami (za co także plusik, gdyż męczy mnie rozciągaaanie jednej części na 50 stron :c), nazywanymi jedynie imieniem bohatera, z którego perspektywy są opisywane wydarzenia (czyli do wyboru mamy 'Ethan' bądź 'Isabel' c:). Marginesy w miarę OK, czcionka w sam raz, zwłaszcza jej rodzaj. Strony pachnące lasem, nie za cienkie, także dobrej jakości. Ogółem pozycja, która idealnie dopasowuje się do dłoni i układa w sposób, by pozostać w niej jak najdłużej.
Koncepcja:
Od razu przyznam się, iż jest to pierwszy tytuł w mojej czytelniczej karierze związany właśnie z przenoszeniem się do przeszłości. Stąd też nie wiedziałam jakie kryteria ustanowić wobec 'Strażników..'. Ostatecznie nie miałam zbyt wysokich wymagań i postanowiłam po prostu ich przeczytać. (Logika - przeczytać książkę. Ksiażkę. Przeczytać!). Może bardziej zagłębione w tej tematyce mole potrafiłyby ocenić na ile pomysł kipi oryginalnością. Jak dla mnie: realia wykreowane w powieści zarazem tak bliskie i tak dalekie naszej rzeczywistości idealnie współgrały z opisaną historią. Wszystko łączy się ze sobą, trzyma się kupy i żadne fakty nie zaprzeczają wiarygodności stworzonego świata. Mamy tajemniczego, niestarzejącego się Arkariana o fiołkowych oczach (odnalazłam w nim kolejny wzór do naśladowania dla mojego chłopaka ^^), mamy Proroctwo, wokół którego toczy się cała gra między dobrem a złem i w którego wersetach znajdujemy role dla poszczególnych postaci z otoczenia Ethana. Jest też Cytadela, czyli kwatera główna Strażników, miesząca się w niezliczonej ilości pomieszczeń, do której można dostać się wyłącznie w snach. Tak więc całą otoczkę odhaczamy.
Jak wygląda sprawa z samą historią nastoletniego Nauczyciela? Odnoszę wrażenie, iż w tym punkcie autorka nieco sprawę położyła. Ale nie uwłaczam teraz jej zaletom. Moim zdaniem, stać ją na dużo więcej, zwracając uwagę na stworzoną rzeczywistość. Los Ethana i Isabel nie wydaje się być szczególnie zawikłany, wymagający wgłębiania się. Po prostu: muszą walczyć z ciemną stroną mocy, przezwyciężyli mniejsze zło i szykują się na większe zło. Momenty faktycznie zwracały uwagę, ale wstrząśnięta zbytnio po lekturze się nie czułam. Uwaga, z góry ostrzegam! TO JEDYNA WADA. Więcej nie będzie, więc to chwila dla wszystkich pesymistów do opuszczenia bloga. (Oczywiście nikogo nie wyganiam, nie chcę być niemiła :S)
Bohaterowie:
Sięgając po lekturę, spotkamy się z następującymi postaciami: Ethanem, Isabel, Arkarianem, Mattem, Carterem.. no i Mardukiem. Reszta w sumie większego znaczenia nie odgrywa, pojawia się epizodycznie bądź jeszcze rzadziej. Byście nie tracili przyjemności z odkrywania charakterów poszczególnych osób, w szczegóły wgłębiać się nie będę. Ogólnikowo: na pierwszy rzut oka widać, iż autorka na ten aspekt powieści dużego nacisku nie położyła. Bohaterowie są. Są i wykonują określone czynności, z których tworzą się przygody. A na te przygody składa się fabuła. I tyle. Co prawda, stykamy się z różnorakimi relacjami - głównie miłosnymi - ale jak już wspomniałam, są one, moim zdaniem, odmienne. Aby nie spoilerować: osóbka A była kiedyś zakochana w B, ale nagle zakochuje się w C i C też się zakochuje w A (chyba, bo to jasno z treści od początku nie wynika - tak prosto być nie może :|). Osóbka B nie kochała kiedyś A, ale teraz coś zaczyna do niej czuć. B i C nie mogą być razem, A i B łączy bliżej nieokreślona więź, a B i C.. raczej nie wchodzi w grę. Tak, ludzie są dziwni.
Portretów psychologicznych i analizy osobowościowej nie znajdziemy. Nieskomplikowanych bohaterów o skomplikowanych uczuciach już tak. Ponadto zetkniemy się z problemami typowo rodzinnymi: dziecio-rodzicielskimi zwłaszcza, ale również z brakiem rodzica, stratą dziecka, odpowiedzialnością i szukaniem miłości. Standard.
Fabuła:
Już od początku, książka zachęca czytelnika do kontynuowania przygody z nią. Prolog będący snem, czyli trwałe rozwiązanie w takowych powieściach. Dalej, także treść brzmi zachęcająco. Akcja, dynamika i ruch. Mało opisów, dużo wydarzeń. Niewiele rozterek, więcej działania.
(Oj, pisanie recenzji dwa tygodnie po przeczytaniu książki, chyba mija się z celem. :__:)
Bądź co bądź. Z wydarzeń najbardziej podobało mi się chyba odkrywanie znacznie starożytnego proroctwa, ujawnianie tożsamości postaci w nim zawartych. Może jest to motyw powielany wielokrotnie, ale zawsze przysparza ciekawości, z przyjemnością zagłębiam się w tego typu odkryciach. (Skarb narodów - polecam, oglądam za każdym razem, gdy jest puszczany w telwizji ^^).
Aspektem, wartym.. hm.. uwagi, którym również charakteryzuje się ta pozycja jest odmienne postrzeganie świata przez dwójkę głównych bohaterów. Czyli coś, co pozwala nam poznać płeć przeciwną i perspektywę oceniania otoczenia. Wahania Isabel, przemyślenia Ethana.. to dopiero ciekawe, jak inaczej skonstruowane są ich mózgi! (Limo odkrywa świat :D )
Do końca..
Podróże w czasie mogę uznać za wyzwanie osiągnięte. I powiem szczerze, iż tematyka przypadła mi do gustu, już waham się nad kolejnymi zakupami tego typu powieści. (Możecie doradzać te warte uwagi, z przyjemnością zasięgnę Waszej opinii ^^).
A jeśli chodzi o ten konkretny przypadek, jakim są 'Strażnicy Veridianu'.. Książka idealna na tę porę roku, gorący wakacyjny okres. Jeżeli musicie jednym okiem pilnować młodszego rodzeństwa taplającego się w ogródkowym baseniku, drugie bez problemu ogarnie problemy czyhające w tej pozycji. Jeśli macie zamiar leżeć na tarasie i napawać się jakże słonecznymi dniami, które może w końcu nadejdą (ja powoli tracę nadzieję :_:), w przerwach od wykańczających drzemek, kłaniają się 'Strażnicy..'. Także w postojach w czasie wspinaczki na Kilimandżaro, książka oderwie Was od metrów nad poziomem morza (opcja dla akrofobów) albo od zmęczenia przyjemnym spacerkiem. Tyle zastosowań! A nabierając nieco powagi, aby elegancko zakończyć tę recenzję, warto nabyć tę lekturę z jednego prostego powodu: odciąga. Odciąga od myśli, które kłębią się w naszych głowach i nie chcą nas opuścić. Dręczą, nie potrafiąc dać nam spokoju. Dopiero w zetknięciu ze światem, takim ten wykreowany przez Marianne Curley, łączącym się z naszym jedynie niewielkim pierwiastkiem, odpuszczają. Dając możliwość stanięcia twarzą w twarz ze Strażnikami. Strażnikami Veridianu.
Przepraszam, że ta recenzja jest taka.. no, słaba, no jest. Ale to chyba ten wakacyjno-leniwy klimat :s
A jak tam Wam leci w pierwszych dniach letniego odpoczynku? :)
Wygląd:
Póki co, nie zdarzyło mi się jeszcze, bym była niezadowolona z okładki pozycji wydanej przez Jaguara. Wszystkie (nawet te słabe treścią) swoją szatą graficzną skutecznie przykuwają wzrok, aż prosząc się, by po nie sięgnąć. To tyczy się również 'Strażników Veridianu'. Taka tam ładna panienka w pelerynce od Harry'ego Pottera. Ale jeżeli połączyć ją z motywami zegaru, porysowanego kamienia i jaśniejącymi promieniami (a przynajmniej według mojej inwecji twórczej :|), to okładka zdobywa tego 'cosia', który wystarcza, by odwrócić książkę i zagłębić się w opis fabuły. Wewnątrz spotykamy się z krótkimi rozdziałami (za co także plusik, gdyż męczy mnie rozciągaaanie jednej części na 50 stron :c), nazywanymi jedynie imieniem bohatera, z którego perspektywy są opisywane wydarzenia (czyli do wyboru mamy 'Ethan' bądź 'Isabel' c:). Marginesy w miarę OK, czcionka w sam raz, zwłaszcza jej rodzaj. Strony pachnące lasem, nie za cienkie, także dobrej jakości. Ogółem pozycja, która idealnie dopasowuje się do dłoni i układa w sposób, by pozostać w niej jak najdłużej.
Koncepcja:
Od razu przyznam się, iż jest to pierwszy tytuł w mojej czytelniczej karierze związany właśnie z przenoszeniem się do przeszłości. Stąd też nie wiedziałam jakie kryteria ustanowić wobec 'Strażników..'. Ostatecznie nie miałam zbyt wysokich wymagań i postanowiłam po prostu ich przeczytać. (Logika - przeczytać książkę. Ksiażkę. Przeczytać!). Może bardziej zagłębione w tej tematyce mole potrafiłyby ocenić na ile pomysł kipi oryginalnością. Jak dla mnie: realia wykreowane w powieści zarazem tak bliskie i tak dalekie naszej rzeczywistości idealnie współgrały z opisaną historią. Wszystko łączy się ze sobą, trzyma się kupy i żadne fakty nie zaprzeczają wiarygodności stworzonego świata. Mamy tajemniczego, niestarzejącego się Arkariana o fiołkowych oczach (odnalazłam w nim kolejny wzór do naśladowania dla mojego chłopaka ^^), mamy Proroctwo, wokół którego toczy się cała gra między dobrem a złem i w którego wersetach znajdujemy role dla poszczególnych postaci z otoczenia Ethana. Jest też Cytadela, czyli kwatera główna Strażników, miesząca się w niezliczonej ilości pomieszczeń, do której można dostać się wyłącznie w snach. Tak więc całą otoczkę odhaczamy.
Jak wygląda sprawa z samą historią nastoletniego Nauczyciela? Odnoszę wrażenie, iż w tym punkcie autorka nieco sprawę położyła. Ale nie uwłaczam teraz jej zaletom. Moim zdaniem, stać ją na dużo więcej, zwracając uwagę na stworzoną rzeczywistość. Los Ethana i Isabel nie wydaje się być szczególnie zawikłany, wymagający wgłębiania się. Po prostu: muszą walczyć z ciemną stroną mocy, przezwyciężyli mniejsze zło i szykują się na większe zło. Momenty faktycznie zwracały uwagę, ale wstrząśnięta zbytnio po lekturze się nie czułam. Uwaga, z góry ostrzegam! TO JEDYNA WADA. Więcej nie będzie, więc to chwila dla wszystkich pesymistów do opuszczenia bloga. (Oczywiście nikogo nie wyganiam, nie chcę być niemiła :S)
Bohaterowie:
Sięgając po lekturę, spotkamy się z następującymi postaciami: Ethanem, Isabel, Arkarianem, Mattem, Carterem.. no i Mardukiem. Reszta w sumie większego znaczenia nie odgrywa, pojawia się epizodycznie bądź jeszcze rzadziej. Byście nie tracili przyjemności z odkrywania charakterów poszczególnych osób, w szczegóły wgłębiać się nie będę. Ogólnikowo: na pierwszy rzut oka widać, iż autorka na ten aspekt powieści dużego nacisku nie położyła. Bohaterowie są. Są i wykonują określone czynności, z których tworzą się przygody. A na te przygody składa się fabuła. I tyle. Co prawda, stykamy się z różnorakimi relacjami - głównie miłosnymi - ale jak już wspomniałam, są one, moim zdaniem, odmienne. Aby nie spoilerować: osóbka A była kiedyś zakochana w B, ale nagle zakochuje się w C i C też się zakochuje w A (chyba, bo to jasno z treści od początku nie wynika - tak prosto być nie może :|). Osóbka B nie kochała kiedyś A, ale teraz coś zaczyna do niej czuć. B i C nie mogą być razem, A i B łączy bliżej nieokreślona więź, a B i C.. raczej nie wchodzi w grę. Tak, ludzie są dziwni.
Portretów psychologicznych i analizy osobowościowej nie znajdziemy. Nieskomplikowanych bohaterów o skomplikowanych uczuciach już tak. Ponadto zetkniemy się z problemami typowo rodzinnymi: dziecio-rodzicielskimi zwłaszcza, ale również z brakiem rodzica, stratą dziecka, odpowiedzialnością i szukaniem miłości. Standard.
Fabuła:
Już od początku, książka zachęca czytelnika do kontynuowania przygody z nią. Prolog będący snem, czyli trwałe rozwiązanie w takowych powieściach. Dalej, także treść brzmi zachęcająco. Akcja, dynamika i ruch. Mało opisów, dużo wydarzeń. Niewiele rozterek, więcej działania.
(Oj, pisanie recenzji dwa tygodnie po przeczytaniu książki, chyba mija się z celem. :__:)
Bądź co bądź. Z wydarzeń najbardziej podobało mi się chyba odkrywanie znacznie starożytnego proroctwa, ujawnianie tożsamości postaci w nim zawartych. Może jest to motyw powielany wielokrotnie, ale zawsze przysparza ciekawości, z przyjemnością zagłębiam się w tego typu odkryciach. (Skarb narodów - polecam, oglądam za każdym razem, gdy jest puszczany w telwizji ^^).
Aspektem, wartym.. hm.. uwagi, którym również charakteryzuje się ta pozycja jest odmienne postrzeganie świata przez dwójkę głównych bohaterów. Czyli coś, co pozwala nam poznać płeć przeciwną i perspektywę oceniania otoczenia. Wahania Isabel, przemyślenia Ethana.. to dopiero ciekawe, jak inaczej skonstruowane są ich mózgi! (Limo odkrywa świat :D )
Do końca..
Podróże w czasie mogę uznać za wyzwanie osiągnięte. I powiem szczerze, iż tematyka przypadła mi do gustu, już waham się nad kolejnymi zakupami tego typu powieści. (Możecie doradzać te warte uwagi, z przyjemnością zasięgnę Waszej opinii ^^).
A jeśli chodzi o ten konkretny przypadek, jakim są 'Strażnicy Veridianu'.. Książka idealna na tę porę roku, gorący wakacyjny okres. Jeżeli musicie jednym okiem pilnować młodszego rodzeństwa taplającego się w ogródkowym baseniku, drugie bez problemu ogarnie problemy czyhające w tej pozycji. Jeśli macie zamiar leżeć na tarasie i napawać się jakże słonecznymi dniami, które może w końcu nadejdą (ja powoli tracę nadzieję :_:), w przerwach od wykańczających drzemek, kłaniają się 'Strażnicy..'. Także w postojach w czasie wspinaczki na Kilimandżaro, książka oderwie Was od metrów nad poziomem morza (opcja dla akrofobów) albo od zmęczenia przyjemnym spacerkiem. Tyle zastosowań! A nabierając nieco powagi, aby elegancko zakończyć tę recenzję, warto nabyć tę lekturę z jednego prostego powodu: odciąga. Odciąga od myśli, które kłębią się w naszych głowach i nie chcą nas opuścić. Dręczą, nie potrafiąc dać nam spokoju. Dopiero w zetknięciu ze światem, takim ten wykreowany przez Marianne Curley, łączącym się z naszym jedynie niewielkim pierwiastkiem, odpuszczają. Dając możliwość stanięcia twarzą w twarz ze Strażnikami. Strażnikami Veridianu.
Przepraszam, że ta recenzja jest taka.. no, słaba, no jest. Ale to chyba ten wakacyjno-leniwy klimat :s
A jak tam Wam leci w pierwszych dniach letniego odpoczynku? :)