niedziela, 6 sierpnia 2017

WAKACYJNY POLIGLOTA cz. 3: "Wakacje z Nel" oraz "Wielki Gatsby" podczas nowej nauki czytania

Niezaprzeczalnie, książki dają człowiekowi mnóstwo możliwości. Poza tym, iż pozwalają odprężyć się, zrelaksować i zapomnieć o Bożym świecie, idealnie sprawdzają się również w roli zabijacza czasu, wichrzyciela złych emocji oraz mordercy stresu. Jednym słowem: niezłe z nich łobuzy (o! jeszcze na półkach się nie mieszczą, grubasy!). Co by się zatem stało, gdyby do ich listy zalet dopisać jeszcze jedną: naukę? 

Oczywiście, z każdej lekcji polskiego wyniesiemy wnioski, iż bezapelacyjnie, lektury edukują pod względem moralnym: dobro jest dobre, a zło złe. Chodzi mi tutaj jednak o zupełnie inny rodzaj pozyskiwania wiedzy, bardziej szkolny, typowo... edukacyjny. Skłaniając się ku sednu: pokażę Wam dzisiaj, jak za pomocą książki nauczyć się angielskiego. 


Pomimo, że na wielu blogach ostatnimi czasy nazwa wydawnictwa Ze Słownikiem przewijała się w każdym możliwym przypadku, uważam inicjatywę, jaką ono podjęło, nie tylko za istotną, ale bardzo przydatną. Stąd też, chciałam spróbować na własnej skórze, z czym to się je!
Życie jest bowiem po to, by nim żyć i je sobie ułatwiać, a nie siedzieć i się martwić, ilu to rzeczy nigdy nie uda nam się zrozumieć bądź nauczyć. 
Z tą optymistyczną myślą, przejdźmy do książek. :) 

Z oferty wydawnictwa postanowiłam wybrać tytuły, kierując się dwoma względami. Po pierwsze, zależało mi na tym, by były to pozycje, które mnie naprawdę zainteresowały i które z przyjemnością czytałabym, nawet po angielsku. A napomknę, że wybór jest ogromny, więc miałam nie lada zagwozdkę! Z drugiej strony, by post zyskał na atrakcyjności, chciałam przeczytać książki, różniące się pod każdym możliwym względem. Po to, by pokazać Wam, że lektura w obcym języku nie oznacza wyłącznie mąk z ciężką, przestarzałą "klasyką" bądź sztucznymi dialogami powiastek młodzieżowych.

Przede wszystkim, warto zwrócić uwagę właśnie na bardzo duży wybór tytułów, widniejących na liście w ofercie. Nie ma tu mowy o wrażeniu, jakie czasem nas dopada wchodząc księgarni po wyprzedaży -80% na cały asortyment, gdzie na półce leżą zgniecione trzy egzemplarze jednej książki. Którą, swoją drogą, już kiedyś czytaliśmy. Tutaj, spis książek ciągnie się bez końca, a pośród nich znajdziecie i historie znane wszystkim z dzieciństwa (Doktor Dolittle i jego zwierzęta, Czarnoksiężnik z Krainy Oz, Alicja w Krainie Czarów), i teksty, całkiem niedawno widniejące w zestawieniu Waszych szkolnych lektur (W 80 dni dookoła świata, Ania z Zielonego Wzgórza), jak również nawet tytuły wcześniej nieznane, a jednak niosące ze sobą spory bagaż historii (Wehikuł czasu, Wojna światów, Wenus w futrze). Najlepsze jest to, że nie wymieniłam nawet 1/3 wszystkich propozycji wydawnictwa. Nie mówiąc już o zapowiedziach!

Zainteresowanych zapraszam pod ten link: lista tytułów wydawnictwa.

***


Na moją szafkę nocną dotarły dwie pozycje: "Wielki Gatsby" F. Scott Fitzgeralda oraz  "Wakacje z Nel" D. K. Hamlin. Chociaż zapewne tytuł tej pierwszej obił Wam się uszy, a drugiej nie mówi Wam zupełnie nic, umówmy się, że najpierw opowiem o tej mniej znanej, później wspomnę co nieco o klasyce, po czym skupimy się na tym, co stanowi sedno postu, czyli na języku angielskim.


"Wakacje z Nel" stanowią bardzo intrygujący misz-masz. Na pewno spotkaliście się z książką polskiego pisarza, opowiadającą o zagranicznym, przeważnie amerykańskim świecie, bohaterach. Tutaj, możemy doświadczyć czegoś zupełnie odwrotnego: angielojęzyczna powieść nad polskim morzem. Zainteresowani?
Nel ma 18 lat i postanowia spróbować swoich sił jako opiekunka na wakacyjnym obozie dla wychowanków domów dziecka, który ma mieć miejsce nad Bałtykiem. Nie wie jednak, że decydując się na przewodzenie grupce starszych chłopców, skazuje się na bezsenne noce, poświęcane zapobieganiu rozbrykanym pomysłom swoich podopiecznych oraz całą masę problemów. Na szczęście, właśnie dzięki tym dzieciakom dostaje od losu również potężną dawkę wspomnień, doświadczenia i możliwości zupełnie odmiennego spojrzenia na świat z opcją zmienienia go odrobinę na lepsze. 
Natomiast "Wielki Gatsby"? 
Jest to historia opowiadana oczami sąsiada tytułowego bohatera, czyli Nicka Carrawaya, w której dowiadujemy się o losach właśnie naszego Gatsby'ego, a także poznajemy od podszewki świat śmietanki towarzyskiej w latach 20. XX w. w Stanach Zjednoczonych. Myślę, że sporo osób kojarzy ten tytuł: jak nie wersji książkowej, to zapewne filmowej. Mnie ten klimat wciągnął w stu procentach, a moim ulubionym słowem od tej pory jest karawanseraj (bądź, jak kto woli: caravansary)!

***


Jak zbudowana jest książka od wydawnictwa Ze Słownikiem?

Przygodę z egzemplarzem rozpoczynamy od okładki: skromnej, białej, minimalistycznej, ale o bardzo przyjemnym w dotyku, śliskim materiale, sprawiającym, iż pozycja utrudnia plamom skażenie jej idealnego wizerunku. Na okładce pozostaje tylko to, co konieczne oraz istotne: tytuł, (po polsku i angielsku) autor, nazwa wydawnictwa, poziom językowy oraz informacja o obecności słowniczków - by żaden niepraktykujący czytelnik nie został zaskoczony tak nietypowym wyglądem wnętrza książki!

Po otworzeniu książki, naszym oczom ukazuje się strona tytułowa:

A zaraz później spis treści, czyli contents.


Już po wstępnej jego analizie widać, że przed rozpoczęciem lektury możemy zapoznać się z najpowszechniejszymi słowami z naszej powieści, natomiast na samym końcu odnajdziemy zbiór wszystkich wyrazów, jakie przemknęły nam w trakcie czytania w pogrubionej formie.
Skupiając się na dowolnej stronie samego tekstu, chciałabym docenić jej układ: przejrzysty, czytelny, a jednocześnie w zawoalowany sposób oddziałujący na myślenie czytelnika, przez co ułatwiający czytanie. Nie za małe litery sprawiają, iż nawet najtrudniejsze do przetłumaczenia zdania nie ciągnęły się dla mnie w nieskończoność, gdyż ciągle zauważałam to przemieszczanie się w stronę końca. Nawet marginesy z listą zwrotów i wyrażeń, która ze strony na stronę stawała się coraz mniejsza, miały wpływ na czerpanie z lektury frajdy! Skoro widzę, że w spisie jest coraz mniej wyrazów, to znaczy, że większość z nich musiałam już przyswoić, prawda?

Jeśli chodzi o moje własne wnioski, przemyślenia i refleksje, co istotne, zauważyłam, że w miarę przewracania kolejnych stron książki, nie tylko szybciej przyswajałam nowe słowa, ale nawet coraz rzadziej zaglądałam na margines strony, ratujący mnie początkowo na okrągło. Start.. jasne, że był trudny. Zwłaszcza, że nigdy w zasadzie nie miałam do czynienia z powieścią w obcym języku, którą, uwaga!, chciałam czytać jak najzwyklejszą książkę. Bowiem właśnie przy tej wspaniałej okazji, zdałam sobie sprawę, jaka przepaść dzieli np. teksty z podręczników do angielskiego: "artykuły", historyjki etc., a właśnie tę formę tekstu. Na szczęście, zauważalne w postępach efekty coraz bardziej motywowały mnie do zagłębiania się w historii, przez co z jednego rozdziału dziennie, w trymiga przerzuciłam się na dwa, potem trzy... aż, niespodziewanie, książka się skończyła.


Z rad praktycznych, warto, wybierając książkę z oferty wydawnictwa do zakupu, dokładnie przemyśleć kwestię poziomu, do jakiego została przyporządkowana treść danego tytułu. Chociaż każdy powinien być świadomy zakresu językowego, jaki zdążył sobie przyswoić, ja byłam w pierwszych momentach nawet nieźle zaskoczona, gdy w "Wakacjach z Nel" z etykietką A2/B1 (czyli teoretycznie bardzo proste formy) na wstępnych stronach spędzałam nawet kilka minut czasu, bo nie byłam w żadnym stopniu przygotowana na to, dość bezpośrednie zderzenie się z językiem (nie wiem, czego oczekiwałam po książce w innym języku. :D). Stąd też, jeśli nie czujecie się na sto procent pewni, proponuję rozpoczynać od czegoś ciut poniżej naszych umiejętności. Tak, na rozgrzewkę.

Ponadto, już jako "wprawiony" amator szlifowania angielskiego języka literackiego, mając do dyspozycji tak urozmaicony arsenał pomocy umieszczony w wydaniu (słówka na marginesach, z tyłu i przodu właściwego tekstu), próbowałam urozmaicać sobie lekturę o... "ćwiczenia" lingwistyczne. Przykładowo: dawałam sobie 15-30 sekund (w zależności od długości listy na marginesie) na przeczytanie i względne przyswojenie nowych słówek, po czym starałam się przewertować jedną stronę tekstu bez spoglądania na skraj kartki. Dzięki temu, owe wyrazy naprawdę zostawały mi w głowie na dłużej, a przy ich powtórzeniu się nie miałam już problemu z entuzjastycznym okrzykiem "o! ja wiem, co to znaczy! już wiem!".


Wydawnictwo Ze Słownikiem, za wprowadzenie na polski rynek owoców swojego niecodziennego pomysłu, powinno otrzymać nie jeden, nie dwa, lecz nawet trzy ordery. Pierwszy: za cząstkę motywacji, którą zaszczepia w każdym nowym czytelniku - to właśnie ona sprawia, że nie tylko sięgniemy po egzemplarz, otworzymy go raz czy dwa, ale będziemy chcieli do niego wracać, a po zakończeniu wybierzemy się do księgarni po następny. Drugi: za ogromny nakład pracy, który docenia się zwłaszcza podczas samej lektury, gdy książka zdaje się wręcz czytać nam w myślach i podpowiada znaczenie akurat tego, nieznanego nam słowa. Trzeci, natomiast, w ramach dwóch rodzajów efektów, jakich odbiorca doświadczy po podjęciu wyzwania z powieścią anglojęzyczną, przygotowaną w takiej formie: efekt krótkofalowy, sprawiający, iż na bieżąco, z coraz większą łatwością przyswajamy nowe zwroty, by zrozumieć to, co akurat czytamy oraz długofalowy, gdy umysł odtwarza sformułowania zapamiętane z książki, dzięki wielokrotnemu powtórzeniu ich w różnych kontekstach. Oczywiście wszystkie ordery jak najbardziej złote!

Nawet Leon z Rudolfem wkręcili się w czytanie! 

***

Za egzemplarz "Wakacji z Nel" i "Wielkiego Gatsby'ego" oraz możliwość urozmaicenia mojej lingwistycznej serii tym postem, serdecznie dziękuję wydawnictwu Ze Słownikiem. :)
Książki po angielsku

2 komentarze:

  1. Super książka, oby więcej ciekawych lektur z literatury angielskiej i amerykańskiej pojawiło się w ofercie Wydawnictwa:)

    pozdrawiam,
    Małgosia

    OdpowiedzUsuń
  2. Myślę, że to świetne pozycje do rozpoczęcia swojej przygody z czytaniem po angielsku, bądź ze zwiększeniem trudności czytanych przez nas lektur ;) Sama rzuciłam się już dość dawno na głęboką wodę i z marszu przeczytałam kilka książek Cassandry Clare, niedawno skończyłam również It ends with us i mogę ją polecić wszystkim szukającym lektury anglojęzycznej ;) Nigdy nie słyszałam o Wakacje z Nel, chyba pora to nadrobić ;)
    Pozdrawiam,
    Kochamy Książki

    OdpowiedzUsuń

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░

Będzie mi bardzo miło, jeśli skomentujesz ten post.
Proszę, byś wcześniej jednak go przeczytał/a bądź przynajmniej przewertował/a wzrokiem. :)

Zależy mi na szczerych opiniach, pytaniach, wątpliwościach i komentarzach. Możesz zostawić link swojego bloga - ale przede wszystkim przekaż mi swoją, wartościową ocenę.

Nie masz pomysłu na ciekawy komentarz? Napisz:
→ czy czytałeś/aś książki, o których piszę w poście?
→ czy owe lektury Ci się spodobały?
→ czy masz ochotę je przeczytać?
→ czy podoba Ci się pomysł na post?
→ czy przyjemnie czytało Ci się napisany przeze mnie tekst?
→ czy masz inny pomysł na post, który by Cię zaciekawił?
→ co będziesz czytał/a w najbliższym czasie? (albo co czytasz teraz?)
→ jak Ci mija dzień? :)
→ co słychać na Twoim blogu?



Z góry dziękuję za każde zdanie - dzięki nim mam szansę pracować nad swoimi!

░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░░