niedziela, 12 marca 2017

Serial inny niż wszystkie - Wiktoria, czyli jak biografia zmienia się na ekranie

Uwielbiam oglądać seriale! - takie zdanie w dzisiejszych czasach nie budzi ani zaskoczenia, ani zdumienia. Ba! Orientowanie się w najnowszych produkcjach zagranicznych wytwórni to wręcz spora zaleta, gdyż bez problemu odnajdziesz się w towarzystwie innych geeków "Gry o tron", "Doctora Who"czy "Sherlocka" bądź nawet zrozumiesz wiele kulturowych aluzji zawartych już nie tylko w środowiskach bliskich danej fabule.

Ja jednak wyłamuję się spośród rówieśników tym, że preferuję POLSKIE seriale i to te, które inni z mojego rocznika omijają przeważnie szerokim łukiem. M jak miłość, Barwy szczęścia, O mnie się nie martw, Ranczo ( :C), Komisarz Alex, Ojciec Mateusz. Ostatnio do mych "zasobów" dołączyły również Belle Epoque (mnie tam się naprawdę podoba!) oraz... no właśnie. Produkcja, o której Wam dzisiaj pokrótce opowiem pod względem koncepcji... dostałaby niespecjalne oceny. Trudno bowiem wymagać oryginalności od serialu historycznego. I nawet jeśli wielu widzów historie, w których ogromną rolę gra właśnie historia porządnie odstraszają, ten powinien stanowić wyjątek. Zdecydowanie!

Źródło: LINK

"Wiktoria", bo o niej właśnie mowa, od jakiegoś czasu pojawiała się na TVP 1, w piątki, po 20. Jak już wspomniałam, nie interesuję się zagranicznym światem seriali, tak więc też tytuł ten do tej pory był mi zupełnie obcy. Ale jak to przeważnie bywa: leci coś nowego, obejrzę pierwszy odcinek, zobaczę, ocenię. A potem już, tydzień po tygodniu, siada się wręcz odruchowo przed telewizorem i wsiada do pociągu w stronę XIX-wiecznej Anglii. Chociaż najchętniej nabyło by się bilet w jedną stronę.

Wiktoriański Londyn to czas, przestrzeń owiana ogromną tajemnicą, której mgiełka bardzo przyjemnie wplata się w fabuły książek: kryminalnych, obyczajowych, a nawet fantastycznych. Można znaleźć nawet takich fascynatów, sięgających po tekst bądź film TYLKO ze względu na dany motyw: jakże klimatyczny, specyficzny, wręcz magiczny. A jak sprawdziła się produkcja, w której wszystko kręci się, że tak to ujmę, u źródła, czyli obserwując losy samej angielskiej królowej? Co najmniej znakomicie!

Sam przebieg historii to po prostu przeniesienie na ekran losów Wiktorii Hanowerskiej, nazwanej przez matkę Alexandryną (nie dziwię się, że pierwsze imię nie przypadło jej do gustu!). Dla miłośników wiernego odwzorowywania faktów, serial miałby zapewne zbyt wiele niedopowiedzeń oraz zbyt mało... konkretów, jednak, dzięki temu, trafia do znacznie szerszej publiki, co trudno jednoznacznie skrytykować. Z drugiej strony, nie ma mowy o płaskiej, naciąganej bajce o księciu oraz księżniczce - wystarczy przyjrzeć się kilku kadrom, by mieć pewność, że praca nad filmem przyniosła oczekiwane, porządne efekty.

Cały film opiera się na ośmiu, godzinnych odcinkach, z których każdy skupia się na innym przedziale lat z życia Driny. I tak, jak pierwszy epizod rozpoczyna się od ogłoszenia śmierci dotychczasowego władcy, przejmowania tronu przez naszą, 18-letnią bohaterkę, tak ostatni, zdradzę w sekrecie, podgląda perypetie Wiktorii, oczekującej ze swym mężem dziecka. Początkowo, poczułam się nawet zaskoczona małą... rozpiętością czasową - zgon Wilhelma IV nastąpił w czerwcu 1837r., a pierwsza córeczka królowej przyszła na świat w listopadzie 1840r., zatem oba krańcowe wydarzenia dzieliły jedynie 3 lata! Mimo to, w akcji dzieje się mnóstwo, a widz uczy się biografii władczyni fragment po fragmenciku. (dla tych spragnionych wiedzy, na początku października ubiegłego roku ogłoszono powstawanie 2. sezonu serialu!).

Źródło: LINK

A właśnie! W śledzeniu losów postaci historycznych najbardziej lubię właśnie tę prozaiczną "naukę przez przyjemność". W rzeczywistości nie nazwałabym chyba tego, mimo wszystko, nauką. Ja po prostu chłonę nowe informacje, które przestają kojarzyć mi się z suchą treścią podręcznika, a z żywymi, wręcz przeżytymi na własne oczy sytuacjami: niebezpiecznymi przejażdżkami królowej po mieście, rozmowami z premierem, jej dobrym przyjacielem, lordem M., pierwszymi "podrygami" kolei, testowanej przez męża Wiktorii, księcia Alberta. Naturalną koleją rzeczy staje się zatem zapamiętywanie tych momentów na znacznie dłuższy czas, a nawet lepsze rozumienie realiów: nie otrzymujemy bowiem porcji wiedzy odtąd-dotąd, ale całe... danie, z którego wybierzemy, to, na co mamy ochotę. (czy zjemy całego schaboszczaka, samą marchewkę czy może skupimy się na ziemniaczkach. :D).

Aspekt historii, którym od zawsze najbardziej się interesowałam to obyczajowość. Chociaż ani daty, ani ciągi przyczynowo-skutkowe nie sprawiały mi większych problemów, właśnie kwestie społeczne: rozwoju, wprowadzanych zmian w środowiskach, wzbudzały moją ciekawość. Stąd też, serial trafił dla mnie w dziesiątkę! Bowiem poza najważniejszymi wydarzeniami, zarysowującymi realia akcji, fabuła jest bogata w sceny mniej istotne z punktu widzenia dziejów powszechnych, ale z pewnością nadające klimatowi niepowtarzalnego charakteru. Czytanie żartów w gazecie, bale maskowe, tworzenie przysmaków dla pałacowych mieszkańców, a nawet ówczesne metody antykoncepcji! Twórcy nie poskąpili nam także urywków z życia bohaterów pobocznych, wywodzących się ze służby w pałacu - pośród nich rozwinie się nie jeden wątek miłosny, zostanie poruszony problem ubóstwa, warunków w podłych dzielnicach Londynu. W dalszym ciągu jednak, otrzymujemy życiorysy postaci z krwi i kości, zatem zamiast suchej notki biograficznej, sięgamy po ich przyziemne, lecz niecodzienne z naszej perspektywy, zajęcia, obowiązki oraz sposoby spędzania... wolnego czasu. Jednym słowem: zbiór ciekawostek niedostępnych w najmądrzejszych książkach naukowych.

Nie sposób nie wspomnieć o spostrzeżeniach kobiecego oka: stroje, suknie, a przede wszystkim fryzury królowej zapamiętam chyba najdłużej spośród wszystkich elementów wizualnych. Charakterystyczne warkocze wokół uszu, upięcia z białymi kwiatami - trudno choćby wyobrazić sobie, ile czasu Wiktoria musiała spędzać w towarzystwie garderobianych na codziennej toalecie. (I ile czasu fryzjerzy poprawili włosy Jenny Coleman!). A jednak to wszystko składa się na wiarygodność produkcji oraz skrupulatność charakteryzatorów, scenografów w odtworzeniu tamtych czasów. Przecież kto nie lubi szczegółów i szczególików (to to, na co kobiety najczęściej i najchętniej zwracają uwagę!).

Jeśli nie interesuje Was historia, nie macie głowy do kostiumów i innych fatałaszków, musicie przynajmniej skosztować muzyki serwowanej nam w iście epickim stylu! Trąby, chór, skrzypce - wszystko misternie połączone, splatane, budując kompozycję tak tajemniczą, chłodną, a zarazem emocjonalną. Jak dla mnie: majstersztyk!



Rzadko piszę o serialach, gdyż wątpię, by relacja z co trzeciego odcinka "Ojca Mateusza" zaowocowałaby szczególnym poszerzeniem jego grona widzów. W przypadku "Wiktorii" natomiast, nie mogłam przejść wobec tej produkcji obojętnie, bez słowa pochwały. Chociaż w zasadzie on jej nawet nie potrzebuje: wystarczy, że robi, to, co było w zamierzeniu jego twórców. Przekazuje, zachęca, fascynuje i pochłania. A skąpa dawka działa jak motor do zagłębiania się, szukania. I już jesteśmy wplątani bez reszty. 

11 komentarzy:

  1. Ja za polskimi serialami nie przepadam i raczej nic mnie do nich nie przekona :D.

    Co do serialu o którym piszesz - lubię takie z wątkiem historycznym, będe o nim pamiętać :)

    Pozdrawiam

    I feel only apathy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, rozumiem. :D

      Warto sobie zapisać i nawet w 2-3 dni w wakacje się mu poświęcić. :)

      Usuń
  2. ,,Ja jednak wyłamuję się spośród rówieśników tym, że preferuję POLSKIE seriale'' - u mnie w towarzystwie jest raczej (niestety) na odwrót. To ja jako jedna z niewielu oglądam zagraniczne produkcje, a wszyscy cieszą się właśnie takim M jak miłość czy paradokumentami.
    Co do Viktori - zapisze sobie w telefonie i przy wolnym weekendzie przysiądę. W końcu taki miniserial to max. dwa dni przy moim trybie oglądania (jeśli oczywiście faktycznie tak mnie zauroczy). Pozdrawiam, Wielopasja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paradokumenty nie grzeszą inteligencją, ale czasem bywają przydatne. Chociażby tak dla "odmóżdżenia". :D
      No, jeden weekendzik wystarczy zdecydowanie! :)

      Usuń
  3. Też oglądam polskie seriale, w większości przypadków robię to dlatego, że mama je ogląda (np. taki Klan, który całkiem wciąga), ale mam też dwóch głównych faworytów - Ojca Mateusza i Na dobre i na złe. Pierwszy namiętnie śledzę od pierwszego odcinka, a do drugiego wróciłam po dłuższej przerwie dwa lata temu i od nowa się wciągnęłam. Przez długi czas określałam go mianem najlepszego polskiego serialu, ale teraz coś się psuje :(.

    Wiktoria! Tak się cieszę, że znalazłam kogoś, kto też ogląda ten serial! Sama dowiedziałam się o nim na długo przed tym zanim TVP postanowiło go wyemitować, ale wtedy nie miałam ochoty na oglądanie online. I bardzo dobrze! Przez te dwa miesiące siadając po 20 przed telewizorem i oczekując na odcinek, niesamowicie związałam się z tym serialem, dużo bardziej, niż gdybym obejrzała go w 2-3 dni. Kiedy w piątek został wyemitowany ostatni odcinek, było mi naprawdę bardzo smutno. Nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.

    Muszę przyznać, że jestem trochę zła na to, jak scenarzyści rozpisali relację Wiktorii z Lordem M. Wyszła ona im po prostu za dobrze, a między Jenną a Rufusem jest tyle chemii, że ja po prostu nie czuję tej "wielkiej miłości" do Alberta. Melbourne go po prostu przyćmił i Albert zawsze pozostanie dla mnie tylko niemiecką parówką.

    Jeju, muzyka w tym serialu jest cudowna. Zawsze miałam ciarki, gdy leciała ta z początku. Coś pięknego. I ta fryzura Wiktorii - chyba na zawsze zapamiętam te charakterystyczne warkoczyki.

    Mam nadzieję, że nie rozpisałam się za bardzo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie zaznaczę, że uwielbiam takie komentarze, więc, jeśli tylko masz ochotę, możesz je pisać częściej! :D

      Ale się złożyło - także zaczęłam przygody z serialami za sprawą wieczornych seansów w towarzystwie mamy! :D
      Na dobre i na złe też oczywiście oglądam, ale przy pisaniu posta jakoś wypadło mi z głowy! Zgodzę się, że ostatnie odcinki nie mają już tego klimatu, co nawet rok temu. Miejmy nadzieję, że scenarzyści pójdą niedługo w troszkę innym kierunku, odchodząc od kwestii związanych chociażby ze Stanisławskim. ^^

      Również już czekam na kolejny sezon "Wiktorii". Dobrze, że będzie! Chociaż zanim pojawi się za granicą, w Polsce w ogóle zobaczymy go za kilka dobrych lat. :c

      Dziękuję serdecznie za komentarz! :)


      Usuń
    2. Ach, zapomniałabym o najważniejszym! Początkowo nie wyobrażałam sobie Wiktorii u boku kogokolwiek innego niż Melbourne'a, ale po kilku odcinkach odkrywania charakteru Alberta, myślę, że to nawet lepszy wybór od pana premiera. ^^

      Usuń
  4. O "Wiktorii" słyszałam, widziałam jakieś reklamy tego serialu, nawet nie wiem gdzie, bo TVP 1 akurat nie oglądam. Ba, ja telewizji mało co oglądam. Zasiadam jedynie do TVN-owskiego "Szpitala" dla odmóżdżenia czy "Malanowskiego i partnerów" w piątkowe poranki, kiedy idę do szkoły na późniejszą godzinę. No i czasem zdarza mi się obejrzeć Eurosport (łyżwiarstwo figurowe! czasem też kolarstwo) czy wybrane filmy. Obejrzałam dwa odcinki Belle Epoque i... nie wciągnęło mnie. A szkoda, bo wizualnie wypada naprawdę nieźle. :D "Wiktorię" może sobie nadrobię jak znajdę troszkę czasu. Może w wakacje? Zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla odmóżdżenia ciekawym doświadczeniem może być także "Szkoła" bądź "Ukryta prawda" - polecam serdecznie! :D
      A jeśli chodzi o Belle Epoque, chociaż zarzuca się kostiumografom wiele, moim zdaniem, spisali się bardzo dobrze, zwłaszcza jeśli chodzi o tzw. "polskie standardy". :D

      Wakacje to idealny czas na nadrabianie zaległości książkowo-serialowych!

      Usuń
    2. O boże, tylko nie te badziewia! D: O ile "Szpital" jeszcze toleruję (no dobra, już nawet i tego nie), o tyle "Szkoły", "Ukrytej prawdy", "Trudnych spraw" etc. nie jestem w stanie do siebie przyjąć. Nie, nie, nie, nie! xD

      Usuń
  5. Ja uwielbiam oglądać Na dobre i na złe i zawsze czekam cały tydzień (razem z mamą która też uwielbia ten serial ;)) na nowy odcinek. Z polskich seriali oglądam też M jak miłość, Ojca Mateusza, Drugą szansę i 19+ choć wiem, że jest to strasznie głupie :D Ale sprawia mi przyjemność oglądanie tego więc oglądam :D
    Co do Wiktorii kiedyś gdzieś widziałam jeden odcinek i jak będę mieć więcej czasu to pewnie nadrobię lubię takie seriale np. Zagadki Hotelu Grand czy nawet kiedyś oglądałam Wspaniałe Stulecie :D Więc różnorodnie ostatnio też mam fazę na tureckie seriale namiętnie oglądałam Grzech Fatmagul cudowny serial niestety już się skończył a teraz za niego Sekrety ojca :D Jednym słowem różnorodnie :D

    OdpowiedzUsuń

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░

Będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz ten post.
Proszę, byś wcześniej jednak go przeczytał/a bądź przynajmniej przewertował/a wzrokiem. :)

Zależy mi na szczerych opiniach, pytaniach, wątpliwościach i komentarzach. Możesz zostawić link swojego bloga - ale przede wszystkim przekaż mi swoją, wartościową ocenę.

Nie masz pomysłu na ciekawy komentarz? Napisz:
→ czy czytałeś/aś książki, o których piszę w poście?
→ czy owe lektury Ci się spodobały?
→ czy masz ochotę je przeczytać?
→ czy podoba Ci się pomysł na post?
→ czy przyjemnie czytało Ci się napisany przeze mnie tekst?
→ czy masz inny pomysł na post, który by Cię zaciekawił?
→ co będziesz czytał/a w najbliższym czasie? (albo co czytasz teraz?)
→ jak Ci mija dzień? :)
→ co słychać na Twoim blogu?



Z góry dziękuję za każde zdanie - dzięki nim mam szansę pracować nad swoimi!

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░